1 paź 2007

Dobra książka, dobry film.

Z różnych okazji trzeba napisać lub powiedzieć tzw. parę słów o sobie. Wtedy przysłowiowy ktoś stwierdza, że lubi dobra książkę i dobry film. To jest stały i bardzo powszechny element samoprezentacji. Tylko co znaczy?
Z drugiej strony, jeśli większość ludzi się podpisuje pod preferencjami dobrego filmu, to kto nabija kina na seansach amerykańskiej sieczki o urywaniu głów i innych członków ciała piłą mechaniczną? Kto kupuje tandetne romanse i kryminały z cycatą blondynką na okładce?
Przecież trudno jest powiedzieć o sobie, iż uwielbiam mydlane opery i przed nimi spędzam większość czasu zaś twórczość Zanussiego mnie nudzi i męczy. Dużo łatwiej powiedzieć, że lubię dobry film-jest dobry, bo ja go lubię. Przecież gdyby, taki nie był, to bym go nie oglądał. Zupełnie jak z winem. Dlaczego tanie wino jest dobre? -Bo jest dobre i tanie.
Może zatem gdy, się przedstawiamy trafniej jest użyć formy-lubię filmy, które oglądam oraz książki, które czytam (o ile czytam cokolwiek). Jeśli nie, lepiej pozostać przy zwrocie "dobrej książki", który nie musi oznaczać jej czytania. Po prostu lubię dobrą literaturę, a co z nią robię to, jest już moja sprawa.

5 komentarzy:

adam pisze...

Dzień dobry. Cycata blondynka na okładce to masełko i śmietanka życia naszego.Z książką i z winem jest rzeczywiście podobnie-po tym jak mnie podniecało, że w wyniku naturalnych procesów chemicznych w sfermentowanym soku powstają wyczuwalne posmaki i aromaty w "dobrym" winie rzeczywiście są wyczuwalne zwłaszcza dla mnie,mimo ze czekolady nikt tam nie dodawał, byłem skłonny zapłacić dobrych kilkadziesiąt złotych za "dobre" wino.Tylko właściwie po co - żeby pić dobre wino i tym sposobem uświetnić niedzielny obiad z Żoną lub kolację z przyjaciółmi. No tak, ale przy moim węchu i smaku odczucia czy raczej szeroko pojęte doznania z wina kupażowego są (trudno tak matematycznie, ale próbuję) o jakieś 20-30% mniej przyjemne, mniej ekscytujące, mniej fajne - trudno to wyrazić, kto lubi wino tak jakby szerzej ten zrozumie niż przy przyzwoitym winie za 60-80PLN bo za tyle można już kupić sensowne, kilkuletnie, jednoszczepowe wino z gwarancją szczepu i regionu i procesu kontrolowanego przez wytwórcę. Za to cena takiego "mniej przyjemnego wina" (mowa oczywiście o winie stołowym, ale nadal o winie, nie o winie marki "Samantha") jest kilkakrotnie niższa. Co więcej są wina przyzwoite zupełnie nieprzyjemne i tanie wina stołowe, które są bardzo miłe w smaku, mimo swojego krótkiego finiszu i tylko jednej świeżoowocowej nuty. Do czego zmierzam - z filmem i literaturą jest podobnie - wartość ma dla mnie literatura, która a. zmienia mnie, pozwala spotkać się z autorem i to spotkanie ma na mnie jakiś wpływ. I b. warsztat literacki autora jest tak świetny, że przy książce zapominam o Bożym świecie co mnie bardzo rozrywa. Z tego względu uważam, że dobra książka to właśnie ta (jak napisałaś), która mi się podoba i w tym kontekście "Pan Tadeusz" to flura straszna, kozie ogony wiązane rymom na siłę, nudne to, głupie i demoralizujące obyczajowo i społecznie, a przy tym antypolskie bo pokazuje Polaków jako sforę niekarnych półgłówków i pieniaczy. Hamlet nudny do wyrzygania. Zbrodnia i kara - no to jest coś. Książka zupełnie wykopana w kosmos,zwłaszcza prolog. Ale zdaje się, że wszystkie te dzieła są wrzucane do jednego worka literatury wysokiej. Podobnie pewnie jest z obecnym salonem - pewnie przy niektórych pozycjach wypada się drwiąco uśmiechnąć, a przy innych mówić "mhm", "ho ho" i "ach tak". Podsumowując nie istnieje według mnie coś takiego jak obiektywna ocena dzieła artystycznego i z tego względu określenie dobra książka nie ma sensu. Jeśli dla kogoś książka z cycatą blondyną jest dobra - to jest dobra i nic nikomu do tego. A osobiście lubiłem J. Carola (nie pamiętam ile "L" w środku), ale strasznie new age'owy okazał się i to tak, że "Alchemik" przy tym to prawie KKK, lubię Tolkiena i Sienkiewicza, bo mnie rozrywa i "Dziady IV", bo mają sens i "Dziady II", bo to po "IV" prawie jedyne co się Mickiewiczowi udało, zwłaszcza Monolog i Exupery'ego i "Przed sklepem jubilera" i Danutę Wawiłow i Rafała Ziemkiewicza i Camusa i Zbrodnię z karą (innych rosyjskich tuzów nie znam po prostu) i Gościnnego i Julio Cortazara dopóki pisze felietony zamiast marudzić, że i tak źle i tak niedobrze i w ogóle buuu... i tylko część tych książek/autorów można oznaczyć jako literaturę wysoką, a dla mnie to dobre książki są. Wszystko zależy na co ma się ochotę i strasznie się pienię jak ktoś przemyca tezę, że Głowacki lepszy od Pilipiuka (chociaż dla mnie lepszy, ale co komu do tego, jeśli ktoś uważa inaczej) i jeszcze mam wrażenie, że żeby książka była dobra to musi być wysoce prodepresyjna. Prodepresyjnej literaturze w moim życiu mówię stanowcze NIE. A w ogóle, to cudnie być ignorantem.

Gabi pisze...

Cóż za długa wypowiedź, aż trudno nazwać ją komentarzem.
Co to jest dobra literatura?
De gustibus non disputandum est.
Zaś w kwestii wina to, we Francji dobre wino jest dostępne już w bardzo przyzwoitej cenie. Pod tym względem to kraina winem płynąca. Te same trunki, które możemy kupić w Polsce, tutaj kosztują połowę ceny.

adam pisze...

ale ja jakoś nie przepadam za francuskim winem, to chyba przez przekorę, bo to taki kraj co się z winem kojarzy, a tymczasem w rożnych częściach świata rodzą się wielkie wina. Przy czym nie przepadam, nie znaczy "nie lubię" po prostu nie widzę wyższości francuskiego nad chilijskim. Oczywiście są wielkie francuskie wina, ale to zupełnie nie moja półka. Co nie zmienia faktu że zapytam - a jak z cłem, transportem itd? (czyt. czy łatwo Wam przywieźć?) Że de gustibus non disputandum est, to zgoda i pewnie tyle się napociłem w poprzednim poście, żeby to wyrazić, przez co chylę czoło przed Twoją elokwencją zdolną streścić mój post w jednym zdaniu.

Gabi pisze...

Możliwość przewiezienia wina mamy ale nie wielką gdyż, do bagażu podręcznego nie wolno go zabrać a w bagażu głównym jest ciut ryzykowne z uwagi na skaczących po walizkach pracownikach lotniska. Zawsze coś nam się uda przemycić jednak, nie są to duże ilości.
Czyżbyś chciał coś zamówić?

adam pisze...

Jeśli starczy mi czasu i entuzjazmu na zorientowanie się co chciałbym dokładnie, żeby nie kazać Wam szukać. I to właśnie będzie probierzem pokazującym na ile mi zależy. Bo od razu to mogę powiedzieć, że np. jakieś chardonay, z prowansji, białe, wytrawne, nie młodsze niż 3 lata, ale jak widać moja wiedza na temat winnic francuskich jest lichutka, a takie parametry na Was zrzucą konieczność wyboru.