12 paź 2007

Kurą domową być.

Dziś wspominam sobie kurs przedmałżeński, który odbyliśmy razem z moim "byłym narzeczonym". Kurs był porządny; mieliśmy wykłady z psychologiem, lekarzem oraz realnymi małżeństwami. Podczas jednych zajęć padło pytanie, czy któraś z pań mogłaby się spełnić w roli tzw żony w domu. Ciarki przebiegły mi wówczas po plecach- brrr ja raczej nie. Siedzenie w domu, walka z rozwrzeszczanymi bachorami, gotowanie, pranie, sprzątanie, oglądanie w telewizji przepisów na usuwanie plam z wiśni i wieczne czekanie na powrót męża do domu to zdecydowanie nie są moja domena. Gdzie luz, gdzie życie, gdzie rozwój własnej osoby? Wtedy jedna z dziewczyn odpowiedziała, że ona by tak potrafiła, pod warunkiem, że mogłaby się zajmować czymś jeszcze poza domem, mieć swoje hobby. Jej odpowiedź wydała mi się rozsądna ale nie przekonująca. W owym czasie myśl o posiadaniu np potomstwa, zdecydowanie mnie odstraszała.
Kilka lat później specjalnie wybrałam pracę, w której mogę liczyć na urlop wychowawczy. Z pełną premedytacją zdecydowaliśmy się na posiadanie Dzidka.
Dziś mijają 2 lata z hakiem odkąd nie pracuję i "siedzę w domu". Posiadanie potomstwa nie przeszkadzało nam w wyjechaniu za granicę kraju, podróżowaniu, poznawaniu nowych ludzi i miejsc. Na co dzień szkolę mój francuski nie tylko na kursie ale też ot choćby podczas wizyty u pediatry. Mam też czas na hobby, choć czasem brak mi na nie sił. Udało mi się zorganizować namiastkę pracy- prowadzę gimnastykę dla innych mam obarczonych małymi dziećmi i dzięki życzliwej przyjaciółce, napisałam kilka artykułów do gazety na tematy zawodowe. Zaś wieczorami chodzę na spotkania filmowe i kurs tanga argentynkiego.
Jestem spełnioną "kurą domową", spędzam ciekawie urlop wychowawczy. Nie mam rozterek dziecko-praca. Jestem szczęśliwa, wyluzowana i czuję, że naprawdę żyję.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny post. Właśnie tak się zdażylo, że ostatnio (wczoraj) rozmawiałam z Jaculkiem o tym, że (tu Cie może zadziwię) chciałabym być w domu "na pełnym etacie" a nie tak jak to teraz realizuję - po godzinach. Pomijając to, że jest to trudne zadanie to mam niestety poczucie zaniedbania niektórych domowych spraw, które są zaniedbywane właściwie z braku czasu...niestety. Najbardziej mnie frustruje fakt ten, że mając dziecko w wieku szkolnym ( tu Cię pewnie bardziej zadziwię) trzeba by takiemu dziecku poświęcać więcej czsu i uwagi niż w wieku wcześniejszym. To ten okres będzie Gaba pamietała jako okres bezmamowy, a nie gdybym chodziła do pracy w jej wcześniejszym wieku...No nie wiem, trochę to zamotałam, ale mam naprawdę wyrzuty sumienia z tego, że jestem 10 godzin dziennie poza domem w tygodniu...zamiast spełniania się w roli przykładnej żony, mamy, kury domowej, pani domu, czy jak jeszcze to inaczej się określa...

adam pisze...

Bo to jest pewnie tak, że niezależnie od warunków robi się co się chce i nie ma że nie da rady, kwestia ile chcę zapłacić i na ile mi zależy

Gabi pisze...

Owieczko!
Świat kobiety (zwłaszcza matki) jest pełen rozterek. Z jednej strony chęć poświęcenia rodzinie jak najwięcej uwagi a z drugiej potrzeba pracy.
Oczywiście druga pensja przydaje się rodzinie i czasem bez niej jest ciężko godnie żyć. Poza tym pozostaje jeszcze kwestia przyszłości czyli np emerytury, czy trudności powrotu do zawodu w pewnym wieku.
Poza tym praca to nie tylko korzyści materialne ale też dobry przykład dla dziecka, kontakt z ludźmi i urozmaicenie dla naszych szarych komórek.
Inna sprawa, że nie każda z nas jest stworzona do zajmowania się tylko domem.
Wybór zatem nie jest prosty. Ja sądzę, że najważniejsze aby można go było dokonać świadomie, samodzielnie, bez wewnętrznych rozdarć czy zewnętrznych nacisków.

Gabi pisze...

Adamie
Cena jest względna, bo np ja nie chcę wiecznie siedzieć w domu. Chciałabym aby mój syn był ze mnie dumny i nie utożsamiał mnie jedynie z odkurzaczem i ścierką. Aby na pytanie w szkole, co robi Twoja mama, nie odpowiadał- zmywa.