26 maj 2009

Bajka na dzień dobry.

Śpiąca królewna jak zwykle spała. Rycerz przyjechał by ją uratować na swej machinie oblężniczej (a nie jak w tanich romansach na białym koniu). Pocałował królewnę, która się natychmiast się ocknęła i powiedziała:
-Witaj Rycerzu, czy to ty mnie obudziłeś?
-Tak ja. A teraz cię rozwolnię.
-O dlaczego, mój Rycerzu ?
-Bo jesteś w klatce, więc cię rozkluczę i rozwolnię?
-Uwolnię.-Podpowiada giermek, o którym do tej pory nie było mowy w bajce.
-Tak, tak uwolnię.-Odrzekł Rycerz z wielkim zapałem.
-Dobrze, co będziemy później robić?-Zapytała Królewna.
-Będziemy się bawić.-Rycerz nie dał zbić się z tropu.
-I pewnie chcesz się ze mną ożenić?
-Tak.
-A co będę robić jako twoja żona?-Królewna wiedziona doświadczeniem chciała się dowiedzieć zanim wpakuje się w ewentualny toksyczny związek lub inną dziwną sytuacje.
Rycerz wymienił: robienie kakałka, spanie, karmienie dzidziusia, prowadzenie i mycie machiny oblężniczej.
-Podoba mi się zakres obowiązków. Zgoda!-Odparła Królewna ku wielkiej radości Rycerza.

Wystąpili
Dzidek jako Rycerz
Młoda Matka jako Królewna
de Silva w roli Giermka

23 maj 2009

O winie, co się nawinie. Muscat Blanc.

Muscat Blanc-wino białe, które nie jest jak tradycyjny Muscat Doux bardzo słodkie. Moim zdaniem ma wspaniały, świeży zapach o lekko owocowej nucie, ale oczywiście koneserzy mogą się ze mną nie zgodzić, lub o zgrozo użyć innej terminologii.
Podawane jest jako aperitif lub do deserów, oraz (w przeciwieństwie do słodkiego krewniaka) do sera (w Szwajcarii obligatoryjnie Gruyère) lub ostryg, do których się ostatnio przekonałam, jednak nadal nie uważam ich za wybitny rarytas (ogórki kiszone mojej mamy są lepsze).
To wino, jak z resztą wszystkie białe, pije się schłodzone.

21 maj 2009

Kochani Czytelnicy Bloga!

Dziś lecę z dziećmi do domu tj. do Polski, gdzie raczej nie będę miała okazji korzystać z komputera. Postaram się, by notki pojawiały się na blogu, jednak nie mogę obiecać, że odpiszę na Wasze komentarze, za co, z góry, przepraszam. Na okres wyjazdu wyłączam moderowanie komentarzy, do którego, niestety, jestem zmuszona na co dzień.
pozdrawiam

20 maj 2009

O winie, co się nawinie.

Tym wszystkim, którzy przekonani są (jak ja kiedyś byłam), że wina czerwone podaje się jedynie do mięs w krwawych barwach, dedykuję informację zdobytą na sobotnich caves ouvertes.
Pinot Noir jest gatunkiem szlachetnie czerwonym wina, uznawanym jako trunek znakomicie akompaniujący białym mięsom oraz czerwonym, zaś szczególnie kaczce i jagnięcinie.

Ciekawe, co na to powie Kaczka dziwaczka?

17 maj 2009

Pod znakiem Bachusa.

W sobotę wszyscy byli zajęci. Od tygodni każdy z naszych znajomych planował jak spędzi ten dzień i każdy chciał go spędzić w ten sam sposób tzn oddając cześć Bachusowi. Niektórzy zaś, od dawna mówili tylko o tym specjalnym dniu.

16 maja odbywa się święto zwane caves ouvetres, które przyciąga niezliczone rzecze ludzi. Jest to dzień lokalnych wytwórców wina. Skala święta jest olbrzymia. Ktoś komu dane było jechać autostradą nad jeziorem genewskim (np w drodze na narty) musiał zauważyć, że obszar ten jest pokryty winnicami sięgającymi hen aż do podnóży Jury. Otóż w dniu caves ouvertes we wszystkich usianych wokół winnic wioseczkach organizowane są festyny. Wytwórcy wina zapraszają do siebie na degustację i zakup szlachetnego trunku, zaś pierwsze nie obliguje do drugiego. Można zatem chodzić od gospodarstwa do gospodarstwa, z wsi do wsi, rozmawiać z tubylcami i kosztować naprawdę wyborne wina. Każdy dostępny skrawek ziemi zamienia się na restaurację pod chmurką, w której prócz degustacji wina i jedzenia miejscowych specjałów jak np konfitury z pigwy, czy żeberka z grilla, można posłuchać lokalnych kapel.
Świętowaniu towarzyszy atmosfera pikniku, radości, życzliwości i hojności, którą osobiście byłam zaskoczona. Nade wszystko zaś zadziwiło mnie, że mimo dostępu do nieograniczonej ilości alkoholu, zabawa nie traciła pozytywnej atmosfery, podobnie jak degustujący nie tracili fasonu. W tym miejscu muszę się przyznać do osobistego niedowiarstwa, bo mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, aby podobne imprezy mogły się odbyć w ojczystym kraju bez mordobicia i innych "atrakcji".
Zastanawia mnie, w czym leży sekret caves ouvertes, że świętowanie nie zamienia się w ordynarną popijawę. Może wszystkiemu jest winna szwajcarska mentalność, czy tubylcza kultura picia alkoholu, a może "winowajcą" jest samo wino, jego wykwintność, a może wpływ Bachusa? Któż to wie?

W sobotę przypomniał mi się mój pierwszy kontakt ze świętem wina, a z uwagi na moją sentymentalną naturę, pozwolę sobie powspominać. Otóż zanim wyjechaliśmy z kraju byłam przekonana, że co jak co ale na winie to ja się znam. Wszak pochodzę z inteligenckiego domu, a moi kochani protoplaści wpoili mi zamiłowanie do brydża, dobre maniery (co akurat nie do końca im się udało) i wiedzę o trunkach. Znałam więc terminy wytrawne, słodkie oraz wiedziałam, że wino czerwone do mięs czerwonych się podaje, a białe do białych. Wyposażona w przekonanie o mym znawstwie udałam się na targi wina we Francji, gdzie nikt nie wiedział o czym mówię, gdy poprosiłam o wino czerwone półwytrawne. W końcu jakiś życzliwy koneser uświadomił mi moje luki, a raczej brak wiedzy i cierpliwie objaśnił, że wina dzielimy na wiele rodzajów, które maja swoje nazwy, tak na przykład sauvignon blanc jest winem białym podawanym jako aperitif oraz do ryb czy serów. Więcej informacji zapamiętać wówczas nie zdołałam, choć koneser opowiadał dużo i z fascynującym zamiłowaniem. Od tej pory próbując zmyć plamę na mym honorze (a nie które takie plamy schodzą gorzej niż nie jedna po czerwonym winie) staram się nauczyć się tego i owego.
W tym roku na caves ouvertes prócz degustacji wyśmienitych gatunków win, zdobyłam kilka cennych informacji.

16 maj 2009

Dylematy, tęsknoty, anioły i demony.

-To co? Wybieramy się do kina?-Zagaiła mnie Lu.
-Na anioły czy bardziej na demony?-Odparłam.
Mowa oczywiście o premierze filmu na podstawie pewnej książki, nad którą rozwodzić się nie będą, podobnie jak na temat grających we wspomnianym filmie aktorów, choć jednego z nich, który kojarzony jest ponoć z rolami romantycznych amantów, znam głównie z grania zwyrodnialców, gejów lub innych podejrzanych typów np władających mieczem świetlnym. Pytanie jednak pozostaje, czy iść do kina?

Ochoty na obejrzenie ekranizacji "Aniołów i demonów" szczególnej nie mam. Nie pociąga mnie fabuła, ani teoria spiskowa, gdyż jako wnuczka miłośniczki Radyja teorii spiskowych np o masonach, Żydach, czerwonych, zielonych i cyklistach mam dostarczanych aż nadto. Efekty specjalne nie zrobią prawdopodobnie na mnie wrażenie, zwłaszcza prezentowane w migawkach symulacje zderzenia cząstek w akceleratorze. Muszę przyznać, że nie umywają się do wyników realnych eksperymentów, które widziałam w CERN'ie.
Istnieje jednak jeden aspekt, a raczej tęsknota, która przyciąga mnie do rzeczonego filmu niczym magnes. W rzeczy samej są nim magnesy akceleratora, zaś dokładniej możliwość ich ujrzenia razem z resztą oblicza LHC. Co prawda, ujęcia LHC kręcono w Hollywood, w halach i sztucznych wnętrzach, ale lepszy rydz niż nic. Zatem w związku z mą nieszczęśliwą miłością mam zamiar obejrzeć film, choć nie wiem, czy koledzy fizycy nie wyperswadują mi tego pomysłu.

PS. Jak doniósł mi pewien fizyk ekipa filmowa robiąca zdjęcia LHC, by móc go "odwzorować" w Hollywood, była pod wielkim wrażeniem. Jeden z jej członków miał powiedzieć "to lepsze od naszych makiet."

13 maj 2009

Złota klatka.

Pewnego wiosennego poranka, gdy światło słoneczne rozlało się gęstym złotem po okolicy, postanowiłam wagarować z synami. Zamiast odprowadzić Dzidka do przedszkola, wędrowaliśmy po naszym osiedlu zażywając słonecznej kąpieli.

Ciepło rozleniwiło Genewę, która poza godzinami szczytu i tak zdaje się być uśpiona. My też spacerowaliśmy sennie, bez pośpiechu poddając się wiośnie. Czas zdawał się biec jakby na bocznym torze z dala od obowiązku bycia "na czas". Światło zalewało ulice niczym gorąca ruda metalu. W jej gęstą masę wpłynął leniwie radiowóz, by ugrzęznąć na dobre niedaleko apteki. Z zaplecza wyszła farmaceutka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to ona wezwała policję i że w aptece doszło do jakiejś grubszej draki. Farmaceutka otworzyła policjantom wejście i cała trójka weszła do środka ginąc nam z oczu.

W drodze powrotnej razem z Dzidkiem snuliśmy hipotezy o złodziejaszku, który próbował przywłaszczyć sobie pieniądze oraz lekarstwo na świerzb (ręce go świerzbiły prawdopodobnie). Pogrążeni w domysłach i w wiosennym słońcu minęliśmy lawetę odholowującą źle zaparkowany samochód z parkingu pod sąsiednim blokiem. Uroki wiosennej Genewy.

9 maj 2009

"Gruba baba."

Jechałam autobusem komunikacji miejskiej, z lekka zatłoczonym. Przy drzwiach trajkotały nastolatki tamując wejście. Pewna pani zwróciła im uwagę dając upust swym frustracjom, "Jak można tak stać w przejściu?" Jedna z nastolatek rezolutnie odparła "A jak można być tak grubym?" czym trafiła w dziesiątkę, bo one przecież w każdej chwili trajkotać tudzież przesunąć się mogły, zaś puszysta delikwentka tak szybko nadmiaru ciała się nie pozbędzie.

Nie był to pierwszy raz, gdy byłam świadkiem gorszego traktowania osoby z nadwagą, czy jak w przypadku owej pani, otyłością. Z jednej strony uczymy dzieci, że nie powinny oceniać ludzi po wyglądzie, z drugiej hołdujemy wizerunkom zagłodzonych kobiet na okładkach magazynów. W dobie haseł tolerancji i rozszerzającej się (niczym epidemia dżumy w XIV wieku) politycznej poprawności mówienie na Afrykańczyka "czarny", czy na geja "sodomita" jest niewybaczalne. Jednak kogoś tęgiego bez skrupułów epitetujemy grubasem. Dla grubasów litości nikt nie ma. Przecież z kolorem skóry człowiek się rodzi a masę sam sobie przyprawia np objadając się przy telewizji, czy ekranie komputera (gdzie są moje szparagi?).

Trafiłam na strony bloga, nomen omen dość popularnego, którego autor bezpardonowo wyśmiewa otyłych, zaś na grubych babach nie pozostawia suchej nitki plując jadem złośliwości. Słownictwo przez niego używane jest najzwyczajniej obraźliwe. Autor uważa, że ma prawo źle się wypowiadać o tych ludziach, bo przecież oni są grubi.
Nasza znajoma, na prawdę duża kobieta, doznała wielu upokorzeń ze względu na tuszę razem z postawą lekarza ginekologa, do którego zgłosiła się z problemami z zajściem w ciąże. Ginekolog zanim jeszcze ją zbadał, zanim poznał wyniki analiz, wyraził się tak "Nic dziwnego, że pani nie może, przy takiej masie."

Szczupli stają się współczesną arystokracją, która piętnuje obrastanie tłuszczem, a widząc puszystych w duchu myślą "ależ oni się spaśli". Samej też mi się zdarza zadać pytanie, jak można się doprowadzić do takiego stanu, a w zasadzie zdarzało, bo po urodzeniu dzieci zyskałam większą empatię wobec grubasów.

Problemem nie leży w czyjeś tuszy tylko w fakcie, że jest ona powodem do traktowania kogoś gorzej, czyli powodem do dyskryminacji. Nie ma znaczenia, dlaczego czuję się lepszym od drugiego człowieka; czy ze względu na wykształcenie, pochodzenie (np z miasta a nie małej wioski), czy ze względu na kolor skóry, czy ilość zgromadzonego mienia. Jeżeli pogardzam grubasem, to może nadszedł czas odchudzić moje, własne.... mniemanie o sobie z nadmiaru pychy, którą obrastamy równie szybko, jak oni tłuszczykiem.

7 maj 2009

Badyle wokół CERN'u.

Dziś po odprowadzeniu Dzidka do przedszkola zafundowałam sobie spacer po polach wokół CERN'u. Pora dnia jak i roku skłaniała ku temu nieodparcie. Rodzinna kolekcja zdjęć wzbogaciła się zatem o kulę CERN-muzeum wśród zielonego groszku kwitnącego na biało oraz złocistożółtego kwiecia rzepaku. Jednak nie uczta oczu była celem owego spaceru, lecz prawdziwa uczta ze szparagami w roli głównego dania.

Tuż obok siedziby eksperymentu ATLAS i ciut nad LHC, mieści się uprawa szparagów słynna na całą okolicę. U gospodarzy, za bardzo uczciwą cenę, można nabyć to świeżo zebrane z pola warzywo. Postanowiłam sprawdzić plotki i skusiłam się na owe szparagi, w których degustacji towarzyszyła mi dwie godziny później para znajomych fizyków nuklearnych podczas wspólnego lunchu. Szparagami byliśmy zachwyceni. Nie wiem, w czym tkwi sekret ich smaku; czy w świeżości i fakcie, że wczoraj jeszcze wyciągały pędy w kierunku słońca, czy może sąsiedztwo LHC sprzyja ich uprawie. Razem z fizykami zapałaliśmy chęcią kontynuowania konsumpcji i tak oto, mam jutro nabyć 3 kilo zielonych badyli.