16 maj 2009

Dylematy, tęsknoty, anioły i demony.

-To co? Wybieramy się do kina?-Zagaiła mnie Lu.
-Na anioły czy bardziej na demony?-Odparłam.
Mowa oczywiście o premierze filmu na podstawie pewnej książki, nad którą rozwodzić się nie będą, podobnie jak na temat grających we wspomnianym filmie aktorów, choć jednego z nich, który kojarzony jest ponoć z rolami romantycznych amantów, znam głównie z grania zwyrodnialców, gejów lub innych podejrzanych typów np władających mieczem świetlnym. Pytanie jednak pozostaje, czy iść do kina?

Ochoty na obejrzenie ekranizacji "Aniołów i demonów" szczególnej nie mam. Nie pociąga mnie fabuła, ani teoria spiskowa, gdyż jako wnuczka miłośniczki Radyja teorii spiskowych np o masonach, Żydach, czerwonych, zielonych i cyklistach mam dostarczanych aż nadto. Efekty specjalne nie zrobią prawdopodobnie na mnie wrażenie, zwłaszcza prezentowane w migawkach symulacje zderzenia cząstek w akceleratorze. Muszę przyznać, że nie umywają się do wyników realnych eksperymentów, które widziałam w CERN'ie.
Istnieje jednak jeden aspekt, a raczej tęsknota, która przyciąga mnie do rzeczonego filmu niczym magnes. W rzeczy samej są nim magnesy akceleratora, zaś dokładniej możliwość ich ujrzenia razem z resztą oblicza LHC. Co prawda, ujęcia LHC kręcono w Hollywood, w halach i sztucznych wnętrzach, ale lepszy rydz niż nic. Zatem w związku z mą nieszczęśliwą miłością mam zamiar obejrzeć film, choć nie wiem, czy koledzy fizycy nie wyperswadują mi tego pomysłu.

PS. Jak doniósł mi pewien fizyk ekipa filmowa robiąca zdjęcia LHC, by móc go "odwzorować" w Hollywood, była pod wielkim wrażeniem. Jeden z jej członków miał powiedzieć "to lepsze od naszych makiet."

9 komentarzy:

Pedro Medygral pisze...

W obliczu wzmożonego ataku, jedyną możliwością na przetrwanie jest jedność. Tyle, że jedność oznacza rezygnacje ze swoeje wewnętrzej wolności(wyboru).
Art.5 Twórczość jednostki jest dźwignią życia zbiorowego.
(3)Granicą tych wolności jest dobro powszechne.

Gabi pisze...

Bardzo cenna uwaga.

Pedro Medygral pisze...

Zapomniałem dodać, że artykuł pochodzi z Konstytucji Kwietniowej. Oświeceni demokraci uważają ją za autorytarną, a wszystkich, którzy myślą inaczej odsądzają od czci i wiary. A co zrobić jeśli dla kogoś dobro wspólne jest wazniejsze od interesu jednostki, kiedy silna władza centralna to nie totalitaryzm tylko skuteczność, kiedy państwo jest wartością samą w sobie, najwyższą.Cały ja jestem w tych słowach, ale tylko Pani mogę to napisać. W życiu codziennym uznany byłbym za zagrożenie dla demokracji.Niech żyją blogi wolność i anonimowość wypowiedzi.

Gabi pisze...

W zasadzie Twój komentarz mógłby się znaleźć (powinien) pod poprzednim notką o wiośnie w Genewie.
Gdzie przebiega granica między wolnością jednostki a dobrem wspólnym? A nade wszystko, kto ma osądzić, co dobrem owym jest?
Co winno być celem/wartością człowiek, czy państwo?

pozdrawiam serdecznie i liczę na rozwinięcie wątku

Pedro Medygral pisze...

Gdzie przebiega granica między wolnością jednostki a dobrem wspólnym? A nade wszystko, kto ma osądzić, co dobrem owym jest?
Co winno być celem/wartością człowiek, czy państwo?

Wydaje mi się, że ta granica wytyczona jest przez zdrowy rozsądek. Dzisiaj wolność jest rozumiana jako autonomiczność i niezależność od jakiej kolwiek innego władzy. Sami stajemy się dla siebie bogami, gdyż widzimy tylko siebie i swoją wolność. Jednak to, że żyjemy w określonym czasie i środowisku, a więc we wspólnocie wymaga od nas spojrzenia trochę dalej niż tylko na wprost.
Dobro powszechne to nie abstrakcyjne sformułowanie, którego nie da się znaleźć źródła. To wszystko co nas otacza, a więc ulice transport miejski, ludzie spotykani na każdym kroku. Dobro współne to pragnienie szczęścia drugiego człowieka, nas wszystkich. Rozwój wspólnoty następuje wtedy, gdy jednostki są ambitne, ale nie w ujęciu egoistycznym, ale ambitne w sensie działalności dla innych. Granica pomiędzy dobrem wspólnym, a wolnością przebiega w naszym sposobie widzenia świata, gdy potrafimy zrezygnować z czegoś co nam przyniesie korzyść, a dla całości stanie się ciosem, zniszczeniem, zagładą. Nobel wymyślił dynamit, po czym założył fundację, aby w jakiś sposób zadośćuczynić swojemu wynalazkowi. Konstruktorzy bomby atomowej wskoczyli na wyższym poziom rozwoju technologicznego, ale za jaką cenę. Bismarck zrobił wszystko, aby zjednoczyć Niemcy nawet za cenę tych niewinnych ludzi ginących na frontach wojennych. Jeśli celem naszej pracy nie jest dobro innych, ale własna ambicja, wtedy przekraczamy granicę, za którą prędzej czy później będzie jakaś tragedia.

Bez zająknięcia powiem, że państwo. Dlaczego, bo jest naszym domem, który zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Nieprawdą jest, że teraz jest mniej państwa. Tysiące nowych przepisów , nowych regulacji, a wszystko po to, ażeby ludzie mogli spełniać swoje utylitarne pragnienia. Ludzie ubezpieczają się na gwałt w celu zabezpieczenia się na przyszłość, ponieważ boją się. Kto się nimi zajmie skoro nie mają dzieci, które były balastem, skoro prawem człowieka jest aborcja. Jeśli nie dajemy wspólnocie naszego największego skarbu jakim jest dziecko, to gdzie tu jest szansa na jakąkolwiek przyszłość.Kurczenie się wspólnoty to najwidoczniejszy efekt własnej wolności i braku dbania o publico bono.

Gabi pisze...

Zaś ja za Soborem powtórzę, że człowiek. Państwo ma służyć człowiekowi, co oczywiście w dalszym rozwinięciu nie sprzeciwia się podanej przez Ciebie wizji.
Prawo zaś, i tu zaznaczę, że polityka i zagadnienia związane z państwowością nie są moją domeną, prawo powinno być praktyczne tzn prowadzić do celu jakim jest dobro człowieka, a nie ograniczać się do zakazów i rozporządzeń.
Podobnie jak w wychowaniu dzieci to nie kara czy nagroda są celami, lecz nauka i pomaganie dziecku podjęcia słusznych wyborów.

A propos przypomniało mi się jak w liceum w czasie klasowej dyskusji poparłam autorytaryzm (wybór był jedynie między demokracją a władzą autorytarną).

Gabi pisze...

Ach popełniłam nieścisłość nie podając definicji człowieka, a tych wg antropologii filozoficznej jest kilka:
-pojedyncza, konkretna osoba taki przykładowy Mietek (Mietek dziś zaspał i spóźnił się do pracy.)
-człowiek jako gatunek dzielący historię, wypracowaną na przestrzeni tysięcy lat moralność, technologię (Człowiek wynalazł koło, malował ochrą żółtą i czerwoną.)
-człowiek w znaczeniu wszyscy obywatele (Każdy człowiek jest wolny.)

W tym kontekście podmiotem jest dla mnie człowiek jako obywatel tzn wartością jest dla mnie dobro wszystkich a nie państwa w sensie np ustroju, jego historii, prawa etc. Jednak dobro powszechne nie powinno, moim zdaniem, godzić w pojedynczą osobę (przysłowiowego Mietka) tzn, że gdyby w obliczu epidemii jakiejś strasznej choroby, ktoś chciał dokonać badań naukowych na moim dziecku możliwe, że kosztem jego zdrowia (by w przyszłości móc uratować setki osób), to bym się nie zgodziła.

Pedro Medygral pisze...

W ramach dodatkowego wykładu specjalizacyjnego wybrałem "Nauczanie społeczne KK" Jest to przedmiot ciekawy, ale zarazem nudny, ciarki mnie przechodzą na samą myśl, że będę musiał pisać test. Nie to jednak jest najważniejsze. Ostatnio na wykładzie uświadomiłem sobie, że prawo jako zakazy i nakazy,to we współczesnym świecie prawidłowa droga, chociaż tłamiąca indywidualność i w pewnym sensie naszą podstawową wolność.
Człowiek jako istota mająca żyć we wspólnocie obraca się w różnych kręgach, które bezpośrednio wpływają na jej zachowanie np. rodzina, praca, szkoła, znajomi, co powiedzą inni. Z tymże dawniej prawo pozytywne nie było najważniejszym ograniczeniem naszej swobody. Dla jednych mogła być to rodzina, a dla innych religia. Prawo może pełnić jedynie funkcje pomocniczą.Teraz jedank się to zmienia.
Na wykładzie został podany przykład jedzenia w transporcie publicznym co kila lat temu było nie do pomyślenia, także kilka lat temu w autobusach pojawiły się informacje o zakazie spożywania alkoholu. Nie pojawiały się one wcześniej, gdyż było to coś oczywistego. Poczucie wspólnoty i jej wewnętrze normy wyręczały państwo. Z biegiem czasu, gdy powoli zaczęły zanikać inne czynniki normujące nasze zachowanie. Zaistniała potrzeba jasnego stanowiska co wolno, a czego nie wolno. Jeśli granica naszej wolności jest wolność drugiego człowieka, to skąd mamy wiedzieć kiedy ją naruszamy, kto to ma ocenić. Z pomocą przychodzi państwo, które niejasno i nieprecyzyjnie mówi co mogę zrobić, a czego już nie.
Szlag mnie trafia, gdy widzę osobę rzucającą papierek na ulice. Za każdym razem powtarzam, że zesłałbym taką osobę na Syberię. Oczywiście jest to przesada, ale nie tak wielka. Pojęcie niskiej szkodliwości czynu to wstęp do gnicia społeczeństwa od samego spodu. No bo jeśli wolno nam wkładać szpilki, a nie wolno gwoździ, to przecież tysiąc szpilek to znacznie więcej niż jeden gwóźdź.
Całość moich przekonań wynika z obserwacji przeszłości. Dzieje to nieustanne przystosowywanie się do ówczesnej sytuacji. W Anglii był czas kiedy po najeździe Normanów król sprawował pełnię władzy, ale później powstał parlament, aby nastęnie zapanował Henryk VIII i Elżbieta I.
We Francji, Austrii i Prusach był czas gdy panował absolutyzm, który dzięki klarownemu sposobowi zarządzania i dbania o interes wspólny doprowadził do pomyślności państwa, a przez to całego społeczeństwa. W pewnym momencie dziejów ludzie doszli do przekonania, że absolutyzm to przeżytek, powoli zaczął zmieniać się ustrój. We Francji na drodze rewolucji w Prusach i Austrii na drodze ewolucji. Trójka ta wkroczyła w nowy okres dziejów z silnym i skonsolidowanym państwem. Nowe zmiany mające demokratyczne podłoże miały możliwość szybszego wcielenia dzięki aparatowi biurokratyczenmu wykształconemy w minionej epoce. W Rzeczpospolitej, gdy w Europie panował absolutyzm u nas rozpowszechniała się złota wolność. Znikł szacunek dla władzy, państwo było nieudolne, niewydajne nie spełniało swojej roli. Faktycznie nie istniało, było federacją państewek magnackich.Efektem tego stanu była sytuacja, gdy po wprowadzeniu na terenie Księstwa Kodeksu Napoleona ślubów cywilnych mieli udzielać księża, ponieważ nie było urzedników. A niby skąd mieli się wziąźć. Dzisiaj mamy pretensje do urzędników za ich pracę, ale jeśli Służba Cywilna to zupełnie nowa rzecz to jak możemy sie równać z biurokracją Niemiecką, gdzie aprat biurokratyczny działał znacznie dłużej. To jest tak samo z ugruntowaną demokracją na zachodzie itd. Właśnie zewzględu na to, istnieje we mnie tęskonota za konsolidacją władzy i państwa w jednym ręku, na którego spływałaby odpowiedzialność.
Jakby w przyszłości udało mi sie zrealizować swopje marzenia i nie daj Boże ktoś z "GW" zidentyfikował p ze mną byłby to mój koniec polityczny i publiczny. Dlatego wrazie czego dam więcej niż inni, obym tylko pozostał anonimowy, jak Konrad Wallenrod.

Ps Po każdym poście boję się, że jest to już ostatni w tym temacie. Chrześcijanin to jednak czowiek nadziei:)

Pedro Medygral pisze...

Mawiają również, że nadzieja jest matką głupich