10 mar 2009

Epitafium...

Miało być o Salonie Genewskim, jednak nie będzie. Samochody będą musiały poczekać, bo czuję potrzebę napisania nader osobistej notki. Zatem nie dość, że nie na zadany temat, to jeszcze przysmucać będę, z góry uprzedzam.

Dotarła do mnie wiadomość o śmierci mojego przełożonego, w zasadzie byłego przełożonego. Umarł kilka dni temu i nie miałam początkowo zamiaru wynurzeń czynić na blogu. Mimo stronienia od ekshibicjonizmu jak i komentowania bieżących wydarzeń w Kraju, czuję potrzebę podzielenia się z Wami refleksją.

Nie chcę się rozwodzić nad wkładem, jaki były szef włożył w dorobek medycyny, ani o jego wiedzy, przebojowości, talencie. Jego nazwisko już od dawna zostało zapisane w historii przy okazji przeprowadzenia pierwszych przeszczepów serca. Dla mnie profesor był przede wszystkim człowiekiem prawym. Imponował mi charyzmą, wiedzą, inteligencją, autorytetem jaki wypracował sobie w Polsce oraz poza jej granicami. Jednak to, czym mnie zaskoczył a jednocześnie zdobył mój największy podziw, to był szacunek, którym darzył wszystkich, bez wyjątku. W ten sam sposób traktował sprzątaczkę jak i panią senator, zawsze z nienagannymi manierami.
Drugą cechę wyróżniającą go z grona znanych mi osobistości, stanowił jego niezwykle silny kręgosłup moralny. Profesor był osobą bezkompromisową w kwestiach dobra człowieka, pacjenta. Nie było mu wszystko jedno, wybierał rozwiązania, w których słuszność wierzył i gardził "bylejakością" (przez co, z resztą, narobił sobie wrogów wśród kliki lekarskiej). Odnosiłam wrażenie, że jego działaniami nie kierowała chęć sławy, lecz pomocy drugiemu człowiekowi. Cieszył go kontakt z pacjentami, cieszył ich powrót do zdrowia.
Trzecią cechą była pokora profesora. Wypowiadał się wtedy, gdy był czegoś pewien. Mimo olbrzymiego autorytetu zabierał głos tylko w kwestiach bezpośrednio dotyczących kardiochirurgii. Zawsze prosił o konsultację specjalistów z innych dziedzin i szanował ich opinię.

Profesor nie był pozbawiony wad, jednak dla mnie stanowi wzór. Wymagał od siebie, nawet gdy inni nie wymagali. Nie brał łapówek zaś przechowywał w gabinecie drobne prezenty od wdzięcznych pacjentów (zdjęcia, rękodzieła), które przez wielu odebrane by były za obciachowe, bo wielkiej sztuki nie przedstawiały. Dla Profesora liczył się dar serca, pamięć i słowa wdzięczności.

Każdy z nas, ma czasem poczucie braku sensu tego, co robimy. Wydaje się nam, że nie ma znaczenia, czy wykonamy coś dobrze, czy ciut słabiej, czy będziemy dla kogoś uprzejmi. Szukamy wymówek, usprawiedliwień, "idziemy na łatwiznę". Nie każdy spektakularnie ratuje życie innych ludzi, przeszczepia serca, wprowadza nowe terapie. Niekiedy nasza praca wydaje się być nieistotna, nieważna a nawet niepotrzebna. Miałam szczęście przez 4 lata pracować z profesorem w I.K.-to niewiele. Jednak wystarczyło, by jego postawa szacunku wobec innych, nauczyła mnie, że nie ma pracy nieistotnej, bądź gorszej, że niezależnie od roli jaką pełnimy powinniśmy starać się co dzień żyć godnie, pracować sumiennie, że każdy jest potrzebny.

Z wyrazami głębokiego szacunku dla prof. Zbigniewa Religi.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

I po tym właśnie można poznać Człowieka...

Pedro Medygral pisze...

Jak większość ludzi usłyszałem o prof. w związku ze sprawami kardiochirurgii, potem była sprawa kampanii prezydenckiej.Była to jednak dla mnie postać nieznana. Mniej więcej w czasie kampanii prezydenckiej dowiedziałem się, że jego ojciec i mój dziadek byli bardzo dobrymi znajomymi. Od tego momentu bardziej zainteresowałem się postacią profesora.
Zauważyłem, że dobro drugiego człowieka stawia na pierwszym miejscu. Nie wymaga pieniędzy za swoją pracę co w środowisku mogło uchodzić za zjawisko nieczęsto spotykane. Dał również Polsce pokolenie dobrych kardiochirurgów, a przede wszystkim ludzi. Człowiek był dla niego najważniejszy, a to jest klucz do zrozumienia ziemskiego sukcesu.
Bedąc Ministrem chciał doprowadzić do reformy służby zdrowia i tylko dzięki swojemu ogromnemu autorytetowi nie był walcowany przez Platformę Obywatelską. Najwidoczniej był powszechnie uznawanym autorytetem i co się nie zdarza, nie budzącym kontrowersji.
Chociaż był zdeklarowanym ateistom, to nie wojującym. Był również przeciwnikiem aborcji, eutanazji i zapłodnienia in vitro. Niby inne źródła, ale takie same wnioski

Gabi pisze...

Nie sądziłam, że śmierć profesora mnie aż tak poruszy. Nie mogę w to uwierzyć, wydaje mi się to nieralne. W mojej pamięci mam ostatni nasz wspólny dzień na kardiochirurgii. Odchodziłam z powodu ciąży z Dzidkiem, a profesor podjął decyzję o wzięciu udziału w kampanii prezydenckiej i też opuszczał stanowisko kierownika kliniki. Powiedział mi bardzo piękne słowa na pożegnanie "Jestem, pełen podziwu do pani pracy i zaangażowania." Koledzy się śmiali, że jak urodzi się syn, to muszę nazwać go Zbigniew.
Takiego profesora pamiętam; silnego, pełnego życzliwości w stosunku do innych. Nie widziałam go podczas choroby. Może dlatego trudno mi uwierzyć, że odszedł.

Czy jest mi smutno? Tak, jendak nade wszystko jestem wdzięczna Bogu, że dane mi było spotkać na swojej drodzę tak wspaniałąego człowieka. Niczym nie zasłużyłam na to wyróżnienie.

Anonimowy pisze...

Nawet Pani nie wie jak o spotkaniu z Panią będą mówili inni ludzie. Czy tez na to zasłuzyli.
Trzeba być dobrym w życiu.
p

Gabi pisze...

Z pewnością nie zasłużyli, ale w odwrotnym znaczeniu. Jestem kontrowersyjna i zadziorna. Mąż mówi, że albo się mnie kocha albo nienawidzi, zaś obojętnym pozostać nie sposób.

Anonimowy pisze...

i do tego skromna. Kocha, albo nienawidzi?Przecież wszyscy mogą kochać. Pan de Silva, chyba o tym zapomniał, ale czemu tu się dziwić. MąŻ
p

Gabi pisze...

Znalazłam kolejną nasza wspólną cechę; Pan tez lubi przesadzać ;-)

Anonimowy pisze...

Trudno jest mi oceniac wypowiedź ocenną, ale ja nie czuję, żebym przesadzał.
Pan de Silva powiedział, że albo się Panią kocha,albo nienawidzi. Skoro sam wybrał pierwszą możliwość i vice versa, to nie oznacza, że wszyscy muszą postapić inaczej. Istniej prawdopodobieństwo, ażeby wszyscy Panią kochali, jeśli tak nie jest , to nieznaczy, że tak nigdy nie będzie.Była Pani w Neo?

Gabi pisze...

Nie byłam i mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej formacji. Mój brat rodzony do nich należy, co nie do końca mi się podoba. Jednak nie zbadane są....

Pedro Medygral pisze...

Czy doszedł mój poprzedni wpis?

Gabi pisze...

Tak, odpowiem szerzej w wolnej chwili.