8 mar 2009

Wiosną "je troque".

Genewa żegna zimę, choć dominujące w krajobrazie góry wokoło są suto śniegiem pokryte. W powietrzu czuć ocieplenie i zapach budzącej się flory, słychać też ptasie trele. Wśród innych oznak wiosna należy wymienić pewien regionalizm słynny wszem i wobec na świecie, który dla tubylców zauważany jest po olbrzymim natężeniu ruchu i niebotycznych wręcz korkach na autostradzie w okolicy Palexpo. Innym objawem jest pojawienie się osobistości, gwiazd oraz gwiazdeczek równie wszem i wobec znanym. W Genewie, bowiem co roku w marcu organizowany jest salon samochodowy, którego przedstawiać szerzej nikomu nie trzeba. Zatem, nie chcąc obrażać czytelników, póki co wspominać o nim nie będę. Pójdę, zobaczę i wtedy opiszę, co mam nadzieję nastąpi w najbliższych dniach, gdyż mąż już nań bilety nabył. (Nota bene w związku z salonem snuję pewien niewinny projekt zacieśniania znajomości 12 marca, o którym wtajemniczonym wiadomo;-P)

Kurom domowym i nie tylko wiosenna Genewa szykuję jeszcze jedną atrakcje. Są nimi najróżnorodniejsze kiermasze rzeczy używanych (zwłaszcza z nazwy). Stanowią one ciekawostkę regionalną z wielu powodów. Po pierwsze, przedstawiają szablonowo szwajcarską organizację, precyzję oraz przywiązanie do detali. Nie mają one nic wspólnego z polska "grzebalnią". Wszystko jest poukładane tematycznie, rozmiarami etc. Każdy przedmiot obdarza się etykietą z krótkim opisem, ceną a niekiedy telefonem do właściciela.
Drugim atutem kiermaszów są panujące na nich niskie ceny, na co wielki wpływ ma Genewa z organizacjami międzynarodowymi i tysiącami ludzie przebywającymi na tymczasowych kontraktach między placówką w Azji, Ameryce czy Australii. Pracownicy ci przyjeżdżają i muszą wyposażyć bliskich oraz dom we wszystkie potrzebne utensylia, by za 2 lata porzucić wszystko i przeprowadzić się np do Tajlandii czy RPA.

Bourse, troc może dotyczyć wielu dziedzin; najczęściej spotykane są poświęcone sprzętowi sportowemu (zwłaszcza rowerowemu lub narciarskiemu), ubraniom, książkom. Jednak największe rzecze gawiedzi przyciągają kiermasze z artykułami dziecięcymi, na których można nabyć niemal wszystko; od poradników, ubrań ciążowych, wózków, fotelików, ubranek dziecięcych, zabawek do przebrań czy sprzętu dla małych sportowców (oraz wiele innych przedmiotów, których zastosowania nie jestem w stanie się domyślić mimo posiadanie dwójki przychówku).
Kto organizuje kiermasze? Można powiedzieć, że wszyscy. W każdej dzielnicy odbywają się one dwa razy w roku (na wiosnę i jesienią). Ponad to szkoły, kościoły organizują własne, z których dochód przeznaczony jest na szczytny cel np w Centrum Jana XXIII zbiera w ten sposób fundusze na wspieranie misji w pewnej afrykańskiej wiosce.

Handlowanie rzeczami używanymi stanowi regionalny sposób spędzania czasu. Na "bourse", czy "troc" znajdziemy zawsze bufet z napojami, domowymi wypiekami a niekiedy spajalnościami z różnych części świata, za które dochód przeznacza się na np wycieczkę szkolną. Na dużych kiermaszach są nawet przewidziane zajęcia dla dzieci lub żłobek dla najmłodszych, by ich rodzice spokojnie mogli zająć się zakupami bądź degustacją w bufecie. Przygotowaniem kiermaszów zajmują się przede wszystkim wolontariusze, nierzadko całe rodziny, zwłaszcza, że odbywają się one w soboty i niedzielę. Osobiście bardzo cenię ten sposób zakupów, gdy dzieci uczą się zasad handlu, wymieniają zabawkami, bądź sprzedawszy osobiście rzeczy, z których już nie korzystają, mogą nabyć coś innego. Jest to rodzinny sposób spędzenia czasu, połączony z nauką, pozbyciem się na wiosnę ubrań i zabawek (z których dzieci wyrosły) oraz naprawdę tanie zakupy.

Szczypta francuskiego
bourse-kiermasz
troc-handel wymienny (choć co raz częściej związany głównie z kupnem), zwany też Vente-enchage
vide grenier- dosłownie opróżnianie strychów, czyli sprzedaż czego popadnie

3 komentarze:

Pedro Medygral pisze...

Zapewne Genewa w tym czasie wygląda wspaniale, ale tak było jest i będzie.
Dobrze, że kiermasze cieszą się dużym powodzeniem. Wydaje mi się, że w Polsce ludzie często zniechęcają się do nich zewzględu na bałagan i niepewną jakość produktów. Co do organizacj międzynarodowych i ich pracowników. Podczas moich przygotowań do Olimpiady musiałem przeczytać ustawy dt. służby zagranicznej itp. Na ich podstawie uważam, że dyplomata(polski) zagranicą ma idealne warunki. Zarobki w zależności od stanowiska mają odpowiedni duży mnożniki. Mieszkanie musi być odpowieedni duże, a metraż zwiększa się z każdą kolejną osobą. Żyć nie umierać. Oczywiście kraje zachodnie przeznaczają większe środki na MSZ, ale Polacy nie mogą raczej narzekać. To dlatego chciałbym móc wyjechać w przyszłości na placówkę zagranicę, zewzględu na ilość organizacji i miasto chciałbym, aby była to Genewa. Droga długa i kręta, ale do spełnienia.

Dziaj minął dokładnie rok od momentu kiedy napisałem pierwszy komentarz na blogu "Młoda Matka za granicą" Co tu dużo pisać, myślę, że wszystko napisałem przez ten miniony rok w komentarzach.Dodam tylko,że dzięki czytaniu tego bloga, cel jaki sobie postanowiłem 1,5 roku temu nadal jest aktualny i to jemu podporządkuje moje bieżaće życie. Być może za kilkanaście lat będę mógł zacząć pisać blog Młody ojciec za granicą, co jeśli się stanie będzi dużą zasługą rodziny de Silvów.

Gabi pisze...

Blog Młodego Ojca za Granicą mógłby być bardzo ciekawy. Kto wie?
PS. Pana obecność i wypowiedzi, są równie istotne dla mnie.

Anonimowy pisze...

dobry poczatek