19 mar 2009

Normalna, panie, mafia.

Czy wierzycie w teorię spiskową? Do tej pory z przymrużeniem oka traktowałam opowieści o tajnych organizacjach pociągających za sznurki. Powoli jednak zmieniam zdanie na skutek zaznajomienia się z pewną szwajcarską szajką, której możliwości inwigilowania szarego obywatela są większe niż mafii i która działa w pełnym majestacie prawa. O czym mowa? Otóż podmiotem dzisiejszej notki będą agencje wynajmu mieszkań oraz ich niemalże całkowita wszechmoc.

Gdy słuchałam opowieści znajomych o trudnościach z wynajęciem mieszkania w Genewie, włos jeżył mi się na głowie i przyznam się szczerze, nie byłam w stanie (o moja naiwności) uwierzyć w niektóre treści. Olszakowie nazwali własną agencję wynajmu mafią. Piaskowscy doradzali nam zrobić dokładną dokumentację mieszkania ze zdjęciami oraz opisem wyposażenia razem z kołkami do zawieszania obrazów. Inni opowiadali, że szukali lokum w Genewie przez 16 miesięcy. Sądziłam, że powyższe opowieści były przesadzone. Później musieliśmy się osobiście zmierzyć z Goliatem i poznać uroki genewskich agencji (których część opisałam w "Szukamy mieszkania w Genewie").
Mieszkanie dostaliśmy dość szybko (jak na Szwajcarię). Nie spełnia ono jednak naszych wszystkich oczekiwań więc szukamy dalej. Szukamy, oglądamy, wypełniamy formularze i ta ostatnia czynność zaczyna u mnie wywoływać schizofreniczne poglądy razem z podejrzeniami o spisek. Informacje wymagane przez agencje, bowiem, wykraczają daleko poza granice danych osobistych, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do szwajcarskich banków, wynajmujących nie obowiązuje zachowanie tajemnicy.

Wczoraj wypełniłam kolejne zgłoszenie. Po przeczytaniu wszystkich niezbędnych załączników, dokumentów i danych, spodziewałam się, że na końcu trzeba będzie podpisać je, niczym cyrograf, własną krwią. Agencja zażyczyła sobie (oprócz standardowych: kopi paszportów, pozwolenia pracy, pozwolenia pobytu w Szwajcarii, zaświadczenia o zarobkach oraz oświadczeniu z gminy o braku postępowania sądowego wobec nas) dokładnych danych naszych dzieci razem z paszportami, podania naszego wykształcenia, wykonywanych zawodów, danych pracodawców z adresem i telefonem, historii naszego pobytu w Genewie, opisu obecnego mieszkania (ilość pokoi, powierzchnia, cena wynajmu) oraz wielkość posiadanych przez nas oszczędności. To jeszcze nie wszystko, gdyż na dodatek, niczym mały, miętowy cukierek z dowcipu, poproszono o dołączenie listu motywacyjnego, czyli mamy napisać, dlaczego chcemy wynająć mieszkanie i zapewnić o naszej lojalności tudzież pokojowym nastawieniu do zastanego wyposażenia.
W tym miejscu powinnam się pokusić o złośliwy komentarz, jednak po co? Jeszcze ktoś pomyśli, że przesadzam, bądź zmyślam. Pozostaje mi zatem dokończenie biurokracji, złożenie jej w agencji i pokorna modlitwa, by tym razem się udało.

Szczypta francuskiego
regie- agencja, czyli pan i władca w Genewie

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wierzę, bo sami mieliśmy okazję się przekonać; jako że była to pierwsza styczność z takim "swiatopoglądem", najpierw bylismy zszokowani, potem wzburzeni, a nastepnie pieczołowicie pisaliśmy owe listy... dosłownie jak aplikacje o pracę! jednak, jak to w zyciu bywa, znajomość okazała się wybawieniem z owej maskarady...
Monika

Gabi pisze...

Ach... nam też by się znajomości przydały...
pozdrawiam

Pedro Medygral pisze...

Tak wierze, że istnieją organizacje, które pociągają za sznurki. Z organizacjami jest podobnie jak z górą lodową. Widzimi tylko jej wierzchołek. Ostatnia sprawa spekulacji złotówką przez Goldman Sachs była tego przykładem. W krótkim czasie ukazały się artykuły w "FT" wieszczące klęskę polskiej gospodarce. Wszystko było dobrze skoordynowane.Niech żyje wolny rynek!

hmm na tą sytuacje w arsenale zapamiętanych cytatów mam to "Ja nie mam nic, Ty nie masz nic razem mamy tyle ile nam potrzeba"
Napiszę do osoby u której mieszkałem w Genewie, a ona może popyta znajomych. Być może później powiem" Pani prezes melduje wykonanie zadania"