Stało się! Przeczuwałam ten nieunikniony bieg zdarzeń. Jednak, jak większość ludzi przed zbliżającym się nieszczęściem, łudziłam się, że będzie dobrze.
Zabrakło nam chrupek kukurydzianych! Moje wcześniejsze prognozy nie przewidywały, że Mateo tak oszalałym ich fanem zostanie. A on został i oszukać się nie daje, choć próbowałam stosować substytuty. Jednak efekt tych zabiegów, nie ukrywam, oszukańczych, za które pewnikiem odpokutować będę musiała, był znikomy. Pozostało moje nadszarpnięte sumienie, że jako matka (chyba jednak wyrodna) mojego małego Polaka mamiłam liściem kapusty, co by go sobie żuł i ciamkał zamiast ojczyźnianych chrupek. Na domiar złego liść to kapusty pekińskiej był. Warzywny substytut przyjął się z dobrym odbiorem lecz jedynie jako entrée przed kukurydzianym menu.
Wstyd i hańba! Po pierwsze (primum), że polskiej kurze domowej takie faux pas jak głód się przydarzyło. Po drugie (też primum) namawiałam własne dziecko do kapitalistycznych produktów, jakby nie patrzeć.
Gdyby wstydem można było nakarmić dziecko...ale nie można. Zatem moje nadszarpnięte sumienie schowałam do kieszeni i szukałam ratunku u znajomych.
-Prulińska, pomożecie, wspomożecie?
-Pomożemy!- Odrzekła Prulińska. -Nam zapasy się nie wyczerpały a ponadto babcia jutro przywiezie z Polski świeżą dostawę.
Udało się! Mamy chrupki- jedną paczkę od Prulińsich. Będziemy je reglamentować z preferencją małych dzieci( i młodych matek), aby wystarczyło do wyjazdu do chrupkowego zagłębia na Święta Bożego Narodzenia .
PS. Zawiłą chrupkowa logistykę opisałam też w "NIE chrupkowym skrytożercom." http://mlodamatka.blogspot.com/2007/07/nie-chrupkowym-skrytoercom_30.html
28 lis 2008
Głód na okręcie.
Autor: Gabi o 09:37
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz