1 gru 2008

Czyszczenie pamięci.

Jestem zmęczona; już drugi tydzień nasz zakątek szczęścia, nasze gniazdko miłości przeżywa przeobrażenie w oddział chorób zakaźnych. Każdy pokój stanowi obecnie izolatkę a może raczej siedlisko innego szczepu drobno-ustroi. Kuchnia zaś zamieniła się w pracownie alchemiczną, w której ja- jedynie zdrowy na ciele członek rodziny, przyrządzam tajemne mikstury na wszelkie przypadłości, a mamy ich w domu niemały repertuar (katar, gorączka, atopowe zapalenie skóry, zapalenie dziąseł, zapalenie oka, zapalenie gardła, zwężenie oskrzeli (powirusowe), zatwardzenie, biegunka, światłowstręt, mamowstręt, żonowstręt).

W zasadzie po co się męczę? Poszłabym z moją męska menażerią do lekarza i on na wszystkie ich przypadłości przypisałby antybiotyk (zwłaszcza na te dwie ostatnie). A ja się bawię w młodego chemika i wykazuję mą wierność metodom naturalnym-syrop z cebuli na przeziębienie, herbata z majeranku oraz pewne tajemnicze, bardzo skuteczne "kropelki" (których tajniki przekażę jedynie osobom zaprzyjaźnionym) na katar, wyciąg z rumianku na zapalenie oka, oliwa z oliwek na atopowe zapalenie skóry, sok z malin na gorączkę, gotowana marchewka i śliwki (niekoniecznie suszone) na biegunkę, zaś świeżo-wyciśnięty sok z jabłek bądź pomarańczy stosowany w celu zupełnie przeciwnym i ... mam dość.

Wieczorem moje cierpiące, rzężące, prychające, jęczące, męskie grono de Silvów udaje się na spoczynek a ja mam ochotę sobie wcisnąć przycisk reset, czego oczywiście zrobić nie mogę, bo kto inny pamięta, komu co i jak podać, posmarować czy zakropić. Zatem (skoro zresetować się nie mogę) pozostaje mi praktykowanie technik relaksacji.
Ciepła kąpiel z aromatoterapią odpada z uwagi na późną porę i dziwaczne rozumienie ciszy nocnej w Szwajcarii oraz restrykcyjny sposób tej ciszy egzekwowania (o czym, już wspominałam we wcześniejszych notkach).
Po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że większość moich sposobów na odprężenie nie może być użyta w obecnych okolicznościach. Pozostały mi tylko dwa ale za to niezawodne.

Pierwszy to odwiedzenie pewnego portalu i obejrzenie na nim zdjęć koleżanek i kolegów ze szkolnej ławy. Podpatruję jak pierwsze tyją a drudzy łysieją i mimo, iż nie wszyscy dostatecznie zostali dotknięci zębem czasu (jak na moje potrzeby oraz nasz wspólny, dość młody jeszcze wiek), to i tak podglądanie mnie relaksuje.

Drugi sposób to kasowanie starych SMS'ów i maili. Otóż, jeśli dotąd nie zauważyliście, posiadam naturę dość sentymentalną. Z tego sentymentu pozostawiam masę "śmieci" w postaci rzeczy, które mają o czymś lub o kimś przypominać. I tak moja skrzynka pocztowa jest pełna różnych, nieistotnych komunikatów i czasami jestem zmuszona dokonać w nich selekcji, by pomieścić nowe, również nieistotne. Obligowana być nie lubię, dlatego niekiedy, jeszcze zanim całkiem mi się "pojemność zapcha", odczytuję to, co w pamięci zapisane pozostało i staram się usunąć z tego choć część.
Są takie SMS, których nie kasuję jedynie z sentymentu jak np
"Dziękuje za dzielną postawę żony męża nękanego przez kler. ks Marcin".
"Buraki z Małopolski pozdrawiają" od de Silvy z Krakowa.
Inne z kolei przypominają mi o pewnych zdarzeniach, jak podtrzymywanie na duchu w czasie porodu przez Miriam, umówieniu się na dwóch, innych dworcach z Asią, gdy jechałyśmy wspólnie do Neuchâtel, o wykładzie Hawking'a w CERN'ie.
Czytam sobie te króciutkie teksty, wyrwane z kontekstu ("Jakie rydze!" "Chrupki dostarczone do przedszkola." "Ambasador przemawia, zadzwonię za 10 minut" "Kiedy wam oddać dziecko?"). Czytam je i się uśmiecham pod nosem, wzruszam a nade wszystko relaksuję. Część z nich jestem zmuszona usunąć ale zawsze kilka zostawiam, bo przecież nie mogę tak całkiem wyczyścić sobie pamięci.

16 komentarzy:

adam pisze...

No to współczuję. A Amelka ma 39,3, więc z rekolekcji nici, nie zobaczymy Pulikowskiego na żywo.

Z moich doświadczeń wynika, że substancjami aktywnymi w domowych środkach leczniczych są: cukier i alkohol. Poza tym można z powodzeniem podawać przegotowaną wodę, jej skuteczność jej taka sama, jak wymienionych przez Autorkę domowych leków, czyli niekiedy osiąga nawet blisko 50%, co wykazali Rosjanie w czasie II wojny światowej.

Wspomniane metody relaksacji są dla mnie zwodnicze (Autorce mogą służyć), też czasami ulegam podobnym pokusom (może poza podglądaniem swojej klasy), ale wstaję potem bardziej zmęczony niż na początku, choć w trakcie rzeczywiście jest przyjemnie.

Aromaterapia też mi niewiele daje, bo w ogóle mało co czuję nosem.

Może dobry moment, żeby stworzyć taką giełdę dobrych pomysłów na relaksowanie się, bo zdaje mi się, że od czasu odstawienia sportów ekstremalnych i bólów na odcinku lędźwiowym, to ja już się w ogóle nie relaksuję...

Gabi pisze...

Czyżbyś wspominał z rozrzewnieniem nasze, wspólne treningi sztuk walki?
Zaś co do metod naturalnych to się głęboko mylisz, bo owe kropelki działają natychmiast. Od kiedy je stosuje katar w naszej rodzinie trwa 1 dzień. Napar z majeranku też jest skuteczny, podobnie jak sok z jabłek.
Poza tym wnioskuję, że jesteś wypalonym facetem po 30 i to gruuuubo po niej ;-))
Pozdrawiam całą rodzinkę a szczególnie jej żeńska część.
buziaki

Anonimowy pisze...

Przepis na miksturę stosowaną przez chorych terapeutów:
pół szklanki herbaty
sok malinowy
połówka cytryny
50ml spirytusu (z wódką nie działa)
Położyć się do łóżka, wypić, zasnąć. Do rana przeziębienie mija :-)
AsiaBe

Gabi pisze...

A gdyby tak odwrócić proporcje pierwszego i ostatniego składnika, to dopiero by było wyczyszczenie pamięci ;-)

Pedro Medygral pisze...

Henry Paulson twórca planu Paulsona mającego ratować amerykańskie banki nie przyjmuje żadnyh leków, gdyż uzależnia uzdrowienie od woli Boga. Powstrzymywanie się od antybiotyków to nie to samo, ale napewno godne pochwalenia.
Zdrowia życzę!

adam pisze...

No to poproszę o przepis na kropelki, po których katar mija po jednym dniu.
Tak wspominam z rozrzewnieniem.

Gabi pisze...

O tym przepisie na kropelki do nosa, jak zresztą do oczu w przypadku jego zapalenia, usłyszałam w rewelacyjnym programie "Maternité" (czyli macierzyństwo). Przyrządza się je z mleka mamy karmiącej i już. Kropla z własnopierśnie przygotowanymi przeciwciałami w jedno nozdrze oraz w drugie i po jednym dniu katar przechodzi, na serio. Byłam w szoku, gdy pierwszy raz zastosowałam, bo ta metoda działa rewelacyjnie, nawet na męża. Jedyną jej wadą jest problem z zaopatrzeniem, gdy piersią nie karmimy.
Ale jak dla Was służę mleczkiem;-))
PS. Czy z Amelka już lepiej?

Gabi pisze...

Wracając do wątku Henry Paulsona, to jego postawa jest przykładem jak nauki Kościoła interpretować nie należy. Bóg działa przede wszystkim przez ludzi a w mniejszym stopniu przez wydarzenia niezwykłe.
Inna sprawa, że jesteśmy wszyscy przesiąknięci propagandą i idąc do lekarza liczymy, że ten przydzieli nam arsenał medykamentów. Na Akademii medycznej uczy się studentów, że wszystkie reklamowane środki na przeziębienia, którymi są wręcz zasypane apteki, nie przynoszą rezultatu i działają jedynie jako placebo. Później już jako lekarze te same osoby przesiąkają;
-presją pacjentów, by jednak jakąś receptę wypisać
-praniem mózgu, które im fundują agenci firm farmaceutycznych (których sama wielokrotnie byłam świadkiem).
Zatem nieprzyjmowanie dla mnie leków, w przypadku zdrowego, silnego mężczyzny nie stanowi dla mnie problemu. Problem powstaje wtedy, gdy z przekonań religijnych (które dla mnie są oznakami zakamuflowanej pychy) osoba poważnie chora odmawia leczenia jak np transfuzji krwi, przeszczepu nerki, czy leków ratujących życie (w przeciwieństwie do leków służących jedynie efektowi placebo).
Jeszcze jedno; czy wie Pan, że czwarta przyczyna zgonów w Polsce (po udarach, chorobach sercowo-naczyniowych i nowotworach) są choroby jatrogenne- czyli powstałe na skutek kontaktu ze służba zdrowia (np błędy lekarskie). Urocze, czyż nie?
pozdrawiam

Pedro Medygral pisze...

Henry Paulson nie jest katolikiem. Jest członkiem jakiegoś protestanckiego kościoła.Mój stosunek do niego jest trochę inny niż Pani.
Dla mnie jest to oznaka prawdziwej wiary i totalnego zaufania Bogu. Dzisiaj mało kto wierzy w realną działalność Boga (cuda).Jak sama Pani wspominała Kościół w Szwajcarii umiera. Dla mnie diagnoza jest prosta, już o niej mówiłem. Rowzwinę wątek jedynie w zakresie cudów. Jeśli ktoś uważa Boga za postać abstrakcyjną, która nie ma realnego wpływu na nasze życie to prędzej czy później utraci wiarę bądź zredukuje ją do tradycji. Wierzący to świadek, który doświadczył Boga.
Może nie precyzjnie się wyraziłem. Paulson wierzy, że jedyną receptą na choroby jest modlitwa, a nie lekarstwa, bo tylko Bóg może uzdrowić.Coś w stylu. Jezus Jezus Jezus o poranku Jezus i w południe Jezus gdy zapada zmrok.
Proszę zwracać się do mnie po imieniu. Pan jakoś tak dziwnie brzmi.

Gabi pisze...

Opisana postawa nie jest totalnym zaufaniem Bogu, wręcz przeciwnie, jest stawianiem Mu warunków i ograniczaniem działania jego Łaski.
Tak wygląda pycha, która może przybierać maskę głębokiej wiary, skromności, pokory etc. Dlaczego?

Pycha to postawa, w której ograniczamy Boga i jego działanie w naszym życiu, gdyż my sami wiemy lepiej od Niego, co jest nam potrzebne i w jaki sposób On powinien postępować z nami. Odrzucamy obecność Boga w stworzeniu, to że powołuje on inne osoby, obdarowuje talentami, by były w stanie nam pomagać i leczyć. Pycha, to postawa, że ja wiem lepiej, że mnie Jezus uzdrowi tylko przez modlitwę i przez cuda a nie przez Łaskę, jaką udziela innym ludziom.
Pokora i głęboka wiara oddają się Bogu, pokładają w nim zaufanie ale nie ograniczają jego działania, dają się prowadzić.
Gdy dokonano zamachu na J.P.II, zabrano go natychmiast do szpitala. Chirurdzy robili to, co do nich należy, posługiwali się swoimi talentami (które przecież pochodzą od Pana), wiedzą, którą Bóg pomógł im zdobyć. Papież i jego otoczenie zaufali Łasce, że ona pokieruje ludźmi i zdarzeniami.
Wyobraźmy sobie, że po postrzeleniu otoczenie Jana Pawła II wykazałoby omawiana postawę. Nie zabieramy rannego papieża do szpitala, tylko kładziemy jego wykrwawiające się ciało na Ołtarzu i modlimy się razem z tysięcznym tłumem o cud. To właśnie była by pycha, potrzeba znaku, który wymuszamy na Bogu.
Papież nie wystawiał Jezusa na próbę, kierował się wiarą i rozsądkiem (który też jest przecież darem).

Postawa, o której mówimy, pojawia się u osób wierzących, które czują się wyjątkowe ze względu na więź nawiązana z Bogiem. Takie myślenie jest dużą pokusą. Zdarza się, że po nawróceniu, czy po doświadczeniu bliskości Pana czujemy się wyjątkowi a niekiedy lepsi od innych, którzy (naszym zdaniem) nie doświadczyli i nie zrozumieją, tego co my przeżyliśmy. To jest to samo oblicze pychy, które ogranicza działanie Boga do cudów uzdrowienia czy obecności jedynie w określonej wspólnocie religijnej (np Taizé).

"Moje ścieżki nie są waszymi"

adam pisze...

W sumie, to nie bardzo jest o czym mówić.
Jedyny kojarzony przez mnie fragment: "Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana7. 15 A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone." Jk 5,14,15.
Jeśliby interpretować go dosłownie, to protestant Henry Paulson przyjął jedyną słuszną drogę. Niemniej wydaje mi się to postawa pełna hipokryzji (jak znajdę łagodniejsze słowo, to zmienię). Dowodem na hipokryzję jest plan niejakiego Paulson'a. O ile pamiętam nie polegał on na ogólnonarodowym czy choćby białodomowym poście, jałmużnie i modlitwie. Chociaż jak wyobrażę sobie jak te kilkadziesiąt milionów ludzi równocześnie pości w jakiejkolwiek intencji, to huh... Pan Bóg jest wierny. Ale nie chcę otwierać bezcelowej dyskusji o n/t czy modlitwa nie jest ograniczaniem Pana Boga lub pokrewne. Wróćmy do rzeczy. Dwie opowiastki na temat:
1. O panu, który w czasie powodzi wszedł na dach i wierzył, że Pan go uratuje. W czasie akcji ratowniczej odmówił załogom z trzech łodzi ratunkowych, bo czekał na Pana. Oczywiście utonął. W Niebie zrobił awanturę, że on tak wierzył, na co Pan Bóg, "Jak to nie wysłuchałem, trzy razy posyłałem łódź po Ciebie".

Jeśli Henry Paulson dostanie cukrzycy i poza modlitwą zrezygnuje z insuliny, to może przeprowadzić podobną dyskusję, pomijając oczywiście, że "dla mnie umrzeć to zysk". Niemniej zaniechanie akademickiego, zachodniego leczenia, w sytuacji, gdy może to prowadzić do utraty zdrowia lub życia jest oczywistym grzechem przeciw piątemu przykazaniu.

2. Z drugiej rezygnuję, bo za dużo pisania, w skrócie - spotykam w wypowiedziach panów, których na ogół szanuję OP, SJ, że modlitwa nie musi pomóc w wypadku problemów z psychiką, ale modlić się należy, bo różne są kanały łaski, czyli: modlić się, a potem działać. Robić tak, jakby wszystko zależało tylko od nas, pamiętając, że nic od nas nie zależy. A św. Jakub nie napisał po 15 wersie, a do lekarza w żadnym wypadku nie chodź.

Pedro Medygral pisze...

Nie rozumiem dlaczego inny sposób praktykowania wiary staje się powodem do nazywania kogoś hipokrytą.
Paulson najwyraźniej wierzy, że tylko Bóg może go uzdrowić, a może bo jest wszechmogący. Jeżeli zaprzeczylibyśmy temu stwierdzeniu to ograniczmy Boga w jego woli i działaniu. Jeżeli jest zamysł uzdrowienia to jakie ma znaczenie w jaki sposób to się dokona. Liczy się czy Bóg rzeczywiście tego chce, jeśli tak to nie ma dla niego nic niemożliwego.Bo czyż ograniczeniem Boga może być wiara w jego moc. Ufanie w wielką moc sprawczą lekarzy może okazać się złudne. Patrząc na to z drugiej strony można byłoby stwierdzić, że ograniczamy Boga, ale w takim razie takich sytuacjii jest miliony. Co zrobić? Poszukać złotego środka? A może dać możliwość każdemu decydowania o sobie i nie osądza. Pisze Pani, że jest to rodzaj pychy, jako przykład podaje Pani ludzi nawróconych i ich pierwsze kroki.Tak było i w moim przypadku. Byłem młodzieniecem, który traktował Boga jako abstrakcje, dzisiaj uświadamiam sobie, że byłem tak właściwie deistom. Bóg dla mnie nie ingerował w świat, który stworzył.Później się wszystko zmieniło, zacząłem wierzyć, że działanie Boga jest realne i odczuwalne - dosłownie.
"Jeśli masz wiarę tak silną..."

Co do Sjotów:
Trzej kapłani spotkali się, aby wymienić swoje doświadczenia na temat podziału niedzielnej zbiórki na tacę. Pierwszy zabrał głos franiczkanin:
- Ja rysuje linię i podrzucampo kolei pieniążki w górę. To, co spadnie na prawo od linii jest dla mnie , a co na lewo jest Pana Boga.
Dominikanin nieco inaczej rozwiązał ten problem:
-Rysuję okrąg i podrzucam pieniązki . To, co wpadnie do środka jest dla mnie, a co na zewnątrz jest dla Pana Boga.Na co jezuita:
_ Ja oddaję Panu Bogu wszystko. Podrzucam pieniążki w górę i co Pan Bóg złapie, jest dla niego, a co spadnie, jest dla mnie."
Myślę, że Paulson nie widziałby w tym nic nadzwyczajnego. Odebranie wśród ludzi tego żartu jest chyba oczywiste.

Pedro Medygral pisze...

Paulson był jednym z najlepszych prezesów banków inwestycyjnych, bodajże Goldman Sachs, któy nie odczuł tak dotkliwie kryzysu finansowego. Jego plan nie polegał na jałumużnie albo poście.. Tego przecież nie wiemy. Wydaje mi się, że odróżnił funkcję publiczną od swoich przekonań. To co dotyczy bezpośrednio jego jest w jego woli, sprawy dt. państwa wykonał tak jak sekretarz skarbu.

Gabi pisze...

Dlaczego pisze, że to pycha? Może dlatego, że jestem charyzmatykiem, czy raczej charyzmatyczką i byłam świadkiem prawdziwych cudów, objawień oraz posługiwania darami nadprzyrodzonymi.
Grupa do której należałam prowadziła modlitwy o uzdrowienie. Jezus był na nich obecny, był realny i uzdrawiał z chorób ciała, psychiki i ducha. Przynosił też Słowo skierowane czasem do jednej konkretnej osoby, czasem do wielu. Kiedyś Słowo było skierowane do osoby chorej na serce i Pan prosił w nim o zaufanie lekarzom, bo przez nich też działa Jego Łaska.
Pycha jest zawsze związana z ograniczaniem Boga w jakimkolwiek aspekcie. Jeśli chcę by, w moim życiu działał On jedynie przez cuda to, jest to przejaw pychy. Podobnie jeśli sądzę, że współczesna medycyna może funkcjonować bez Łaski Bożej.
Oczekiwanie cudów na każdym kroku jest przejawem pychy. Tak postępowali faryzeusze wystawiali Jezusa na próbę, żądali znaków i odrzucili Boży plan zabawienia, bo mieli inną wizję Królestwa Bożego.
z wyrazami uszanowania

Pedro Medygral pisze...

Jezus odchodząc wysłał apostołów."Idźcie na cały świat(...), a będą towarzyszyły cuda..." Dla wielu cuda są czymś nie realnym i rzadko spotykanym. Zwłaszcza przypisywane są one świętym, a cuda dzieją się na każdym kroku. Ostatnio w Warszawie był o. Bashobora, ktory ma dar uzdrawiania, w Zesłanie byli o. z Brazylii, którzy opowiadali o wskrzeszeniach zmarłych.Wszyscy Ci ludzie dawali świadectwo, a osoby ich słuchające wiedzieli, że jest ono prawdziwe, bo było potwierdzenie, którego nikt na zdrowy rozum nie umie wytłumaczyć.
Cuda nie muszą odnosić się do wielkich rzeczy, ale np. do zdąrzenia na pociąg. Działalnośc Boga w całości jest cudowna, więc działa przez cuda, mniejsze lub większe, ale jednak są cudami bożymi.
We mnie jest obawa, że jeśli przestanę wierzyć, że Jezus może dokonac rzeczy niemożliwych na każdym kroku, to przestane wierzyć w jego wszechpotęgę. Dlatego, gdy widze chorą osobę wierze, że może ją spotkać cud, chociaż inni myślą tylko o lekarzach, gdybym przestał tego oczekiwać utraciłbym coś z siebie. Nie wiem czy zrezygnowałbym z pomocy lekarzy, pewnie nie, ale równolegle prosiłbym o modlitwy i to wniej widziałbym szansę.
Nie chcę,żeby działał tylko przez cuda, ale chce ich oczekiwać i wierzyć, że się zdarzą, a raczej mieć pewność. Co nie wyklucza innych możliwości działania.
Ktoś powie przypadek ja powiem, że to cud, że trafiłem tutaj, bo skąd mogłem wiedzieć wpisując w googlach Genewa mieszkanie itp. że trafie na blog osoby, która wielokrotnie była na ESP, charyzmatyczki. Przecież Poalaków w Genewie nie jest mało, a jednak to jakimś dziwnym trafem trafiłem tutaj.Cud.

Gabi pisze...

Drogi P
Przecież przypadki nie istnieją.