26 lis 2008

Nocą w naszym domu wariatów.

Dochodziła 23. 30, gdy doszłam do wniosku, że korzystając z chwili wolnego zadzwonię do koleżanki, która, nomen omen, pozwala siebie nękać do północy. Jako, iż nic konkretnego nie miałam do przekazania, podobnie jak moja kumpela, rozmowa płynnie przebiegała minut 65 i już miałam ją kończyć (co z reguły zabiera mi około kwadransa) gdy Dzidek obudził się z płaczem i ponad 39 stopniami gorączki. Zatem przez następną godzinę byłam zajęta:
-namówieniem targanego maligną syna do zmierzenia temperatury i przekonaniem go, że włożenie termometru pod pachę nie wiąże się z żadnym niebezpieczeństwem,
-zaaplikowaniem mu leku obniżającego gorączkę do ustnie,
-robieniem okładów na jego rozgrzaną jak piec hutniczy łepetynkę,
-ułożeniem go do snu.
Kiedy Dzidek zasypiając majaczył i deklarował zagorzale, że chory być nie chce, Mateo obudził się właśnie śmiertelnie głodny. Nakarmiony zasnął snem sprawiedliwych około 2. Po kwadransie, w którym już zaczęłam dojrzewać do myśli, że może i ja oddam się w objęcia Morfeusza, potrzebował mnie znów Dzidek. Tym razem nie obudziła go gorączka tylko torsje. Nie jest to coś bynajmniej zaskakującego, bo z reguły infekcje wirusowe w wykonaniu naszego synka przebiegają właśnie z taką dynamiką (gorączka, wymioty i ataki astmy po-wirusowej kilka dni po zakończeniu choroby). Zatem zaskoczona nie byłam, ani specjalnie zdenerwowana, bo po przeprawach z kilkudziesięcioma dzidkowymi infekcjami nabrałam do nich pewnego dystansu (co, z resztą, nie jeden rodzic potwierdzi na własnym przykładzie).

Postanowiłam nie budzić męża i sama się uporać z nocną przygodą. Jednak odgłosy hydrauliczne wydawane przez Dzidka przywołały de Silve z odsieczą.
Nie ma jak generalne porządki na psiej wachcie. W końcu przy wielkiej satysfakcji całej rodziny, gdy mieszkanie lśniło jak przed przyjazdem teściów, Dzidek wyszorowany spał w świeżej pościeli, zasnęliśmy.
Rankiem walcząc z morderczymi instynktami (o których już nieraz wspominałam) szukałam kozła ofiarnego, na którego mogłabym przelać winę za zmęczenie, niewyspanie i wisielczy nastrój.
-Kto mnie namawiał na posiadanie potomstwa? ...tak, TY!-Mój palec wskazujący zatrzymał się na de Silvie.
Mąż mój pomny, że onegdaj trenowałam sztuki walki i niepewny, ile z owej nauki mi pozostało do dziś, zaproponował;
-Kochana żonko zrobię ci kawy z ekspresu.

PS. Jestem przekonana, że powyższa historia nie robi wrażenia na żadnym rodzicu. Nasze maluszki chorują i to najczęściej w najmniej odpowiednim momencie. Jednak wtedy odnajdujemy w sobie pokłady energii, aby przetrwać nawet najgorszy kryzys i nie istnieje tak mocny sen, z którego by nas nie obudził płacz dziecka.

Psia wachta- w żeglarstwie wachta uważana za najgorszą, trwa od północy do 4 nad ranem.

4 komentarze:

Pedro Medygral pisze...

Nie da się ukryć Pan de Silva jest bardzo mądry skoro namówił Panią do potomstwa.

Gabi pisze...

Do Moniki!
Droga Pani Moniko, Na to wygląda.
;-)

Gabi pisze...

Nie da się ukryć, że de Silva to równy chłop!

Anonimowy pisze...

;)) Monika, pozdrawiam!