19 lip 2008

Ca va?

Dzidek uczył się w przedszkolu francuskiego. Teraz zaczepiany przez sąsiadów bez żenady prowadzi typowy w tym języku dialog.
-Ca va?
-Oui, ça va et toi?
-Ca va.
W wolnym tłumaczeniu to znaczy „W porządku?”, „Tak w porządku a u ciebie?” „W porządku.” Dzidek trafnie zauważył, że takie rozmowy mają charakter kurtuazyjny i nic innego nie wypada powiedzieć. Szkoda, że wielu dorosłych tego nie rozumie.

Rozmawiałam z mamą mojej znajomej. Pytam zatem, co słychać i dowiaduję się, że mąż koleżanki jej rujnuje życie a sama Monika dostała w ciąży hemoroidów. Rozumiem, gdyby Monika była moją bliska koleżankę ale nie jest, po prostu się znamy. Zatem dlaczego jej mama raczy mnie tak osobistymi informacjami?

Innym razem odwiedzam moją przyjaciółkę, do której właśnie przyjechała z wizytą jej ciotka. Ciotunia do tradycyjnego powitania dorzuca z miną cierpiętnicy, że w tym roku pochowała swoją kochaną mamusię (o czym wiedziałam, bo chodzi przecież o babcię mojej przyjaciółki), poczym wręcz chwali się wszelkimi posiadanymi dolegliwościami i chorobami. Dowiedziałam się zatem, od świeżo poznanej osoby, o jej chorobie serca i przebytym zawale (już drugim), o bolącym kręgosłupie oraz o problemach z niedopasowaną protezą zębów. Po usłyszeniu tych ostatnich nowinek straciłam ochotę na jedzony deser. Nie pytałam tej pani o nic, powiedziałam tyko „dzień dobry” i się przedstawiłam.

Dlaczego przeciętny Polak w pierwszych słowach raczy mnie swoimi problemami a na pytanie „jak leci” serwuje mi opowieści z krypty (z krypty rodzinnej dodajmy)? Przecież bliską mi osobę sama zapytam, czy się dobrze czuje w nowej pracy, jak sobie radzi po śmierci babci oraz jak postępuje leczenie alergii jej dzieci. Dlaczego ludzie nie rozumieją, że gdy nie pytam o szczegóły, to mi na nich nie zależy, podobnie jak na zasypywaniu mnie cudzymi problemami?

Wydaje mi się, że ten styl prowadzenia rozmowy jest specyficzny dla Polaków, ale możliwe, że się mylę. Ponoć typowy Amerykanin na „How are you?” przyklei plastykowy uśmiech do swej rozepchanej żuciem gumy paszczęki i odpowie z lekkością „Fine” mimo, że poprzedniego dnia zbankrutował a lekarze stwierdzili u niego nieuleczalną, śmiertelną chorobę w zaawansowanym stadium.

Kwintesencją zaś kurtuazyjności zapytań powitalnych jest angielskie „How do you do?”, na które nie wypada odpowiedzieć inaczej jak też pytając „How do you do?” Przecież tak na prawdę wszyscy mają w nosie moje samopoczucie i to jak mi się wiedzie. Zwyczajnie nie wypada inaczej się przywitać.

Zatem Droga Rodaczko, Drogi Rodaku jeśli spotkasz mnie na ulicy, to nie zasypuj mnie w pierwszych słowach swoimi opowieściami z krypty. Nawet jeśli zupełnie mnie nie znasz (tak jak ciocia mej przyjaciółki), to wiedz, że nie mam ochoty być obarczana Twoim reumatyzmem, osteoporozą, prostatą, jak i chorobą psychiczną Twojego współmałżonka czy grzybem w Twojej łazience. Każdego coś gryzie, każdy ma swoje mniejsze bądź większe problemy. Nie psuj mi nastroju tylko dlatego, że los postawił Cię na mojej drodze dosłownie na 5 minut. Odpowiedz mi, tak jak Dzidek odpowiada przygodnie spotkanym ludziom „ça va”. Jeśli będę ciekawa czegoś więcej o Tobie, to się zapytam.

Z poważaniem Młoda Matka za Granicą

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A mnie podoba się właśnie w Polakach że są szczerzy i mówią to co czują! Natomiast sztuczne jest to ca va czy how do you do. W zasadzie potraktowane jest to jako nasze dzień dobry.I nic poza tym...
Czasem spotyka się na swojej drodze takie osoby którym po prostu trzeba sie wygadać z wielu powodów. Ludzie są samotni, ludzie potwierdzają słusznośc własnych przekonań i sądów u innych. Ja uważam ze powinnaś być dumna z tego że ludzie opowiadają Ci intymne rzeczy to znaczy że wzbudzasz ich zaufanie i szacunek...

Gabi pisze...

Z pewnością cenne jest, gdy ktoś nam ufa i jest wobec nas szczery. Jednak od zwierzania się (w mojej opini) są przyjaciele, a nie nieznajomi, osoby dopiero co poznane. A szczerość nie polega moim zdaniem jedynie na marudzeniu. Przecież każdemu z nas przytrafia się wiele miłych rzeczy, więc dlaczego innym opowiadamy jedynie o kłopotach?
POzdrawiam
PS. Dziekuje za komentarz i inny punkt widzenia na sprawę;-))

Anonimowy pisze...

Czasem 5 minut wiele znaczy dla innego człowieka. A nie pomyślałaś , że to Bóg nie los postawił Ciebie -osobę szczęśliwą i spełnioną na drodze osób na innym etapie swojego życia?
Kto wie o czym Ty będziesz rozmawiać gdy będziesz w wieku ciotuni... Czy Twoje dni będą tylko zdrowe, radosne i szczęśliwe (czego Ci życzę)?
Każde spotkanie z drugim człowiekiem daje do myślenia,Ty oddziałujesz na nich a oni na Ciebie, może w duchu boisz się problemów, które spotykają innych....
Ludzie mówią to co im leży na sercu, to o czym myślą, czy to jest złe, że mówią wprost?
Nie odgrodzisz się od rzeczy przykrych, brzydkich i złych. One są naszą codziennością. "Zatykasz uszy" żeby o nich nie słyszeć ale one istnieją i taka jest prawda...

Gabi pisze...

Chyba się nie rozumiemy. Proponuję przeczytaj jeszcze raz wstęp do bloga. Poza tym to, masz rację „zamykam się ” na ludzi zarzucających mnie swoimi problemami, chorobami tak na „dzień dobry”, bo zamiast życzyć mi dobrego dnia, bezpardonowo mi go psują. Nie interesują mnie też ploteczki o cudzych hemoroidach. Trzeba wiedzieć co i kiedy komu powiedzieć.
Pozdrawiam
PS. Po całym dniu przebywania z chorymi poważnie osobami, cierpiącymi, walczącymi o życie oraz ich rodzinach pełnymi lęku, nie mam ochoty być obarczana kontaktami z zrzędliwymi ciotuniami ani sfrustrowanymi teściowymi wieszającymi psy na kim popadnie. Jestem egoistką, przyznaję się bez bicia, wolę mieć spokój niż wysłuchiwać tych „zwierzeń’.

Anonimowy pisze...

nie będę, obiecuję że nie będę Ci opowiadać, że mi źle.
Chyba, że sama zapytasz - ale wówczas też głowy nie dam, że powiem prawdę. Kto powiedział, że będę w stanie o tym mówić??
a odezwiesz się kiedyś do mnie??
Buziaki, Malg.