6 lip 2008

Dzidziuś idealny.

Z fotografii w magazynach dla przyszłych mam uśmiechają się do nas słodkie i rozkoszne dzieci. W reklamach prześliczne maleństwa śpią słodkim snem. Jakże urocze są te małe aniołki. Czasem na żywo możemy zaobserwować też rozłoszczone, kapryśne dzieci jednak za to obwiniamy ich rodziców pozbawionych rozsądku czy właściwego podejścia. Myślimy też o naszych własnych rodzicach o błędach jakie popełnili względem nas i jednego jesteśmy pewni: na pewno nie będziemy tacy jak oni.

Jestem w ciąży i czekam na mojego ukochanego dzidziusia; wspaniałego, słodkiego, małego aniołka. Wyobrażam sobie jaką będę wspaniałą mamą, wiem przecież jakich błędów uniknąć tzn. błędów mojej mamy. Kocham moje idealne dziecko moją idealną miłością. Dbam o nie w ciąży, łykam kwas foliowy, wykonuje wszystkie zalecane badania, nie piję alkoholu, unikam ukochanej kwausi etc.

Później przychodzi na świat Dzidek i jest najwspanialszym bobasem na świecie... tylko że... Źle ssie, płacze, ma czerwone zmiany atopowe na skórze i co prawda wygląda cudownie gdy śpi, szkoda że tak rzadko się to zdarza. Dlaczego mój „idealny dzidziuś” nie trzyma się norm z poradników? Dlaczego nie jest tak, jak to sobie wymarzyłam?
Może dlatego, że Dzidek nie jest „idealnym dzidziusiem” z magazynów dla przyszłych mam. Porzucenie tego wyśnionego dziecka z głowy przychodzi dość łatwo. W zamian mam przecież mojego rodzonego synka, który jest jedyny w swoim rodzaju. Poznawanie Dzidka daje więcej radości niż wciskanie go w ramy uroczo śpiącego bobasa ze zdjęcia reklamującego pieluszki. Gorzej mi wychodzi rozstanie się z potrzebą bycia idealną mamą. Jak to, ja nie potrafię? Przecież jak się postaram, pozarywam noce, poświęcę każdą chwilę dziecku, będę zawsze cierpliwa i wyrozumiała, to się uda. Chcieć to móc. Niestety nie udaje mi się sprostać ani wzorom z poradników ani własnym wyobrażeniom. Zdarza się, że cierpliwości mi nie starcza, podobnie jak zrozumienia, przewidywalności, sił, czasu a niekiedy nawet ochoty.

Może gdzieś istnieją idealne dzieci i ich idealne mamy zawsze radosne, wyrozumiałe, potrafiące sprostać każdej trudności wychowawczej. Ja ich nie znam ani sama się do grona doskonałości nie zaliczam. Pogrzebałam idylliczne wizje rodzinne na rzecz poznania moich synów i zrozumienia moich rodziców. W oczekiwaniu na Mateo nie planowałam już świetlanej przyszłości, nie widziałam oczami wyobraźni małego, śpiącego aniołka. Przygotowywałam się na nowe wyzwanie i na istną szkołę przetrwania w warunkach domowych. A co najważniejsze nie marzę o wychowaniu idealnych dzieci, po prostu chcę mieć dzieci szczęśliwe.

Brak komentarzy: