Rozmawiamy z Amerykanką przy tzw. lunchu na tematy różne i... zeszło na wychowywanie dzieci. Znów słyszymy znany tekst „bo w Ameryce to”. Tym razem okazuje się, że za oceanem dzieci wychowuje się na bardziej samodzielne. Maluchy same decydują jakie ubranie włożą i od pierwszego roku życia same jedzą posiłki.
-To tak jak w Polsce.-Odpowiedziałam. Na co nasza znajoma odparła:
-Tak? To dlaczego On nie je samodzielnie?- Tu wskazała paluchem na Dzidka, w którego tata wpychał ostatki.
Oczywiście mogłabym zripostować, iż nasz syn zjadł osobiście prawie cały obiad a de Silva pomógł mu tylko na końcu. Jednak zamiast zawiłych tłumaczeń odparłam wprost.
-Bo jestem złą matką!- W duchu zaś pomyślałam (niczym René z brytyjskiego serialu „Allo, Allo”): „Ty głupia kobieto! Czy nie wiesz, że krytykowanie w obecności matki jej dzieci jak i ich wychowywania jest równoznaczne z wypowiedzeniem wojny.”
Uwagi rzucane pod adresem pociech i ich wychowania, to grząski teren. Dlatego człowiek obdarzony przeciętnym instynktem zachowawczym raczej nie będzie ryzykował starcia z młodą matką w tym temacie. Niby każda z nas zdaje sobie sprawę, że nie jest ideałem, podobnie jak nasze szkraby. Jednak prawo do ich krytykowania jest zarezerwowane tylko dla nas. Nikt inny nie może się wypowiadać, że chyba ciut są za chude, ciut za grube, że kapryszą przy jedzeniu czy nie umieją korzystać z nocnika. Intencje osób trzecich nie maja przy tym znaczenia, podobnie jak temat uwagi. Nawet jeśli w głębi ducha zgadzam się z przedmówcą, to i tak staję się on moim wrogiem. Brak delikatności w tej kwestii może być odebrany jako niewybaczalne posunięcie, niekiedy nawet gorsze niż odbicie męża.
Niestety nasza Amerykanka tego nie rozumie lub jest całkowicie pozbawiona instynktu samozachowawczego.
Moja kochana Kuzyneczka, po kilku miesiącach bycia mamą, stwierdziła, że nie należy pouczać świeżo upieczonych rodziców jak i wtrącać się do im do opieki nad maluszkiem, nawet gdy są niezaradni lub popełniają ewidentne błędy. Może warto zareagować, kiedy ich zachowanie zagraża zdrowiu czy życiu dziecka. Jednak wtedy też wskazana jest ostrożność. Dlaczego? Gdyż młodzi rodzice są przemęczeni, zestresowani zmianami w swoim życiu, zatroskani o dobro dziecka i przede wszystkim „ sami wiedzą lepiej” (mimo iż czasem nie wiedzą nic). Niech nie zmylą nas pozory spokoju czy jowialności pulchniutkiej, cichutkiej kurki domowej. Gdy zaczniemy wspominać coś, niby mimochodem, o jej pociechach to ta, wydawałoby się, krucha kobietka może zmienić się nagle w dziką lwicę pałającą potrzebą przelewu krwi.
Dlatego zanim wyrwie się nam coś na temat cudzych dzieci, zastanówmy się czy warto „wypowiadać wojnę” i wystawiać się na reakcję młodej mamy targanej burzą hormonalną. Może nam się to po prostu nie opłaca.
PS. A teraz już na serio. Dziecko naszych przyjaciół mnie niepokoi pod względem zdrowotnym. Sadzę, że ma problemy z napięciem mięśniowym i dziwi mnie, iż ich lekarz nie zwrócił na to uwagi. Próbowałam jak najdelikatniej poruszyć ten temat, ewentualnie zaproponować pomoc w rehabilitacji, niestety spotkałam się z bardzo zdecydowaną reakcją negatywną razem z tekstem od przyjaciółki „ja się na rozwoju dzieci znam”.
Ów problem z napięciem mięśniowym nie jest poważny, może rozwiązać się sam. Jednak bywa, że obarczony nim malec wolniej się rozwija fizycznie, później nauczy się siedzieć, chodzić, a w starszym wieku może mieć np. krzywy kręgosłup.
Uspokajałam się, że jestem przewrażliwiona, że to moje zboczenie zawodowe. Jednak inna nasza znajoma ( z zawodu neurolog) powiedziała mi na ucho, iż to dziecko się jej nie podoba. Oczywiście dodała „Powiedz im, to twoi przyjaciele. Niech zmienią lekarza, pójdą do specjalisty.” Tylko, że ja już próbowałam i nie przyniosło to rezultatu. Zatem czy warto wypowiadać wojnę, nastawiać na szwank przyjaźń, skoro efektu pożądanego to nie da?
23 lip 2008
Akt wypowiedzenia wojny.
Autor: Gabi o 10:31
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Już Gombrowicz w "Ferdydurke" zauważył, że nie warto pytać o zdrowie, ale nie wypada nie zapytać o nic. Rzeczywiście Polacy na pytanie co słychać opowiedzieliby historię swojego życia, ale u nas nienaturalne jest pytanie "Jak się masz" kurtuazyjna odpowiedź "Świetnie, a TY" jest niezrozumiała i nie używana.
Zamiast drążyć temat nie warto pytać Polaków "co słychać?"
Prześlij komentarz