26 lip 2008

Precz z rutyną!

Mam już opatentowany sposób, aby w codzienność małżeńską nie wkradła się nuda (patrz "Sposób na nudę" 12.07). Teraz czas wymyślić coś przeciwdziałającego rutynie.
Znacie taki obrazek? Mąż zmęczony, znudzony przebytymi ośmioma godzinami w pracy, wraca do zacisznego domu, gdzie uśmiechnięta żonka podaje mu pożywny posiłek domowej roboty. Potem on zasiada w wygodnym fotelu, czyta gazetę i pije herbatę zaparzoną z dużą dozą miłości bądź schłodzone (też z dużą dozą miłości) piwo. Jeszcze pocałuje na dobranoc nakarmione, wykąpane dzieciątka i tak kończy się pracowity dzień ojca oraz męża w jednej osobie. Ależ to nudne, ależ rutynowe i pozbawione fantazji! Nic dziwnego, że facet wciągnięty w domowy kierat jedzenia obiadu, czytania gazety oraz całowania dzieci, ma po jakimś czasie dość takiego życia i szuka przygód „na boku”. Przecież prawdziwy mężczyzna jest wojownikiem, zdobywcą i poszukiwaczem mocnych wrażeń. Pozbawiony ekstremalnych sytuacji, obarczony monotonią oraz wsadzony w ciepłe kapcie, mąż marnieje niczym kwiat pozbawiony wody. Dlatego ratujmy naszych życiowych towarzyszy i wypowiedzmy wojnę rutynie.

Punkt pierwszy naszych działań to wprowadzenie elementu zaskoczenia. Zaczynamy już od progu-mąż wraca z pracy i jest atakowany przez dzieci, którym przez cały dzień obiecujemy, że tatuś pobawi się z nimi w Indian. Zatem zanim jeszcze zdąży zamknąć drzwi, nasz facet dostaje się do niewoli groźnych Apaczów, którzy z tomahawkami w dłoniach i głośnym okrzykiem ło-ło-ło-ło pragną go oskalpować.

Punkt drugi to znalezienie wyzwania. Zależnie od zainteresowań męża może nim być; naprawienie połamanego pilota od telewizora, wyczyszczenie klawiatury komputera z lakieru do paznokci lub odetkanie zapchanego sedesu (polecam koper po ogórkach kiszonych, bardzo skutecznie zapycha). Wielbicielom mocnych a nawet ekstremalnych wrażeń możemy zaproponować zaaplikowanie psu lekarstwa pod postacią czopka albo nakarmienie dzieci brukselką.

Punkt trzeci to uczynienie z faceta zdobywcy. Jednak nie ma zdobywcy bez zdobyczy? Trzeba zatem utrzymywać męża w przekonaniu, że to co posiada jest cenne i piękne. Zaś największą zdobycz i chlubę mężczyzny stanowi jego kobieta. Dlatego, drogie panie, musimy o siebie dbać, aby pięknie wyglądać; wysypiać się (by mieć wypoczęta cerę), modnie się ubierać, uczęszczać do fryzjera, kosmetyczki etc. Nie martwmy się o finanse, przecież wszyscy wiedzą, że piękne kobiety kosztują. Powiedziałabym nawet, że im więcej na siebie wydamy, tym bardziej facet jest przekonany o naszej niezaprzeczalnej urodzie. Zatem do dzieła; bierzemy kartę płatniczą w dłoń, męża zostawiamy w domu z dziećmi i ruszamy walczyć o atrakcyjny wygląd oraz trwałość naszego małżeństwa. Jestem przekonana, że każdy facet, w którym drzemie duch zdobywcy, woli widzieć zadbaną kobietę u swojego boku niż raczyć się obiadkami domowej roboty.

Na koniec ostatnipunkt czyli zachwyt nad naszym wojownikiem. Nie zapominajmy o tym jakże ważnym elemencie, jednakże nadal kierujmy się zasadą walki z rutyną. Raz na jakiś czas musimy zdobyć się na urządzenie sceny zazdrości czy awantury o jakiś drobiazg, by później bez najmniejszych obaw móc się rozpływać w zachwycie nad naszym domowym bohaterem. Mówimy wtedy, że jest silny, mężny, nieustraszony (przecież wytrzymał 2 godziny sam na sam z dziećmi i nie uciekł). Wysławiamy w jak męski i odważny sposób siorbie zupę lub wbija gwoździe. Wszystko po to, by nasz mężulek czuł się dowartościowany i ubóstwiany.

Zdaję sobie sprawę, że opisana wyżej metoda na pozbycie się rutyny posiada szereg mankamentów. Cóż, warto pamiętać, że jest to tak zwany „domowy sposób” i nie posiada żadnego atestu, nawet atestu PZH. Dlatego czekam na wasze uwagi jak i komentarze, bo przecież o ważną sprawę tu chodzi.

Brak komentarzy: