2 kwi 2008

"Fala" macierzyństwa.

Wiek młodej matki liczy się dniami życia jej dziecka bynajmniej nie wiekiem jej samej. Dlatego niezależnie od ilości przeżytych wiosen, otoczenie, zwłaszcza to najbliższe, traktuje ją jak nowicjusza a czasem wydaje się, że to ona jest niemowlakiem i wymaga całodobowego dozoru osób trzecich. W momencie pojawienia się w jej życiu berbecia zjawiają się jednocześnie dobre duszyczki chętne do pomocy i spieszące z udzielaniem "cennych" rad. Niezależnie czy były proszone czy nie, wtrącają się w najdrobniejsze szczegóły opieki nad maleństwem, pouczają, przytaczają opinie, czasem całkiem wyssane z palca. Młoda matka dowiaduje się, że wszystkie jej czynności są co najmniej szkodliwe dla jej dziecka, że źle je ubiera, źle karmi, nieprawidłowo kąpie i w ogóle tylko wyjątkowemu szczęściu należy przypisać fakt, iż jej dziecię cieszy się jeszcze życiem.

W wojsku takie zjawisko nazywa się "falą"; nowicjuszowi za wszelką cenę należy udowodnić, iż stanowi najniższe ogniwo w łańcuchu społecznym. Zaś nad świeżo upieczonymi rodzicami można się znęcać do woli, za każdym razem argumentując swoje męczące uwagi domniemanym dobrem dziecka. Z tego powodu, niezależnie od stopnia bezczelności "dobrej duszy" jak i poziomu zatruwania przez życia, będzie ona tolerowana przez swoje ofiary. Na koniec dręczyciel widząc miotającą się nerwowo młodą matkę, doprowadzoną do skraju wytrzymałości psychicznej jego radami (często nawzajem się wykluczającymi), skwituje sytuację uwagą o niezaradności współczesnych rodziców.

Do mojej koleżanki przyjechała jej mama z wizytą i nieodpartą chęcią nacieszenia się wnukiem. Podczas naszego wspólnego wypadu na zakupy nieustannie słyszałam krytykę rzucaną pod adresem koleżanki. Przesłuchiwanie i rozliczanie z najmniejszych gestów wobec dziecka towarzyszyło nam przez cały czas. Po pół godziny rozbolała mnie głowa od tego jęczenia a krytykowane było wszystko; to że dziecko jest za długo karmione piersią, że za mało je, że jest za chude (tylko 75 centyl masy ciała), że nie korzysta z nocnika (nota bene korzysta ale czasem ma jeszcze zakładana pieluchę). Zdesperowana koleżanka w końcu odparła matce, ze jeżeli babcia chce, to może sama wysadzać wnuka na nocnik, skoro mieszka obecnie z nimi pod jednym dachem. W odpowiedzi usłyszałyśmy, iż jest już za późno, bo trzeba było zacząć jak dziecko miało 8 miesięcy. No tak, teraz maluch jest skazany na pieluchy do emerytury.

Zakupy się przeciągały, gdyż moja koleżanka musiała z każdej rzeczy pakowanej do koszyka się tłumaczyć. Zupełnie jakby wydawała kieszonkowe a nie własnoręcznie zarobione pieniądze. Na koniec tuż przy wyjściu babcia otworzyła dziecku nowo nabytą zabawkę z setką elementów, które radośnie rozsypały się po podłodze. Moja koleżanka musiała więc pozbierać ten drobiazg z powrotem do pudełka wśród protestów dziecka. Czekałam zatem na nich przesuwając moje olbrzymie brzuszysko ku wyjściu, taszcząc zakupy w jednej ręce a Dzidka w drugiej. Byłam zwarta i gotowa, bo mi, w przeciwieństwie do koleżanki, nie pomagała "dobra dusza", nie udzielała cennych rad i nie rozregulowywała psychicznie dziecka. Byłam zarazem ciekawa, kiedy babci wyrwie się z ust coś na temat niezorganizowania współczesnych matek.
Wróciłam do domu i upajałam się ciszą (nie licząc odgłosów wydawanych naturalnie przez Dzidka) oraz samotnością. Jak dobrze, że jestem zdana sama na siebie i nikt nie wyciąga ku mnie "pomocnej dłoni".
Mówimy, że dobrymi radami jest piekło wybrukowane. W tym przypadku to piekło zaczynającego się macierzyństwa, w którym smołę gotują bliscy w trosce o dobro dziecka, tak jakby nie zależało ono zupełnie od stanu psychicznego jego matki.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Moi rodzice zarzekaja sie, ze swoje dzieci juz wychowali i wnuki to oni ewentualnie 2 razy w roku na wakacje wezma i w weekendy poogladaja. Mam nadzieje, ze nie bede im musiala przypominac tych deklaracji ;-)
A tak w ogole to nie znam ŻADNEJ mlodej pary rodzicow, ktora nie radzilaby sobie ze swoimi dziecmi. Mlodzi rodzice RULEZ! :-)
AsiaBe

Gabi pisze...

Proszę, proszę nareszcie się odezwałaś. Już myślałam, że do mnie nie zaglądasz. Zaś w kwestii rodziców, to ich deklaracje dotyczące znikomej opieki nad wnukami, nie wykluczają werbalnego wtrącania się w Twoje matczyne poczynania ;)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

To, że się nie odzywam nie oznacza, że mnie nie ma >-)
Tak sobie myślę, że ja to będę okropną matką. Już widzę te awantury o niekupowanie drogich zabawek, niedawanie słodyczy przed jedzeniem, a potem o za ciężki plecak w szkole, o szafki na za ciężkie książki z tego plecaka, o krzesła dostosowane do wzrostu... Czy ja jestem zboczona na punkcie pewnych rzeczy?
Ech... Pozdrawiam...
AsiaBe

adam pisze...

Bardzo ładny post. Właściwie nie ma co komentować. Tym bardziej, że swoje zdanie na ten temat już wyrażałem przy innej okazji. Wszystkiego dobrego dla całej rodziny de Silva.