16 kwi 2008

Kary cielesne.

Rozmowy z Amerykanką przybierają czasem dziwny obrót. Dziś na tapecie były prawa dziecka a może raczej prawa rodziców. Zacznijmy jednak od początku.
Koleżanka stwierdziła, że jej znajomi z Polski są pod obserwacją psychologa i pedagoga. Ich dziecko nieopatrznie powiedziało, iż boi się kar cielesnych. Nic więcej nic mniej a wystarczyło, aby opisywana rodzina została wzięta pod lupę i muszą teraz udowadniać, że nikt się nad dzieckiem nie znęca. Nasza Amerykanka całkowicie popierała taką reakcję władz, dodała nawet, że rodzice powinni się cieszyć, iż dziecka im nie odebrano. W Stanach dana sytuacja mogłaby się rozwinąć mniej korzystnie. Policja razem z opieką społeczną mogłaby bez uprzedzenia wtargnąć do domu i zabrać dzieci i w trosce o ich dobro, odizolować je od rodziców. Ostro! Czasem wystarczy doniesienie pojedynczej osoby, aby władze zareagowały właśnie w ten sposób.

Nie muszę tłumaczyć, że nie podzielaliśmy zachwytu Amerykanki. Myśl, że z dnia na dzień ktoś obcy, odbierze mi dziecko na podstawie wyssanych z palca treści, mnie przeraża. Z drugiej strony to, prawa dziecka nie są mocną stroną polskiego systemu sprawiedliwości, zwłaszcza ich egzekwowanie. Co jakiś czas słyszymy o tragicznych skutkach przebywania dzieci w rodzinach patologicznych. Wtedy krytykowana jest opieszałość kuratorów, policji etc. Gdzie zatem przebiega granica i jak powinna wyglądać uzasadniona i skuteczna przy okazji interwencja władz w opiekę nad maluchami?

W krajach zachodnich, gdzie prawa dzieci są bardziej respektowane, czasem dochodzi do przeciwnych błędów. Nie tak dawno w Szwajcarii odebrano kilkumiesięcznego maluszka rodzicom, gdy zgłosili się z nim do szpitala. Stwierdzono u dziecka złamania kości i na tej podstawie automatycznie odizolowano je od rodziców. Podczas samotnej walki jego mama znalazła wyjaśnienie złamań, jakim była choroba- wrodzona łamliwość kości. Udowodnienie, że ich syn jest chory i odzyskanie praw do opieki nad nim zajęło rodzinie ponad pół roku.
Nikt mi nie wmówi, że nagłe zabranie rodzicom dziecka nie stanowi dla niego traumatycznego doświadczenia. Co w takiej sytuacji można mu powiedzieć? Sądzę, że straci ono zaufanie do rodziców, którzy powinni go chronić. Straci też poczucie bezpieczeństwa, skora w każdej chwili może przyjść ktoś obcy i je zabrać.

Innym aspektem jest jeszcze granica znęcania się nad dzieckiem. W Polsce dopuszczane są zachowania, które gdzie indziej np w Szwecji zaliczane będą do patologii i karane prawnie. Mowa np o przysłowiowym klapsie w pupę.
A czy dla Was taki klaps jest dopuszczalny, czy stanowi już nadużycie wobec malca?

1 komentarz:

adam pisze...

W wieku Twojego synka można lać i nawet należy w sprawach abstrakcyjnych, jak np. zagrożenie śmiercią lub kalectwem, czyli wkładanie łapy do kontaktu, albo ucieczka w kierunku szosy. Mniej więcej po 4 roku życia nie ma już za bardzo jak usprawiedliwić bicia w pupę, ale chętnie wtrzepię swoim córkom za złośliwość względem siebie, z tym że one bywają dla siebie złośliwe bardzo rzadko,a jak już to zazwyczaj wystarcza odizolowanie od siebie za karę. Natomiast w swoim pięcio i pół rocznym życiu starsza córeczka dostała w pupę kilka razy niepotrzebnie, głównie dlatego, że wpadłem w panikę pedagogiczną, czyli "AAAAAaaaaaaaaaaaaaa co dalej i do czego to zmierza?!" Niewykluczone, że średnio wyszłoby nawet raz w roku. Sporo. I co? I nic. Błąd w sztuce. Należy przeanalizować i nie przeżywać. Pozostaje mieć nadzieję, że Karolina nie zapamięta właśnie tego jak Koterski w "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". No i na koniec: dużych ludzi, czyli 4 letnich i starszych powinno się przeprosić za naruszenie nietykalności i godności, czyli po prostu za wklepanie w pupę, jest to okazja do porozmawiania i obiecania sobie, że będziemy się starali tak nie robić. Rodzic - nie bić w pupę; dziecko - nie pluć na sąsiadkę. To jest ważne doświadczenie, bo ułatwia tworzenie więzi (paradoksalnie) - przepracowujemy razem trudną sytuację; uczymy przepraszania; okazujemy szacunek dla odrębności, autonomii, godności dziecka - to ważne jest.