Są takie chwile w byciu mamą, kiedy mam ochotę wszystko rzucić i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Jak w piosence, "niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam". Dla mnie najcięższym okresem był powrót do domu z Dzidkiem tuż po jego urodzeniu.
Zaczęło się niegroźnie od podpisania odbioru dziecka ze szpitala tj syn, sztuk jedna. Potem było już tylko coraz gorzej. Wiecznie głodne dziecko, aktywne ponad miarę, zwłaszcza w godzinach nocnych. Karmienie na życzenie- cóż za sadysta to wymyślił? Nasz syn domagał się piersi co 40 minut. Zostałam zdegradowana do roli karmiącej 24 godziny na dobę. Tłumaczenia o ukończeniu przeze mnie studiów i wyższych aspiracjach niż produkowanie mleka nie wpływały na Dzidka. Zero szacunku dla matki, zero empatii, tylko jeść, jeść, jeść. Żeby chociaż efekty były widoczne. Skądże, chudziutkie to było, malutkie. W końcu lekarz orzekł, że dziecko nie przybiera na wadze, więc potrzebna jest hospitalizacja.
Udaliśmy się do tego samego szpitala, w którym urodził się Dzidek. Na skierowaniu od lekarza jak wół napisane, że nasz syn jest osobnikiem wadliwym. Myślę sobie, skoro na urządzenia typu pralka czy lodówka obowiązuje gwarancja dwuletnia, to może i na dziecko będzie. Bądź co bądź minęły zaledwie 4 tygodnie od "odbioru". Bardzo chętnie wymienię Dzidka na model przesypiający całe noce i przybierający na wadze. Niestety nic z tego; w ramach gwarancji możemy liczyć tylko na przegląd techniczny dziecka. Zatem zaczęły się badania, wszystkie możliwe: pobranie krwi, moczu, USG brzucha, USG głowy, Echo serca, włącznie z pobraniem płynu mózgowo-rdzeniowego.
Mam dość, chcę wysiadać. Na co było mi to macierzyństwo? W pracy napatrzyłam się na skomplikowane operacje, ba na samym przeszczepie serca byłam obecna kilka razy. Jednak, gdy widzę igłę wbijaną w ciałko mojego syna włącza mi się instynkt ucieczki. Dziecko pod pachę i dyla! A może tak uciec bez dziecka; nie patrzeć jak je "męczą", nie być obok, nie przeżywać?
Po ponad dwóch tygodniach wracamy do domu z nie do końca "zreperowanym" Dzidkiem i nie do końca trafną diagnozą ale za to z dobrą masą ciała. Jest już z górki; czekają nas raptem wizyty u chirurga, kardiologa i nefrologa dziecięcego, czyli takie tam drobnostki. Dzidek cały czas gorzej przybiera na wadze niż w książkach jest napisane i oczywiście nadal nie ma zamiaru przesypiać nocy. Trudno nzapewne ten model tak ma.
Poprawia natomiast się system karmienia na żądanie. Kładę się z mym szkrabem na łóżku. On z uwielbieniem przysysa się do mnie i jest jak w słowach tej piosenki: ktoś zatrzymał świat, z tym że ja już nie chcę wysiadać.
13 kwi 2008
Mam dość, chcę wysiadać.
Autor: Gabi o 12:37
Etykiety: choroba, dziecko, macierzyństwo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz