6 kwi 2008

9 miesiąc.

Dziś będzie osobiście i może mało złośliwie. Wkroczyliśmy w 9 miesiąc ciąży. Napisałam "wkroczyliśmy" z myślą o całej rodzinie, gdyż moje dramatycznie olbrzymie brzuszysko razem z zawartością wpływa poniekąd na życie wszystkich de Silva. Złośliwi mawiają, że ostatni miesiąc ciąży z założenia ma tak umęczyć kobitę, aby definitywnie przestała się bać porodu. Aby, w kontekście całodobowych cierpień, niewygód ciężarnej rozwiązanie jawiło się niczym magiczny sposób na całe zło. Cóż, ci złośliwi mają poniekąd sporo racji. Podejrzewam, że wkrótce sam Dzidek będzie się dopytywał, kiedy w końcu urodzę.

Po pierwsze brzuch dusi. Wszechobecna sapka i objaw rybki wyciągniętej z wody nadają każdej czynności posmak zdobywania Mont Blanc. Śpię zatem na siedząco, często miewam głupie sny z niedotlenienia oraz bezsenność, co ewidentnie nie poprawia samopoczucia de Silvie. Zaś za dnia jestem ociężała, niewyspana czyli w jak najlepszej kondycji do opieki nad miotanym przypływami niszczycielskiej energii dwu i pół latkiem.

Po drugie, mam już objaw odmóżdżenie na widok ciuszków w rozmiarze 56 cm. Nie potrafię obojętnie przejść obok sklepu z dziecięcymi rzeczami. Dzidek musi mi towarzyszyć w zakupach, zamiast szaleć na placu zabaw. Natomiast wieczorem katuję de Silvę, mimo jego stanowczych protestów, przemarszem maleńkich skarpetek, kaftaników i słodkich śpioszków. Biedny ten mój mąż; już i tak chodzi niewyspany z powodu moich nocnych ekscesów. Myśli, że chociaż wcześniej spać się położy, a tu rozkoszny biały sweterek w towarzystwie spodenek do kompletu podskakuje po jego brzuchu przy wtórach moich zachwytów. Nie ma zmiłuj; de Siva też musi się zachwycić. Prowadzimy zatem dialog niczym w Ferdydurke.
-Dlaczego Cię nie zachwyca?
-Oj zachwyca żono, bardzo zachwyca. Tylko daj mi spać.
Zdeterminowany mąż wydaje ostatnim tchnieniem oznaki największego uwielbienia w stosunku do budzących go ubranek. Zmusza się do wyrażenia nieopisanego wręcz ich piękna, jak i nieopisanego wręcz szczęścia jaki jest przyjście dziecka na świat, mamiony nadzieją, iż dam mu się pogrążyć w objęciach Morfeusza.

W ten sposób cała rodzinka przechodzi razem ze mną 9 miesiąc ciąży. Na pocieszenie zostaje nam fakt, że to już ostatni i 10 nie będzie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Trzymaj się już wkrótce podwójna mamusiu. Najważniejsze ze właśnie te 8 miesięcy masz za sobą a teraz to tylko parę tygodni...to pestka...Rozumiem i ściskam...
Kasia

Gabi pisze...

Dziękuję Ci bardzo za słowa otuchy.
Buziaki