Polska wkracza do Europy. Razem z adoptowaniem norm UE na np wielkość ogórków szklarniowych, przyjmujemy też niektóre trendy, rośnie świadomość proekologiczna, antysieksistowska etc. Polacy się "cywilizują", zaś pewne grupy społeczne tracą swoja pozycję, gdy inne rosną w siłę. Starsi ludzie już przegrali; przyklejono im łatkę moherowych beretów i sklerotyków, stracili szacunek czy prawo wypowiedzi. Teraz bój toczy się o degradację pozycji rodzica, którą w wielu krajach Zachodniej Europy udało się przeprowadzić z sukcesem.
Zaczyna się niewinnie od nadania większej rangi dzieciom. Mówi się o ich prawach, o grzechu maltretowania. Psychologowie dorzucają cegiełkę pod tytułem psychoanaliza, w której za wszelkie błędy, potknięcia, frustracje dorosłego człowieka obwinia się jego rodziców i toksyczny model wychowawczy (zwłaszcza we wczesnym dzieciństwie). Rozważa się zagadnienie godności i nietykalności dzieci. Bada się, czy przysłowiowy klaps nie naruszy wrażliwej psychiki przedszkolaka wywołując w nim np trwałą awersję do kobiet, bądź przepisów ruchu drogowego. W dodatku jak grzyby po deszczu pojawiają się poradniki, programy telewizyjne, w których specjaliści kreują wizje idyllicznej więzi rodzic-dziecko; bez krzyku, bez bicia, bez konfliktów, bez problemów. Wałkuje się temat "dobra dziecka", wsłuchiwania w jego potrzeby oraz ich zrozumienia. W reklamach małe brzdące pouczają dorosłych, tłumaczą im zalety nowych produktów, często ich ośmieszając. Pojawia się hasło powtarzane przez wszystkich jak mantra, że najwazniejsze jest dobro dziecka.
Nasączony taką indoktrynacją rodzic, bojąc się naruszyć godność maluszka, lękając się o trwały uszczerbek na jego kształtującej się psychice, staje się bezbronny. Unika konfrontacji, unika nakazów ograniczających rozwój jego pociechy i oddaje ster wychowania w jego ręce. Świat staje się dzieciocentryczny. Maluch jest najważniejszy, a dorośli, jak planety, wirują na orbitach woĸół niego, pozbawieni autorytetu i głosu. Wszyscy dbają o prawa najmniejszych szukając najdrobniejszych przejawów maltretowania dochodząc do paradoksów. Później mamy sytuację jak u mojej znajomej, która sprzeciwiła się kupieniu córce cukierków w sklepie, mimo urządzanej przez małą sceny histerii. Wtedy osoba trzecia zarzuciła jej (tzn mojej znajomej) znęcanie się nad dzieckiem i pouczyła, że powinna się wstydzić swojego zachowania. "To przecież jest tylko dziecko, a pani jako dorosła, powinna ustąpić."- brzmiała dyrektywa.
We Francji, w której od kilkunastu lat narasta problem z przemocą dzieci wobec rodziców, coraz częściej zaczyna się też mówić o prawach dorosłych oraz potrzebie wyznaczania limitów w wychowaniu. Organizowane są spotkania z pedagogami, psychologami, którzy mają pomóc dorosłym odzyskać ich status.
Na jedno z takich spotkań poszłam osobiście i byłam lekko zaskoczona. Po pierwsze rodzice byli zalęknieni. Mówili, że nie panują nad dziećmi, które ich nie słuchają, które nimi manipulują, urządzają sceny histerii. Pewna mama opowiadała jak cierpliwie każdego dnia zachęca swojego syna do wejścia do ich samochodu, gdy ten tarza się po ziemi, okłada ja pięściami i wyzywa od głupich bab. Do sceny dochodzi codziennie po zajęciach w przedszkolu i trwa to zawsze 30-45 min. Jednak mama jest wyrozumiała, bo wie, że synek jest po prostu zmęczony, że jak w końcu usiądzie w samochodzie, to zaśnie by obudzić się w lepszym nastroju.
Kolejnych rodziców ich czteroletnia pociecha regularnie tłucze kijem lub innym narzędziem i niestety, tak się niefartownie składa, że kontynuuje, nawet gdy proszą, by przestać. Tłumaczą cierpliwie, nawet dziesiątki razy i nic.
Oczy mi się zrobiły jak spodki, bo podawane przykłady, każdy jeden, wypisz wymaluj, były jak zadanie dla Superniani. Przecież znam większość z tych osób, a ich dzieci chodzą z Dzidkiem do przedszkola.
Ku mojemu drugiemu zaskoczeniu ekspertka wykazał raczej tradycyjne, polskie niż nowoczesne, zachodnie poglądy. Nie negowała klapsów, nie była oczywiście zwolenniczką bicia, lecz podała przykłady, gdy ich użycie może być uzasadnione. Nie usłyszałam też, że narusza to w jakimkolwiek stopniu godność dziecka. Mimo wyrażanych tez o dobru brzdąców, o ich indywidualności, potrzebach, problemach z radzeniem sobie z emocjami, nadal twardo obstawała przy ograniczaniu dzieci limitami. Podawała argumentację zupełnie przeciwną do tej widocznej od niedawna w polskich mediach. Tłumaczyła, że limity budują więzi rodzinne, rozwijają szereg pozytywnych cech (np kreatywność), uczą cierpliwości a nade wszystko kształtują poczucie bezpieczeństwa i silny charakter.
Zatem drodzy rodzice, nie dajmy się zdegradować, nie dajmy się maltretować! Dobro dziecka nie jest najważniejsze, podobnie jak któregokolwiek członka rodziny. Nie wychowujmy egocentryków i egoistów! Każdy jest ważny i ma takie sama prawa i to nie prawda, że naszym dzieciom należy się więcej niż nam. Apeluję, budujmy nasz autorytet! Nie bójmy się być dorosłymi, odpowiedzialnymi głowami rodziny. Dzieci potrzebują nas, naszej wiedzy, opieki, miłości i rozwagi. Uwierzmy, że jesteśmy mądrzejsi od przedszkolaków!
23 sty 2009
Zespół rodzica maltretowanego.
Autor: Gabi o 09:54
Etykiety: dziecko, rola w rodzinie, wychowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Na początek muszę stwierdzić, że jestem rozczarowany. Czekałem na wpis o rasizmie, a tu o dzieciach.
"Napompowanie" do niebotycznych rozmiarów znaczenia praw człowieka musi w przyszłości doprowadzić do pęknięcia tego balonu. W ich interpretacji powinniśmy powrócić do pewnego ustalonego i niezmiennego wzorca, zamiast ciągle reformować w kierunku, który może doprowadzić do katastrofy. Większość sądów konstytucyjnych, a i nasz Tk jest wyprowadzić ze słowa godność wszystko co mu pasuje. Jeśli uparłby się to i skucie kajdankami przestępcy może naruszac naszą godność. Naszczęście sądze, że takich czasów nie doczekam.
Wracając do dzieci. Pamiętam w mojej rodzinie taki przypadek: córka wychowywana była bezstresowo, ale w pewnym momencie opastowała pastą do zębów całą łazienkę, wtedy racjonalność wzięła górę nad bezstresowym wychowaniem.
Niezmiernie cieszę się z faktu, że Polacy w większości nie są konformistami i nie transferują oni w większości wzorców zachodnich. Poza nielicznie oświeconymi ludźmi (nie mogę nie użyć tego słowa) tzw. elytą i ynteligencjom.
Natomiast żałuję, że nie jesteśmy przekonani o naszej dziejowej misji mającej przywrócić Europie normalność. Większość z nas myśli "Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna." Interesuje nas tylko własne podwórko i spokój na nim. Może to i dobre?
A co do koleżanki. W Polsce nikt nie wróciłby uwagi na taką sytuacje. Być może nie dlatego, że jest błaha, ale bałby się reakcji matki, a zwłaszcza wybuchowego ojca.
Co się odwlecze, to nie uciecze.tekst o rasizmie,kupowaniu na przecenach ukaże się za dni kilka.
Zaś w kwestii trendów wychowawczych,to
1.w krajunaszym,pięknym nad Wisłą prowadzona jest teraz zaostrzona kampania przeciw klapsom (choć sama raczej dzieci nie biję, Dzidek dostał ode mnie 3 razy w życiu klapsa w pupę, to nie jestem całkowitą przeciwniczką takich rozwiązań. Co innego jest wymierzenie kary cielesnej po uprzednim jej zapowiedzeniu, udzieleniu kilku ostrzeżeń, czym innym jest zaś uderzenie dziecka z powodu własnej bezsilności w przypływie szału.)
2.opisany przypadek koleżanki pochodzi z Polski
Prześlij komentarz