Choroba męża ma swoje dobre strony, o ile potrafimy niemoralnie czerpać z niej profity. Jako kobieta wyzuta ze współczucia, pozostawiłam chorego de Silvę razem z naszym również chorym potomstwem. Sama zaś postanowiłam zasilić rodzinną garderobę korzystając z przecen.
Udałam się do dużego sklepu, gdzie bezwstydnie buszowałam wśród ciuchów rozmaitych. W końcu udałam się do kasy ze sporym naręczem odzieży, głównie dla moich facetów, (co, z resztą, odbieram jako osobista porażkę, gdyż we wcześniejszych założeniach miałam sobie coś nabyć) . Kątem oka zobaczyłam inną panią zmierzającą w tym samym kierunku. Kobieta nie była jakąkolwiek kobietą, tylko Arabką, przez co przyśpieszyłam kroku. Nie udało mi się jednak ustawić przed nią w kolejce, a szkoda. Dlaczego chciałam być pierwsza? Otóż z obawy przed rytuałem zakupowy, jaki odczyniają Arabki (oczywiście nie wszystkie, tylko specyficzny ich rodzaj, do którego owa pani się "na oko" zaliczała). Niestety się nie myliłam, przez co po pierwsze zmuszona byłam ów rytuał zakupowy obserwować, po drugie tracić półgodziny na stanie w kolejce, po trzecie brnęłam w stereotypy i uprzedzenia.
Rytuał zaczyna się cudownym rozmnożeniem Arabek przed kasą. W kolejce staje tylko jedna, natomiast gdy przychodzi jej pora dołączają do niej wszyscy krewni i znajomi królika, rozproszeni przedtem po sklepie. Z jednej osoby przede mną robią się nagle dwie, trzy, potem nawet sześć. Zaś z kilku rzeczy do kupienia robią się ich dziesiątki. Sprzedawca najczęściej nie jest w stanie nad nimi zapanować, ani się doliczyć. Wyjątek stanowi, jak dotąd, jeden śmiałek , którego spotkałam i jak się okazało Rosjanin zaprawiony z kolejkowym prawem dżungli.
Po cudownym rozmnożeniu nastąpił zakup ubrań. Po chwili ekspedientka z uśmiechem na twarzy poprosiła koleżankę o sprawdzenie ceny kilku produktów, które mimo obniżek miały podejrzanie niskie ceny. Jak się okazało, ktoś poodrywał oryginalne etykiety np od płaszcza i podstawił na to miejsce cenę za podkoszulki 5,99. Arabki z uśmiechem udały zaskoczenie, a pani ekspedientka udała również z uśmiechem, że nikt im niczego nie zarzuca i kontynuowała naliczanie należności wertując stertę ciuchów.
Przyszedł czas płacenia. Kupujące zaczęły szukać po kieszeniach pieniędzy i opróżniając ich zawartość, grosik po grosiku formować na ladzie sporą kupkę monet. Sprzedawczyni zachowując zimną krew skrupulatnie przeliczyła jej zawartość i zakomunikowała, że suma się nie zgadza. Z mojego doświadczenia mogę napisać, iż suma z reguły się nie zgadza, a wszystko przez arabskie zamiłowanie do targowania, które spotyka się z całkowitym brakiem zrozumienia u zachodnioeuropejskich sklepikarzy.
Następuje zatem kolejny etap rytuału- targowanie. Ekspedientka zabiera ze zgromadzonej kupki ubrań dwie rzeczy wywołując straszliwy lament Arabek który przypadkowy obserwator mógłby odebrać jako zawodzenie żałobne po stracie najbliższego członka rodziny. W końcu po przetrząśnięciu jeszcze raz kieszeni udaje się zebrać całą należność. Uff już po wszystkim. Ekspedienta podaje rachunek i torby z zakupami, życzy miłego dnia. Kupujące z uśmiechem odchodzą, również życząc jej miłego dnia.
Mi zaś pozostaje pytanie, czy pobyt zagranicą uczynił ze mnie rasistkę oraz czy fakt, że zachowanie owych kupujących w ogóle mnie nie zdziwiło, jest przejawem rasizmu?
26 sty 2009
Co to znaczy być rasistą?
Autor: Gabi o 01:58
Etykiety: różnice kulturowe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Przed nieuchronnymi wydarzeniami nie da się uciec, dlatego potrzeba jedynie cierpliwości, kórej Pani i sobie życzę.
Mimo, iż uważam się za niecierpliwą osóbkę, to nadmieniona sytuacja w sklepie dość mnie rozbawiła (co z resztą mam nadzieję, w notce jest widoczne).
Prześlij komentarz