Wstałam z popołudniowej drzemki, która z przyczyn posiadanej gorączki wydłużyła się do wczesnego (jak dla mnie) wieczoru. Głowę miałam ściśnięta imadłem lecz mimo to zwlekłam się z łóżka i szurając nogami,dzierżąc rzeczone imadło niczym Afrykanie dzbanek z wodą, a na rękach rozbudzonego Mateo podążałam w kierunku światła. Znalazłam moich pozostałych mężczyzn. Dzidek delektował się kolacją, co poznać było można zarówno po nim jak po stanie podłogi czy ścian. Mąż mój zaś,otulony w ręcznik,odczyniał jakieś wiedźmińskie rytuały pochylony nad miską z naparem ziołowym (chyba). Rzucił na mnie krótkie spojrzenie ignorując zarówno moje imadło oraz drut kolczasty zaciśnięty wokół mej szyi. (Nie wspominałam o drucie? To teraz już o nim wiesz, drogi czytelniku.)
de Silva kontynuował rytuał z miską.
-Drogi de Silvo! twoja dzielna postawa męża i ojca rodziny przyniosła skutek w postaci nieoczekiwanej nagrody.- Wychrypiałam.- Stałam się zszo..oną..idee alną. ...Stra ...aaaciłam gło...oos. -Wymamrotałam ostatnimi siłami, by zamilknąć na czas dłuższy.
De Silva uśmiechną się spod szklistych oczu.
Teraz już tylko pisanie bloga mi pozostaje.
2 gru 2008
Jestem żoną idealną.
Autor: Gabi o 22:40
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Też kiedyś straciłem głos, akurat na niemieckim, na który w przeciweństwie do poprzednich lekcji miałem cos do powiedzenia.
Nie wiem, ale to może idźcie do lekarza jednak, bo teraz to chyba już nie ma nikogo, kto byłby na siłach przyrządzać mikstury. Z substancji naturalnych, które nie działają na zanik głosu można polecić: tymianek i podbiał, olbaz w postaci do ssania, strasznie gorzkie, woda przegotowana.
Zmienię zdanie po wypróbowaniu kropli na katar.
Ach... do lekarza poszliśmy; ja z Mateo do pediatry a de Silva do swojego. Synek nie dostał nic; ani leków ani antybiotyku (pani zrobiła test na obecność bakterii) ani żadnych dodatkowych wskazań.
Mężowi lekarz też zrobił test na rodzaj infekcji,(wynik - wirusy) ale na wszelki wypadek (czy, nie wiem, w jakim celu) zapisał de Silvie antybiotyk oraz dał 2 dni (słownie- dwa dni) zwolnienia.
Rozdarłam więc szaty jak Rejtan i powiedziałam mężowi, że po moim trupie weźmie antybiotyk, zwłaszcza, że Mateo chory na ta samą francę (czy szwajcarszczyznę), go nie dostał.
Ogólnie mamy się lepiej. Dzidek już jest zdrowy. Mateo nie ma gorączki tylko boli go jeszcze gardło i wyrzyna mu się ząb.
achu achu pozdrawiam
Prześlij komentarz