8 gru 2008

Dlaczego nie cierpię Świąt Bożego Narodzenia?

Powodów jest wiele. Gdybym chciała je opisać, choć z grubsza, to musiałabym popełnić opasłą książkę, której raczej nikt by nie chciał przeczytać, ani tym bardziej opublikować. Zatem skupię się na jednym aspekcie to jest hipokryzji obdarowywania się prezentami a raczej na hipokryzji darczyńców i nie chodzi mi o osobę świętego Mikołaja (choć dał mi razu jednego rózgę, czym dotkliwie zranił moje uczucia).
Przyznam szczerze, że jestem osobą naiwną i za cel obdarowywania świątecznymi upominkami uważałam (mimo pamiętnego incydentu z rózgą) chęć sprawienia bliźnim przyjemności. Starałam się wybadać, co bliźnim jest potrzebne, lub zgoła potrzebne zupełnie nie jest, lecz pragną to posiadać. Staram się znaleźć taki prezent, który by im się spodobał, który nie jest czymś banalnym jak rajstopy czy sweter. Zdobycie niektórych upominków zajmowało mi nawet 2-3 miesiące, jeździłam po nie na drugi koniec miasta z maleńkim wówczas Dzidkiem, który domagał się, żeby to jego wziąć na ręce a nie tą olbrzymią paczkę.
Później podczas rozdawania prezentów przeżywałam mniejsze lub większe niepowodzenia, gdy coś, co tropiłam tygodniami kończyło jako śliniak dla dziecka, gryzak dla psa (a czasem odwrotnie), zaś słysząc złośliwe docinki pod adresem tego prezentu modliłam się, aby pies się nim nie udławił a dziecko nie dostało od niego alergii. Przyznajcie sami, czyż to nie jest przejawem tragicznego braku przygotowania do współżycia z rodziną, zwłaszcza dalszą?

Jednak upokorzenia związane z obdarowywaniem bliźnich to pesteczka w porównaniu z otrzymywaniem od nich upominków. Bowiem niektórzy krewni wykorzystują tradycję, aby dopiec do żywego, zakładając (zresztą słusznie) , że z uwagi na okoliczności świąteczne, ich "ofiara" pokorniutko przyjmie zniewagę i doda "Ooo jaki ładny prezent! Dziękuję Mikołaju."

Pierwszy rodzaj krewnych, to tacy którzy upominki kupują hurtem. Wpadają do supermarketu w gorączce świątecznych zakupów i nabywają "jak leci", nie zważając ani na ich ilość ani jakość. Od takich pomocników Mikołaja dostałam w 6 miesiącu ciąży majtki w rozmiarze XS, innym razem zaś jeden tom pewnej dwutomowej powieści (z resztą, ku większemu rozbawieniu, był to tom drugi). W tej kategorii wygrywają, jak co roku, perfumy z promocji kupowane przez cioteczkę Eugenię. Ach ten zapach. Nic tak dobrze nie odstrasza komarów latem, jak te perfumy.

Drugi rodzaj krewnych to szperacze, którzy czyniąc przedświąteczne porządki odnajdują na dnie szaf skarby i chcą się nimi z nami podzielić. Tak oto zostałam obdarowana butami, które inna cioteczka miała na sobie pamiętnego Sylwestra '75 - prawdziwy obiekt muzealny. W tej kategorii jednak żaden z moich krewnych nie przebije babci Agnieszki, która, nie wiadomo jakim cudem, co roku wygrzebuje pamiątki z podróży swego drugiego męża do Azji. Pewnej Wigilii wręczyła swemu zięciowi na wpół zżarte przez mole, chińskie spodnie z rozcięciem w kroku, w których można załatwiać potrzeby fizjologiczne bez wcześniejszego rozbierania się (pod warunkiem, że nie nosimy europejskim zwyczajem bielizny).

Trzeci rodzaj darczyńców jest najbardziej perfidny. Stanowią go jednostki inteligentne, przebiegłe, które szukają naszych słabych punktów, by później swoim upominkiem w ten punkt boleśnie uderzyć. Istni psychopaci! Jeden krewniak wypytuje mnie co roku o prezentowe preferencje, by potem obdarzyć mnie tym, czego prosiłam by nie kupować (nawet bardzo prosiłam). Inna osoba dając mi kolejny poradnik z cyklu "Jak schudnąć bez wyrzeczeń?", "Jak wrócić do formy po ciąży?", rzuca mi mimochodem:
-Sądzę, że ta lektura ci się przyda.

Miarka się przebrała! Nie starcza mi już naiwności, by podtrzymywać w sobie mit świątecznych podarunków z głębi serca. W tym roku zmieniam taktykę kupowania prezentów i przyjmuje reguły "wroga". Żadnego dumania, myślenia, szukania! Wpadam w ostatnim dniu do sklepu i kupuję co się "napatoczy"! Jedynie dla bliźniego -miłośnika złośliwych poradników, zrobię wyjątek. Mam już upatrzoną książkę pod tytułem ( tłumaczenie Oli M.) "Jak zaprojektować swoją, własną, oryginalną trumnę." Też dodam "Sądzę, że ta lektura ci się przyda. " Pozycja bowiem dostępna jest w języku obcym, którego przecież warto się uczyć.

5 komentarzy:

Pedro Medygral pisze...

Wydaje mi się, że trochę Pani przesadza. Tytuł jest intrygujący, ale zupełnie nie oddający sensu wypowiedzi. Panie nie lubi zakupów, a nie swiąt chyba, że jest to w sposób nierozerwalny połączony. Sądzę, że zakupy ze świetami nie są tak bardzo połączone.
Umycie pomnika, zapalenie świeczki to pewien gest pamięci o zmarłym. Prezent to również gest dlatego też nie powinniśmy brać na poważnie zakupów prezentów.Istnieją pewne kręgi w ich skład wchodzą osoby z tzw. erki i rodzina dalsza. Dla najbliższych rzeczywiście powinniśmy wybrać odpowiedni prezent, ale dla dalszej rodziny prezent powinien wyrażać pamięć, a nie rzecz przysparzającą. Oczywiście wiele zależy od zwyczajów, a że system precedensowy u nas nie obowiązuje, może warto go wprowadzić i tym samym wywołać precedens w postaci nowej świeckiej tradycji.

Gabi pisze...

Dopiero teraz zauwazyl Pan, ze mam tendencje do przesadzania?
Zas w temacie glownym to, ja nie cierpie dostawac prezentow, bo ich kupowanie czasem lubie.
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Przesadza w sensie nieadekwatny tytuł do treści.

Gabi pisze...

Oj nie tak do końca. Z Świętami Bożego Narodzenia nie przepadam od lat. Już jako nastolatka ich nie cierpiałam. Obecnie, gdy mamy dzieci, mój stosunek się zmienia- robi się bardziej pozytywny ale nadal istnieje więcej punktów przeciw niż za. Jak pisałam na wstępie powodów jest wiele.

Pedro Medygral pisze...

Chodzi o wyższych Świąt Wielkanocnych nad Bożym Narodzeniem. Nie wiem czy nie nie lubi ich Pani pod kątem formy czy wyrazu religijnego?