Nie śledzę rozgrywek, choć zewnętrzne objawy mistrzostw świata w piłce nożnej mnie zafascynowały. Genewa bowiem żyje mundialem jakby to było święto globalnej religii jednoczącej wszystkich mieszkańców w rytualnym transie. Telewizory, niczym charyzmatyczni guru, hipnotyzują tysiące wyznawców. Wszystkie problemy odchodzą w cień, nic nie jest istotne, bo ludziki biegają po ekranie za piłką.
Genewa przystroiła się w mundial. W oknach budynków powiewają kolorowe flagi, nierzadko jest ich kilka, dokumentując korzenie mieszkańców do trzeciego pokolenia. Samochody, motory i innego rodzaju pojazdy jak np wózki dziecięce, są przystrojone gadżetami narodowościowymi. Na ulicach roi się od osób w barwach państwowych. Niektórzy noszą symboliczne koszulki lub są obwieszeni relikwiami mundialowymi;bransoletkami, chustami, breloczkami, czapeczkami i trąbią na kolorowych trąbkach. Inni używają flag w ramach wierzchniego okrycia, demonstrując z dumą swoją piłkarska pobożność. Są też tacy, którzy od rana do nocy mają wymalowane na buziach, czy przedramionach godła. Totalne szaleństwo miesza się z dumą, radością. Ulice Genewy we wszystkich dzielnicach przyobleczone zostały w żywe kolory, których mogłaby pozazdrościć im nawet parada równości. Nie trzeba nawet śledzić wydarzeń w telewizji, by być au courant. Gdy odbywa się mecz:
-najpierw przedstawiciele grających drużyn paradują z symbolami i flagami po ulicach- widać gołym okiem, że dziś gra Brazylia, Chile, Szwajcaria i np Hiszpania,
-potem ulice pustoszeją- znaczy, gra się toczy
-co jakiś czas, przez wyludnioną Genewę niosą się westchnienia, okrzyki, śpiewy oraz dźwięki trąb, które odpowiadają wydarzeniom na boisku w dalekim RPA,
-na koniec kibice zwycięskich drużyn wychodzą na ulice i trąbią, krzyczą, wyśpiewują swa dumę z pokonania przeciwnika wszem i wobec.
Niektórzy emigranci jak np Brazylijczycy czy Portugalczycy, po wygranym meczu, potrafią jeździć wszelkimi środkami transportu i ostentacyjnie używać klaksonów przez kilka godzin i całkowicie paraliżować ruch w mieście, czego oczywiście nikt nie ma im za złe- mamy przecież mundial.
Cztery lata temu, w okresie mundialu, przyjechaliśmy w te okolice. Pamiętam ogromne wrażenia jakie zrobiły na mnie: różnorodność, wielość wywieszanych flag (których często nie potrafiłam skojarzyć z właściwym krajem, zwłaszcza afrykańskim) i duma z własnego pochodzenia cechująca tutejszych mieszkańców, którzy w znacznej części są emigrantami. Wówczas dotarło do mnie, jak bardzo Polacy wstydzą się być Polakami, jak zgaszono w nas naszą narodowa dumę. Wśród moich znajomych jest kilka osób, które nie biorą w podróże literatury w języku polskim, wolą coś po angielsku, by nikt nie wiedział skąd pochodzą. Ukuło mnie spostrzeżenie, że jedyna grupa, która nie boi się jawnie chlubić ze swojej przynależności, która afiszuje się z symbolami są tzw kibole, postrzegani nierzadko jako margines.
Genewa rozkwitła różnorodnością i manifestowaniem państwowości. Niektóre reprezentowane narody, są ciemiężone, dotknięte wojna domową, korupcją przebijająca o stokroć problemy w Polsce. Jednak ich przedstawiciele nie wstydzą się przyznać do tego kim są, wręcz epatują dumą. Ba, niektórzy wywieszają fagi mimo, że drużyny ich państw nie zakwalifikowały się do mundialu, bo ten czas jest specjalny.
Czy na prawdę my- Polacy mamy się czegoś wstydzić? Może tylko tego, że brak nam dumy z bycia Polakami?
29 cze 2010
"Świety czas"- Mundial.
Autor: Gabi o 09:33
Etykiety: Genewa, mundial, różnice kulturowe, różnorodność, zwyczaje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Doszedłem do wniosku, że im mam więcej wolnego czasu tym więcej mi go brakuje.
Wracając jednak do tematu. Nie sądzę, aby charyzmatyczni liderzy robili coś złego swoją wyjątkową osobowością, osobowością, która pociąga czasami tłumy. Dostrzegam, że Polacy z zrobią wszystko, aby nie pochwalić charyzmatyka, bo to takie nie polskie.
Pisze Pani o dumie. Nie jestem pewien, ale większość z obcokrajowców to pracownicy organizacji międzynarodowych wysłani przez swoje państwa do reprezentowania interesów swoich państw lub akredytowani przy tych instytucjach. W pewnym sensie są to ludzie wybrani, którzy mają wielkie szczęście mieszkać w Genewie, zwłaszcza gdy pochodzą z Afryki. Właśnie w Genewie zrozumiałem co to znaczy beztroskie życie, życie z którego można się cieszyć nie martwiąc się o to co jest przyziemne. Jeśli mamy to co jest nam niezbędne do życia wtedy zwracamy większą uwagę na naszą narodowość i pielęgnowanie tradycjii naszych ojców
Z wrodzonym brakiem pokory, pozwolę się z Panem nie zgodzić. Faktycznie, w Genewie dużo jest dyplomatów, ale większość emigrantów zwłaszcza z Portugalii, Hiszpanii, Brazylii jest zatrudnionych jako najzwyklejsi pracownicy fizyczni i to oni "szaleją" właśnie teraz na ulicy-znaczy, że Hiszpania wygrała z Niemcami (domyślam się, bo mundialu nie śledzę).
Prześlij komentarz