20 wrz 2009

O odświeżonym Kalwinku wraz z dygresyjką o ojcu dyrektorku.

Tematy, na które mam ochotę napisać się mnożą wręcz niemożliwe jak zające (w ramach dowcipu dla wtajemniczonych). Z tego nadmiaru wraz z pewnym niedoborem czasowym, część z nich się przeterminuje, a że miąs nieświeżych w tym dziczyzny jeść nie należy, zostają jedynie zapisane nikłym wspomnieniem w mej głowie. Głowa przez to niby nieco mniej pusta się staje, ale blog traci treści niewątpliwie. Na szczęście blog dzięki czytelnikom żyje własnym życiem i zdąża do suwerenności wobec głowy autorki. Tak też dziś, na skutek dialogu z P. (takie nasze, nocne Polaków rozmowy) odświeżam wakacyjny wątek Kalwina.

W tym roku podczas wakacji Genewa hucznie obchodziła 500 lecie narodzin Kalwina. Wszędzie, dosłownie wszędzie był ów reformator;na ulicach, w przybytkach publicznych, w muzeach, w lub na kościołach, na uniwersytecie... Każdy większy ośrodek kulturalny zapraszał na coś z Kalwinem związane; wykłady, sztuki, filmy, rysunki satyryczne, prezentacje, a nawet animacje cyfrowe, po odtwarzanie jego "prawdziwego oblicza" na podstawie czaszki. Jak w dowcipie z Leninem człowiek bał się lodówkę otworzyć, tudzież konserwę.
Na plakatach reklamujących rozmaite imprezy związane z 500 rocznicą widniało hasło "Calvin enflamme Geneve". Faktycznie ją podpalił, zwłaszcza represjami na tle religijnym, a czasem stosem z żywego przeciwnika teologicznego.
Nota bene jeden ze skazanych na śmierć wcześniej uciekł już raz przed Kalwinem z powodu prześladowań, mieszkał sobie spokojniutko z dala od walk religijnych i ogni reformacji w zaściankowej Polsce, która mimo katolickiej tradycji okazała się bardzo tolerancyjna. Kalwin zaprosił owego teologa do Genewy, po czym ,gdy ten skorzystał z zaproszenia, spalił go za herezję.

Wielki reformator był fanatykiem. Nie przebierał w środkach. Zanim poświęcił się reformacji, korzystał z "dobrodziejstw" inkwizycji, by pozbyć się teologów o odmiennych poglądach. Posiadam nawet pewne przypuszczenie, że inkwizycja Kalwina zawiodła (po tym jak pozwolono uciec człowiekowi, na którego doniósł i zamiast prawdziwego heretyka, spalono jego kukłę) i dlatego przystąpił do protestantów.

Dla Genewy Kalwin jest ważny. Był genialnym logistykiem i za jego rządami miasto bardzo się rozwinęło. Z miejsca zgnilizny moralnej i bezprawia stała się prężnym ośrodkiem z uniwersytetem oraz bardzo ścisłym podejściem do wypełniania prawa, które dyktował Kalwin. To, co mi się podoba u tubylców w tegorocznych obchodach, to brak wypierania się "brudów". W Genewie nie ukrywano mało chwalebnych stron reformatora, nie wybielano. Złożono hołd osobie, której miasto sporo zawdzięcza, choć dokonane przez niego zmiany kosztowały wiele osób wypędzenie, represje, a nawet życie. Niemniej jednak współczesnej Genewy bez Kalwina by nie było.

Sądzę, że w dużej mierze ojciec dyrektor przypomina wielkiego reformatora, z tym tylko wyjątkiem, że nie uśmierca oponentów i nie pali czarownic. Polski odpowiednik zamiast stosu używa radiostacji. Obaj przedstawiciele kościoła (zastosowanie małej litery nie jest przypadkowe) są postaciami skrajnymi, silnymi, poruszającymi tłumy, które bezkrytycznie za nimi podążają. Łączy ich też oddziaływanie na opinię publiczną i wywieranie wpływu na tworzenie prawa, choć Kalwin był rzeczywiście wymiataczem pod tym względem; zarówno na poziomie tworzenia nowych paragrafów jak i restrykcji. Obaj zainwestowali w kształcenie młodzieży jak i przyczynili się do rozwoju miasta, w którym przyszło im żyć. Ciekawe, czy za kilkaset lat Toruń będzie z pompą obchodził rocznicę urodzin ojca dyrektorka?

PS. Moja Chrześniaczka zwiedzając latem Genewę, "potykając się" o kolejne dowody obchodów 500 rocznicy urodzin reformatora powiedziała do Dzidka:
-Chodź tu, ty mój mały Kalwinku.

11 komentarzy:

Pedro Medygral pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Pedro Medygral pisze...

Napisałem za długi tekst dlatego musiałem podzielić go na dwie częsci. Ze względu na byudowe bloga, najpierw przesłąłem druga a potem pierwsza.

Pedro Medygral pisze...

Nie ma dla mnie nic przyjemniejszego od tematu, który umożliwia nocne rozmowy z Młodą Matką. Także bardzo dziękuje za ten wpis.
Kalwin został przez nas już prześwietlony, ale jego związek z ojcem dyrektorem wywołuje we mnie głęboki sprzeciw. Być może wynika to z mojego zbyt wielkiego podziwu dla Kalwina i dezaprobaty dla ojca z Torunia.
Uważam, że we współczesnym świecie do podjęcia walki z siłami zła potrzebna jest wizja. Jest to jeden z podstawowych elementów przyszłego sukcesu. W zależności od jej wartości i realizacj zależy czy przyniesie ona pożądany dla wspólnoty skutek. Otóż czym jest imperium ojca dyrektora. Jako wizję ojca dostrzegam stworzenie zwartej grupy osób, które ze względu na swój wiek i brak stałego zainteresowania ze strony rodziny i Kościoła, są na marginesie życia społecznego. Często łączy się to z porażką w życiu, a także sięganiem do wątków historycznych. O czym świadczy wątek żydowski. Biedni Polacy ledwo mieli pieniądze na wyżywienie dzieci, a Żydzi zdzierali z nich resztkę pieniędzy. To oni byli właścicielami fabryk, sklepów karczm itp. Ta zazdrość jest widoczna w rozmowach. Dla współczesnych całkowicie nie dostrzegalna. Chociaż prawdopodobnie powtórzy się w Palestynie, gdzie Żydzi to są Ci bogaci, a Palestyńczycy Ci biedni. Wracając do meritum. Starsza kobieta, emerytka rencistka, wdowa potrzebuje wspólnoty. Kościół ogranicza się do mszy i różańca raz w tygodniu i co rocznej pielgrzymki do Lichenia.Księża wolą być z młodymi, a nie ze starymi, którzy zawsze wierzą.Ojciec stworzył dla nich wspólnotę radiową, gdzie wszyscy odczuwają wspólnotę, a przede wszystkim znajdują zrozumienie. Mało tego, ludzie zachęcani są do stwarzania Rodzin wspólnot przyparafialnych. Organizowane są spotkania słuchaczy.Działa gazeta, telewzja, sieć komórkowa, radio. Pieniądze, które daje na rozgłośnie przynoszą mi korzyść. Na stare lata jestem szczęśliwy, gdyż odczuwam troskę. Bardzo dobra wizja, która nie oszukujmy się jest dobra dla biskupów, gdyż odciąża ich w pracy. Niestety to jest taka oprganizacja społeczno historyczna, gdzie religia występuje w formie ludowej. Stając w konfrontacji ze współczesnością dochodzi do starć. Widoczna walka GW i TVN o odwołanie Rydzyka. Jak fala powracał temat jego odwołania. Raz, że ma niby MAybacha, potem że jest antysemitą, obraził Kaczyńską. Skandal. Natomiast, gdy Kaczyńscy są w sposób debilny nie mający związku z prawdą parodiowani przez Majewskiego i wyzywani od kaczek przez te same media podnoszące krzyk w sprawie "szamba" nikomu to nie przeszkadza.

Pedro Medygral pisze...

W sposób sztuczny został wykreowany kościół toruński i łagiewnicki. Jeden zrzesza ciemnogród, a drugi oświeconych. Hmm tylko u nas nie da się wprowadzić podziału panującego we Francji, Gdzie albo są moderniści, dla któych wiara nie ma znaczenia i tradycjonalistów, do których bez kija nie da się podejśc.
Kalwin miał wizję skierowaną do wszystkich, nieograniczoną do jednej grupy. Postawił na pracę i na rozwój społeczeństwa uzasadniając sukces łaską Boga.Był skromny, nie mówił, że tworzy coś nowego, nie chciał, żeby kościół nazywano kalwińskim. Nie chciał, aby składaną kwiaty na jego grobie, gdzie widnieją proste litery J.C. Kalwin był wierny Bogu, bez żadnego podtekstu. Ten spalony przyjaciel prawdopodobnie zaprzeczal istnieniu trójcy świętej, co w tamtych czasach było herezją dla wszystkich, musiał skończyć na stosie.
Czy dzisiaj Kalwin byłby ojcem z Torunia? NIe sądzę.Dzisiaj, aby móc wejść w spór ze światem trzeba stać na równi ze swoimi oponentami. Starość często brak wykształcenia, bezgraniczne zaufanie dla guru to przepis na klęskę i wyśmianie przez elitę. Potrzeba grupy osób bez reszty zaangażowanych w to co mówia, którzy odnieśli sukces w życiu, a mimo to pozostają wierni swoim wartością.Tylko zazwyczaj bywa tak, że Ci którzy odnosża sukces, mają pieniądze, z biegiem czasu co innego mówia innym, a sami nie przestrzegają tego co propagują. Jestem katolikiem, małżeństwo jest najważniejsze, a po czasie rozwodze się z żoną, mam kochankę o 20 lat młodszą, dziecko i deklaracje odchodzą do lamusa.Tylko rygoryzm i bezwględna wierność zasadą przez całe życie może coś zmienić inaczej, przegramy. NIestety szansa na wygraną jest tak mała jak wygrana w totolotka. A Kalwinowi się udało. Bez pomocy książąt (jak w przypadku Lutra) zdołał zbudować nowego człowieka mentalność, która trwa nadal. Donald Trump purytanin organizator Miss USA stanął w obronie Miss Usa, która wystapiła przeciw homo lobby. Co innego, że w większości przypadków Kalwin przewraca się w grobie na widok tego co dzieje sie dzisiaj w Kościele Ewangelicko reformowanym. CZ 2

Gabi pisze...

Sądzę, że nie docenia Pan rewolucji jakiej dokonał ojciec dyrektorek. Jako pierwszy w Polsce zainteresował się stworzeniem mediów religijnych oraz docieraniem do ludzi, którymi się nikt nie interesuje. Dziś wydaje się nam to normalne, ale sam pomysł i jego realizacja były ważna lekcja dla Polskiego Kościoła.
Ojciec dyrektorek ma poparcie nie tylko wśród trzeciego pokolenia. Gdyby było tak, jak Pan pisze, jego szkoła wyższa (nie skierowana do starszych ludzi z demencją) nie miałaby racji bytu, a ma.
Zaś Kalwin nie stworzył świata dla wszystkich, zwłaszcza dla kobiet uśmiercanych za czary, ani dla stek mieszkańców wypędzonych z maleńkiej wówczas Genewy.
Mam pytania o fanatyzm. Czy można zmuszać siłą ludzi do wykonywania praktyk religijnych np do chodzenia do kościoła? Czy wiara oparta o surowe prawo i strach wytrzyma próbę czasu?
To czego mi brakuje w postawie Kalwina
to umiłowanie drugiego człowieka oraz zawierzenie Łasce. Tam gdzie jest miłość nie ma miejsca dla fanatyzmu, nie ma dążenia za wszelką cenę, dążeniem po trupach do wyznaczonego celu. Gdy pokładamy nadzieje w Łasce, zostawiamy margines błędu dla naszych działań, a pozostawiamy miejsce na działanie Kogoś, komu nie jesteśmy godni zawiązać rzemyka u sandałów.
Zawierzenie własnym siłom i słuszności własnych przekonań jest drogą zgubną.
Twarde przestrzeganie prawa, bez patrzenia na człowieka jest sprzeczne z nauczaniem Jezusa.
Na pytanie co jest ważniejsze prawo czy miłość odpowiem -miłość.

Gabi pisze...

Natomiast już innym wątkiem jest, że jak patrze na robienie mojej babci wody z mózgu, to mnie skręca, normalnie skręca!

Pedro Medygral pisze...

Doceniam wizję ojca, ponieważ widzę logikę jego działania. Wszystko robił po kolei, a przy tym budował swoją pozycję w oparciu o określone grupy.
Nie zgodzę się z Pani poglądem na temat szkoły. Dzisiaj w Polsce spotykamy się z ogromną ilością szkół wyższych. W moim mieście są dwie. Jedna panstwowa druga prywatna. Wspomnę, że w mieście mieszka 48 tys. ludzi, a do dużych ośrodków akademickich jest 45 min jazdy pociągiem. Pomimo tego szkoły te mają rację bytu, ponieważ dziś każdy może być studentem. W jednej z gazet widziałem ogłoszenie szkoły, której zjazdy są 2 razy w semestrze. Fakt założenia Szkoły, która w rankingu zajmuje odległe pozycję, w której studiuje garstka osób nie ma znaczenia. Czy osoby, które tam studiują od dziecka o tym marzyły, czy może nigdzie indziej się nie dostały?
Dzisiaj mówi się, że PIS nie wygra wyborów, gdyż maksymalny elektorat to 30-35 %. NIe mają możliwości wyjść do mieszkańców większych miast, klasy średniej. Ojciec swoją polityką wyznaczył sobie krąg odbiorców i go nie przekroczy. Idea choć słuszna umrze śmiercią naturalną.Uważam, że polscy katolicy zasługują na lepszą tv niż Trwam i religia.tv. Potrzebujemy coś na kształt EWTN.
Kobiety za czary uśmiercali w całej Europie. Kalwin nie był wyjątkiem. Po prostu takie były czasy.Ze świata, który stworzył korzystają mieszkańcy Genewy. To dzięki jego ideologii, jak sama Pani wspomniała miasto w znaczący sposób się rozwinęło.Z tego korzystają pokolenia, tak jak Francja korzystała z wysiłku hugenotów.Co do wygnań. Przedstawie to na innym przykładzie. Każdy premier minister powinien mieć możliwość swobodnego doboru kadry, aby mogła realizować jego wizję. Ma tą swobodę, ale do pewnych granic tzn. służby cywilnej, która stanowi trzon.Można mieć ważne stanowsika, ale decyzje moga utknąć, gdzieś na dole. NIe można tego zmienić, bo SC jest niezależna. Realizacja swojej wizji przy sprzeciwie ludzi, jest nie możliwa do realizacji. Co tu dużo mówić. Przykład Wandei, jest chyba najlepszy.Musieli zginąć, aby rewolucja zwyciężyła.
Zmuszać ludzi nie. Wprowadzać rygoryzm, wśród tych, którzy wierzą, aby byli wzorem dla innych tak.Gdy duch zawodzi potrzebne jest prawo.

Pedro Medygral pisze...

Czy dostarła druga część wiadomości?

Gabi pisze...

Dotarł, jedynie się "zaciął", dlatego zaraz go umieszczę jako od anonima za co przepraszam

Anonimowy pisze...

Zacytuję pewien fragment wywiadu ks. pracującego w Czechach" Ks. Artur Matuszek: Istnieje pewna trudność, którą napotykają te osoby, które uwierzyły w wieku dojrzałym. Jest ona związana z ich wyobrażeniami o tym, co chrzest, wiara wniosą do ich życia. Oczekują, że w momencie przyjęcia chrztu czy sakramentu bierzmowania staną się innymi ludźmi. W którymś momencie przychodzi rozczarowanie, bo widzą, że aż tak bardzo się nie zmienili. To jest ciągle ten sam człowiek ze swoimi słabościami. To pierwsze bolesne i gorzkie przebudzenie. Potem przychodzi drugie: idealizowanie społeczności wierzących i Kościoła. Dla nich Kościół, wspólnota to niemal raj na ziemi. Wchodząc we wspólnotę Kościoła odkrywają, że są to ludzie pełni różnych słabości, niedoskonałości, że Kościół jest instytucją kierowaną przez ludzi. Pojawia się rozczarowanie i zgorszenie. Jest to etap, przez który musi przejść każdy nowonawrócony, by pogodzić się z własną słabością, jak również tą, którą dostrzega u innych wierzących, u ludzi Kościoła. Często odbija się to na szukaniu ich własnej drogi życiowej, ponieważ w pierwszym etapie po nawróceniu każdy z nich chce oddać w sposób wielkoduszny całe swoje życie służbie Ewangelii, Panu Bogu i najczęściej myśli o powołaniu zakonnym albo pójściu do seminarium. Później natomiast przychodzi moment załamania, zgorszenia. Jest to kryzys, który każdy konwertyta musi przejść."
Bycie chrześcijaniem jest trudne. Wymaga wielkiego wysiłku, ale gdy trudności znosi się, we wspólnocie jest łatwiej.Ma się autorytety, a co zrobić, gdy autorytety zbaczają z drogi. Można żyć kilka lat bez ślubu? Śpiewać i chwalić Boga przez co być wzorem dla innych i jednocześnie być w ciąży z chłopakiem. Imprezować upijać się na martwego, a od czasu do czasu powiedzieć Jezus jest Panem. Młodzi jadą na rekolekcje oddają życie Jezusowi po czym, gdy parę lat minie. Wszystko się zmienia o 180. System wartości ulega przewartościowaniu. Kościół to tylko wspomnienie. Uważam, że dzieje się tak, ponieważ mówimy o miłosći, ale nie o tym, że oprócz tego musimy wymagać od siebie. Być wyrażnym znakiem sprzeciwu wobec świata. Bo czy oto chodzi, żeby grzeszyć tak jak ateiści, a czuć się lepszym, bo Jezus i tak za mnie umarł. Chdzi o przemianę serc. Upadać, aby zwyciężyć jak Św. Augustyn, któy mnie rozbraja. To jest wspaniała droga. Upadać i grzeszyć i czuć się lepszym bo ja wierzę. Dla mnie coś tu nie gra. Stąd ten rygoryzm.Czy zapewnia sukces? Cały czas sprawdzam.

Tlingit pisze...

Widze ze Twój blog Gabi dostaje rozdwojenia jaźni ;)
ale na szczescie chyba mu to nie szkodzi :)