12 wrz 2009

Jeûne genevois w Ticino.

Drugi czwartek września w Genewie jest dniem wolnym z powodu postu. Za dawnych czasów tego dnia tj. Jeûne genevois odmawiano sobie jedzenia i picia, a zaoszczędzone w ten sposób dobra oddawano na rzecz ubogich. Obecnie genewczycy nie poszczą, wręcz przeciwnie; wyjeżdżają na tzw długi weekend, wydają pieniądze, a biednych, jak można się domyśleć, nie wspomagają (chyba że modlitwą ale i w to wątpię). Pora sprzyja wojażom z uwagi na ostatnie, ciepłe promienie słońca oraz już niższe, posezonowe ceny. Każdy się zatem cieszy z Jeûne genevois jako miłego pożegnania lata, może z wyjątkiem biedaków pozostawionych na łaskę opieki społecznej, która na ów czwartek też zostaje zamknięta.

My długi weekend wrześniowy spędzamy w Ticino- włoskojęzycznej części Szwajcarii. Jest ona położona urokliwie w Aplach Zachodnich wśród malowniczych jezior i górskich rzek. Stanowi najbiedniejszy region Szwajcarii. Nie ma tu rozwiniętych usług bankowych jak w Zurychu, ani organizacji międzynarodowych jak w Genewie. Ponadto szkolnictwo wyższe proponuje mały wachlarz kierunków, przez co młodzi zmuszeni są do studiowania w innych kantonach lub we Włoszech. Wszystko to powoduje, że Ticino jest postrzegane jako najmniej interesujące miejsce do mieszkania. Wyjątek stanowią emeryci, dla których zarówno tutejszy klimat jak i niższe ceny nieruchomości zachęcają do osiedlenia na okres jesieni życia. Jeśli jednak chodzi o turystykę, to region ten posiada bardzo wiele ciekawostek, cudów natury, zaś fanom sportów górskich może zawrócić w głowie różnorodnością propozycji.


Początkowo Ticino wydaje się być rajem, gdyż stanowi ciekawy kompromis między włoskim i niemiecko-szwajcarskim stylem bycia. Mamy zatem przyjazny język tubylców tj włoski (ale za razem można się bez trudu porozumieć po niemiecku lub francusku), włoską kuchnię z moimi ukochanymi gniokami (oryginalnie gniocchi), a przy okazji panuje tu większa kultura na drogach (co nie jest bez znaczenia na wąskich, krętych, górskich trasach) oraz panuje większy niż np w Mediolanie porządek i ład. Na pytanie czy tubylcy są bardziej Włochami czy Niemcami odpowiem bez zająknięcia -są Szwajcarami. Wskazuje na to ich wielojęzyczność, życzliwość oraz wewnętrzny spokój zdecydowanie odmienny od śródziemnomorskiej, gorącej krwi.
Główną różnicą między Szwajcarią, którą znam, a opisywanym jej regionem stanowi religia. Dominują tu kościoły katolickie; głównie maleńkie, kamienne w stylu romańskim-perełki architektoniczne, które są "żywymi świątyniami". Co to znaczy? Otóż, gdy weszłam do tutejszych kościołów przepełnił mnie za każdym razem zapach świec, kadzideł, melanż różnych zapachów związanych z liturgią. W Genewie zapach jest zupełnie inny; dominuje w nim kurz i wilgoć niczym w piwnicy czy w grobie. Tamtejsze świątynie służą głównie jako sale koncertowe lub eksponuje się w nich dzieła większej bądź mniejszej sztuki, czasem urządzane są w nich kiermasze. Element liturgiczny stanowi maleńki dodatek w korzystaniu z budynku, bo wiernych brak. Różnica między kościołami w Ticinio a genewskimi jest dramatyczna.

Włoska część Szwajcarii może wydawać się rajem, zwłaszcza gdy posiadamy ambiwalentny stosunek do kultury Italii. Jedyny zgrzyt stanowi dla mnie architektura, zwłaszcza większych miast jak Bellizona czy Locarno, w którą wkradł się chaos, a nieprzemyślany melanż stylów oszpecił urokliwe krajobrazy. W tym temacie kompromis się nie udał; zabrakło włoskiego upodobania do piękna oraz niemieckiego porządku.

PS. Zdjęcia dodam po naszym powrocie.

3 komentarze:

Pedro Medygral pisze...

Jak mniemam tradycja tego świeta wywodzi się z czasów reformacji lub powstała w nawiązaniu do niej. Ostatnio miałem okazję przeczytać artykuł w Focusie na temat życia Jana Kalwina. Przyznam się szczerze, że jego postać mi imponuje. Stworzył własną wizję nowego społeczeństwa, a precyzyjniej mówiąc nowego człowieka, a co najważniejsze mógł wcielić ją w życie. Tym miejscem była Genewa, która była w zupełnej zależności od Kalwina i jego woli. Pomimo, że swoją doktrynę opierał na zasadzie predescynacji, to zyskał zwolenników, którzy byli mu wierni do końca jego dni. W dużej mierze dzięki niemu możemy mówić o protestanckim etosie pracy. Stany Zjednoczone głównie zasiedlali purytanie uciekający przed represjami Karola II, to oni zbudują zupełnie Nowy Świat. Jakże wielkie znaczenie na rozwój Koloni ma fakt, że zamieszkiwali je protestanci. Ubolewam, że katolicy nie mogli stworzyć nic nowego. Bo przecież Kanada to Europa w pigułce. Cały czas nabuzowywuje się myślą, że to czy w przyszłości będę mieszkał w Genewie zależy wyłącznie od mojego wysiłku i pracy. Wiem, ze tak jest, ponieważ wszystko co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam MAgis i właśnie Kalwinowi.
Mam nadzieję, że gdy już zamieszkam w Genewie będę miał możlwiosć spotkania czwórki znajomych Polaków.

Gabi pisze...

W tym roku Genewa hucznie obchodziła 500 lecie narodzin Kalwina. Na plakatach reklamujących rozmaite imprezy z tym związane widniało hasło "Calvin anflame Geneve".Faktycznie ją podpalił, zwłaszcza walkami religijnymi a czasem stosem z żywego przeciwnika teologicznego.
Nota bene jeden ze skazanych na śmierć wcześniej uciekł z powodu prześladowań, mieszkał sobie spokojniutko z dala od walk religijnych i ogni reformacji w zaściankowej Polsce, która mimo katolickiej tradycji okazała się bardzo tolerancyjna. Kalwin zaprosił owego teologa do Genewy, po czym spalił.

Kalwin był fanatykiem. Choć trzeba mu oddać honor, że był genialnym logistykiem i że za jego rządami Genewa jako miasto bardzo się rozwinęła.
Sądzę, że w dużej mierze ojciec dyrektor go przypomina, z tym tylko wyjątkiem, że nie uśmierca oponentów i nie pali czarownic. Obaj zainwestowali w kształcenie młodzieży. Ciekawe, czy za kilka set lat Toruń będzie z pompą obchodził rocznicę urodzin ojca dyrektorka?

Pedro Medygral pisze...

Zastanawiam się czy ojciec dyrektor wierzy tak mocnow w to co robi jak Kalwin, gdy tworzył nowe społeczeństwo.Wydaje mi się, że intencje były inne.
Myślę że Kalwin przejął zasadę, że Kośćiół brzydzi sie rozlewu krwi i na śmierć skazał sąd świecki.