28 wrz 2009

Jestem przerażona!!!

Dostałam bólu brzucha z wściekłości, z bezsilności, z macierzyńskiego stresu. Od dwóch dni nie mogę spać, po prostu nie zasypiam. Co gorsza w ramach terapii zdecydowałam się wylać żółći na blogu, przez co po pierwsze nie będzie wesoło, ani ironicznie, a co gorsza zdecydowanie pisać będę ekshibicjonizmy.

Mamy problem ze szkołą Dzidka, czy raczej Dzidek ma problem w związku ze szkołą. Szczerze pisząc porzucając placówkę oświatową CERN'u wykazałam daleko posunięte zaufanie wobec tubylczego systemu edukacji. Sądziłam, że skoro powołuje się w Genewie wszystkie dzieci w 4 roku życia do publicznej szkoły, to nie mam powodów do zmartwień. Myślałam też, że skoro do tej pory adaptacja naszego syna w przedszkolu przebiegła bez najmniejszych zakłóceń, to i w tym przypadku będzie dobrze. Ach... sądziłam, że nasz syn umiejący już trochę czytać, znający cyfry, podstawy określenia godziny oraz piszący własne imię, nie będzie miał kłopotów w szkole. (Aż mnie skręca i ssie w żołądku na myśl o mojej naiwności!)

Właśnie minął miesiąc edukacji naszego syna w szkole publicznej i bilans tego miesiąca mnie zatrważa. Wszystko sprowadza się jedynie do dwóch punktów, więc może to po prostu ja jestem przewrażliwiona (i szczerze pisząc tą opcję bym wolała od drugiej- że Dzidkowi dzieje się krzywda).

1. Syn przez owe 5 tygodni stracił pół kilo wagi, czyli waży obecnie 14 kilo. Może nie martwiłabym się, gdyby Dzidek był pulchnym bobasem, ale jego masa ciała obecnie plasuje się na 3 centylu (tak, tak od dołu-znów mnie skręca). Zauważyłam oczywiście, że ostatnio całe drugie śniadanie wraca z nami do domu, ale przecież syn je obiady (tzn jest na nie zapisany) więc sądziłam, że się nimi najada. Poza tym rozsądek podpowiadał mi, że dzieci się zagłodzić nie dają, przynajmniej tak twierdzą specjaliści. Jednak podczas rozmowy z wychowawcą dowiedziałam się, iż uczniowie jeść w szkole nie mogą. Podczas przerwy w zajęciach idą na dwór i wtedy mogą skonsumować drugie śniadanie. Na moją prośbę o zwrócenie uwagi, czy Dzidek bierze pudełko z jedzeniem, pan stwierdził, że on z dziećmi nie zawsze jest na przerwie.
O co się czepiam? Wytłumaczę niewtajemniczonym, otóż małe dzieci łatwo się rozpraszają. Dlatego posiłek dla maluchów powinien mieć odpowiednią oprawę. Nic wielkiego za tym pojęciem się nie kryje; w przedszkolu wszystkie zasiadają razem i wspólnie celebrują posiłek, nawet jeśli ktoś z nich nie ma apetytu, to się nie bawi, nie biega, nie gra na cymbałkach, tylko siedzi za stołem i patrzy na produkty żywnościowe przygotowane w pocie czoła przez rodziców oraz jak inni pałaszują.
Dzidek jest niejadkiem, woli się bawić niż przeżuwać. Niemniej jednak w przedszkolu jadł drugie śniadanie; czasem lepiej, czasem gorzej, a niekiedy prosił o zwiększenie racji żywnościowej lub o coś, co podpatrzył u kolegi. Odkąd chodzi do szkoły drugie śniadanie wraca zazwyczaj nietknięte do domu, a zajęcia kończą się trwają od 8 do 16.

2. Nasz syn zaczął moczyć się rano w poniedziałki. (W tym miejscu, jedynie inny rodzic jest mnie w stanie zrozumieć. Jeśli zatem, czytelniku, nie masz dzieci, to zaprzestań lektury.) Za pierwszym razem pomyślałam, że to zwykły wypadek, który małemu dziecku się może przydarzyć. Ale gdy sytuacja się powtórzyła następnego tygodnia również w poniedziałek rano, zaczęłam się niepokoić.
Porozmawiałam z synem na tema szkoły. Próbowałam się dowiedzieć czy dobrze się tam czuje. Dzidek twierdzi, że lubi nowego nauczyciela jak i nowych kolegów. Jednak coś w tym wszystkim nie gra? Zatem zaczęłam analizować detale. Syn niby lubi inne dzieci, ale nie pamięta ich imion z wyjątkiem jednego chłopca (po miesiącu wspólnych zajęć). Co też budzi szereg pytań, bo w przedszkolu wiedział jak się nazywają koledzy, a liczba uczniów była podobna. Przedszkolaki co dzień się razem witały, przedstawiały, sprawdzały czy wszyscy są i mówiły kto jest nieobecny.
Ponadto Dzidek jest najmłodszy (właśnie skończył 4 lata) w klasie, gdzie łączone są dwa roczniki; najstarsi obecnie kończą 6 lat. Połowa dzieci już się zna z poprzedniego roku. Może nasz potomek czuje się onieśmielony, może ma problemy z asymilacją w grupie?
Rozmowa z wychowawcą potwierdziła moje przypuszczenia, ale nie dała żadnego rezultatu ani rozwiązania. Pan ograniczył swe oddziaływania pedagogiczne, do zakomunikowania Dzidkowi "Trzeba się bawić z innymi dziećmi".

Nie wiem co mam sądzić o nowej szkole, zwłaszcza po jałowych rozmowach z wychowawcą, który prócz mówienie, że nic nie może poradzić i tłumaczenia synowi "il faut", pozostaje całkowicie bierny. Nie wiem też jakie podjąć kroki, by naszemu, wspaniałemu chłopczykowi pomóc. Póki co wyjeżdżamy na 2 tygodnie do Polski. Dzidka, mam nadzieję, podtuczą dziadkowie, a my z de Silvą ochłoniemy i znajdziemy wyjście z impasu. Może przestanie mnie boleć żołądek, może się wyśpię i zobaczę genewską edukację w ładniejszych barwach?

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Witaj Młoda Matko!
Ja dziś siedzę z głową pełną tych samych problemów co Ty. Maja zaczęła przedszkole i niby wszystko było ok ale do czasu. Nie histeryzuje a ma odruch wymiotny na sam widok budynku. Imion dzieci też nie pamięta jak Twój syn. W ogóle niewiele mówi na temat przedszkola. Ewentualnie że jej się tam nudzi. Chce aby odbierać ją przed spaniem, jak w piątek odebrałam ja po, to zwymiotowała w czasie leżakowania. Też się martwię... Na poczatku było dobrze, była zachęcona dobrymi wspomnieniami z zajęć na które z nia cały rok chodziliśmy do innego przedszkola a teraz...
I jeszcze te infekcje....ciagły katar...
Mama Mai

Tlingit pisze...

Współczuję szczerze... domyślam się też że bezsilność jest najtrudniejsza do zniesienia dla matki w takiej sytuacji. Jednak wierzę że znajdzie się jakieś wyjście. Ewentualnie chyba zawsze pozostaje możliwość zmiany szkoły? Pozdrawiam i trzymam kciuki :)

adam pisze...

No tak, gdyby moje dziecko moczyło się w poniedziałek rano, to myślę że wpadłbym w panikę, więc współczuję z Wami tym bardziej, że wyobrażam sobie, że mam w kraju większe pole manewru niż emigranci. Ponieważ nie potrafię pocieszać, to jeszcze napiszę, że z tej historii wynika, że ta szkoła jest niewydolna i jeśli to możliwe, to dobrze byłoby Małego stamtąd zabrać do innej szkoły, albo domu. Tak szczerze, to bardziej martwiłbym się tym moczeniem w poniedziałek rano niż tym, że traci na wadze. Ciekawe czy ktoś rzetelnie mógłby Wam powiedzieć jak wygląda w Genewie stan prawny homeschoolingu. Socjalizować można na różne sposoby, a uczyć pewnie możecie lepiej niż szkoła, zwłaszcza że synek szablonowym dzieckiem nie jest i pewnie przydałoby się metody dostosowane do jego indywidualnych możliwości. Pomodlimy się. Ściskam.

Gabi pisze...

Bezsilność-to straszne uczucie. Współczuję problemów z Mają, mam nadzieję, że znajdziecie rozwiązanie.
My, po odchorowaniu swojego stresu, opracowaliśmy strategię działania. Ograniczamy czas pobytu Dzidka w szkole. Staram się nawiązać lepszy kontakt z wychowawcą klasy. Nie chcę się poddawać, nie chcę uciekać, ale jeśli nowe rozwiązania nie pomogą, pomyślimy o zmianie szkoły.

Dziękuję Kochani (Mamo Mai, Mamo Lucy i Adamie) za wsparcie!

Anonimowy pisze...

I jak tam Dzidek radzi sobie od tamtego czasu? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, to jest szkoła publiczna w Genewie, czyli mówi się tam po francusku - a Dzidek wcześniej odnalazł się w tym języku?
Trzymam kciuki za Waszą pociechę, bo już wiem, że cierpienie dziecka boli niewymownie bardziej niż własne... A i jeszcze spostrzeżenie, czy Dzidek jest skrytym dzieckiem czy małomównym - woli nie opowiadać o tym co się w nim dzieje, czy też z zasady dużo nie mówi? POzdrawiam serdecznie
Monika

Gabi pisze...

Dzidka na przerwie skopał jakis chłopiec, co z resztą, wyjawił mi nie od razu. Od dwóch dni nie chce chodzić do szkoły.
Zawiadomiłam wychowawcę, ale ten nie miał czasu porozmawiać z Dzidkiem. W końcu mu powiedział, że nasz syn źle zrobił, że go nie poinformował. Nie powiedział, że może na niego liczyć, i że jak ktoś robi mu krzywdę to trzeba powiedzieć nauczycielowi. ..ech i wyszło na to, że to Dzidek jest sobie sam winien. (przypominam, że chodzi o chłopca w wieku 4 lat)
We wtorek Dzidek nie poszedł rano do klasy tylko do toalety, gdzie siedział pok 1,5 godziny. Zamknął sie na klucz. (i nikt nie sprawdzil, co sie dzieje z dzieckiem???NIe zadzwonil do nas??) Znaleźli go tylko dlatego, że nie mozna było sie dostac do toalety i pani woźna otworzyła drzwi.
Pan mi powiedział, że to nie jest normalne, ze dziecko się zamyka. (no tak, a czy normalne jest, że toalety dla małych dzieci w szkole maja klucz? A co by było w razie pożaru lub innego wypadku?).

Gabi pisze...

Co do języka, to Dzidek sobie bardzo dobrze radzi. Wcześniej chodził do przedszkola w Cernie, w którym zajęcia odbywały sie po francusku. Znakomicie rozumie i dość dobrze mówi, niekiedy juz lepiej ode mnie.. Problem nie tkwi w języku, czy w odłączeniu od rodziców, bo to juz jest za nami, tylko w systemie. Dorastam do mysli, by zrezygnować z tej szkoły.
A do skrytości, to nasz syn jest przeciętny. Ogólnie łatwo jest z nim kontakt.

Unknown pisze...

przerażające, biedny Malutki Dzidek! Jestescie Państwo roztropni, więc na pewno podejmiecie dobra decyzję co do szkoły. Ja też nie lubię sie poddawać i często staram sie przetrzymac cieższy czas i rzeczywiscie potem się zazwyczaj układa. ALe w sumie nie wiem czy warto nawdwyręzać psychikę dziecka tak malego; racja, to nawet nie 6ciolatek, a przeciez i taki jest jeszcze mały; co on musial przeżywać w tej ubikacji sam? nie wiem, pisze Pani, że to wina systemu - może, ale jak dla mnie to ten wychowawca wyraża totalne zero empatii do dzieciaka - no jak ta można!
Pewnie bym przeczekała, do konca semestru, może się coś zmieni? Myślę optymistycznie i trzymam kciuki za Dzidka! Jak nie tu to tam - gdzies sie odnajdzie, musi pewnie tylko trafić na zyczliwych ludzi (np, jak, pisała Pani, w przedszkolu. Pozdrawiam, trzymajcie się! Monika

Tlingit pisze...

Straszne. Aż nie wiem co napisać. Współczuję szczerze i trzymam kciuki za jak najlepsze dla Małego rozwiązanie.