Zastanawialiście się nad tym, co powoduje, że z jednymi się przyjaźnimy a z drugimi nie? W jaki sposób dobieramy sobie znajomych?
Najlepiej, gdy nasi znajomi są do nas podobni; mają podobne zainteresowania, poglądy czy system wartości. Wtedy łatwiej jest się dogadać, znaleźć wspólny temat np. o nowych przepisach wędkarskich. Dodatkowym pozytywem może się okazać analogiczny stan rozwoju rodziny, wtedy godzinami można rozmawiać o organizowaniu ślubu, wyborze szpitala, przedszkola bądź sposobach na kolki u niemowlaków.
Obecnie, znaczna część naszych znajomych na emigracji jest związana z pracą de Silvy. Dziwnym zbiegiem okoliczności najliczniejszą grupę stanowią Polacy. Dalej mogę wymienić zbiór cech wspólnych; mężowie pracują, podobnie zarabiają (stawki na kontrakcie są wszystkim znane), żony zajmują się powiększaniem rodziny, wychowywaniem dzieci bądź nauką języka. Czasem któraś z pań pracuje, jednak nie jest to częste. W polskim tygielku wcale nie jest źle mimo, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Nie ma między ludźmi dużych różnic a najważniejsza plotka dnia dotyczy ospy w rodzinie Kowalskich. Można też liczyć na pomoc np. w opiece nad dzieckiem czy popilnowaniu mieszkania. Bywa jednak, że znajdzie się ktoś „nietaktowny” i stwarza problemy.
Mamy znajomych, nazwijmy ich Prulińscy. Mają dwójkę małych dzieci. On jest w porządku- taki jak wszyscy, ale Ona...Oceńcie z resztą sami.
Gdy wyjechali za granicę Zuza była ok. – tzw. żona przy mężu wychowująca dziecko, miła, zdawałoby się, sympatyczna, bez problemu nawiązała znajomości z pozostałymi polskimi rodzinami. Niestety bardzo szybko wyszedł na jaw jej „brak taktu”. Prulińska wyłamuje się z kręgów kur domowych, kończy rozpoczęty jeszcze w kraju doktorat, rodzi drugie dziecko, zdobywa dobrą pracę. Znajduje czas na wszystko; pracę, rodzinę, rozwój naukowy i przede wszystkim na życie towarzyskie. W dodatku bezczelnie nie chełpi się swoimi sukcesami i udaje, że jest taką normalną, przeciętną żoną jak pozostałe nasze znajome. Dom Prulińskich jest zadbany, podobnie jak ich dzieci, którym Zuza poświęca dużo czasu i uwagi. Żeby jeszcze przy tym wszystkim posiadała jakieś zalety, chociażby ukryte. Mogłaby źle gotować, być plotkarką, kłócić się z mężem, roztyć się albo chociaż mieć krzywe nogi. Ale nie, żadnej okoliczności łagodzącej. Po porostu nie ma niczego, za co można by było ją lubić.
Sama nie wiem, dlaczego Prulińscy się dziwią, że grono ich znajomych się wykruszyło. Która normalna kobieta zniesie taką przyjaciółkę? Pozostała im grupka dziwnych postaci; głuchych i ślepych na postępowanie Zuzy i jej życiowe „faux pas”. Przecież ludzie nie są z kamienia a "przyjaźń" rządzi się swoimi prawami.
Z pozdrowieniami dla „Prulińskich”.
19 cze 2008
Faux pas w "przyjaźni".
Autor: Gabi o 00:06
Etykiety: emigracja, przyjaciele
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz