22 cze 2008

Dziś prawdziwych Szwajcarów już nie ma.

Tytuł od kilku tygodnie utracił na aktualności, gdyż nareszcie można zauważyć, że są jeszcze prawdziwi Szwajcarzy, ale zacznijmy od początku.

W Genewie na co dzień, nie ma osób, które przyznają się bezsprzecznie do bycia Szwajcarem. Dzieje się tak z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że na pytanie o narodowość każdy podaje region z jakiego pochodzi. Spotkamy zatem Genewczyków, Fryburczyków, Lozańczyków etc. To tak jakby obywatel Stanów Zjednoczonych mówił, że jest Kalifornijczykiem zamiast Amerykaninem. Mieszkańcy Szwajcarii odczuwają silną i niczym nie pohamowaną identyfikację regionalną, w odróżnieniu od identyfikacji narodowej, która w tym przypadku stanowi zagadnienie dość skomplikowane i mętne zarazem. Trudno się dziwić, bo co w zasadzie Szwajcarów łączy? Nie mają ani wspólnego języka (4 języki urzędowe), ani jednej religii, ani nawet wspólnego prawa, poczynając na przepisach zachowania ciszy nocnej a na prawie podatkowym kończąc. Jedynie waluta i flaga łączy tych poprzedzielanymi górami ludzi.

Drugim powode jest liczebność. Otóż, wśród mieszkańców Genewy tylko ok. 35% to rodowici Szwajcarzy. Żartuję więc, że stanowią najliczniejszą mniejszość narodową w tym kantonie.
Jeśli zatem zapytamy kogoś o pochodzenie istnieje nikła szansa, że usłyszymy „jestem Szwajcarem”. Tak powiedzieć o sobie może tylko emigrant z kompleksami niższości, który po długich bojach uzyskał szwajcarskie obywatelstwo. Każdy inny mieszkaniec Genewy odpowie podając albo kanton, z którego pochodzi, albo państwo (którym, rzecz jasna, Szwajcaria nie jest).

Bywa jednak, że miasto kipi od dowodów identyfikacji z krajem czekolady i zegarków. Dzieje się tak od kilku tygodni a „winowajcą” są Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Widać wtedy powywieszane biało-czerwone flagi i bynajmniej nie są one polskie. W miejscach publicznych podczas oglądania meczy rozlega się donośne „Na przód Szwajcario”. Cóż z tego, że apel wypowiadany jest w kilku językach? Istnieje ten jeden moment na kilka lat, gdy obywateli łączy bycie kibicem i trzymanie kciuków za wspólną drużynę. Jeden moment, gdy nie można zaśpiewać „dziś prawdziwych Szwajcarów już nie ma...”

2 komentarze:

Unknown pisze...

No dla mnie to też ciekawa kwestia z tym szwajcarstwem. Będącw geneve interesowałem się tym troszeczkę. Okazało się że w szkole w której "wakacyjnie" pracowałem w peronelu (licząc od nauczycieli po sprzątaczki) była jedna szwajcarka. Myślę że do takiego pojmowania Państwa - o którym pisałaś - przyczyniła się ich historia. Burzliwa, gdy chodzi o nacje które były wokół, a także gdy chodzi o religię. Wiadomo co działo się w Geneve w XVI w., a co w Zurychu. W sumie - to własciwie cud, że stanowią - te kantony - jedno Państwo. Z tego co wiem to chyba Święty Mikołaj z Flue - zyjący co prawda w XV w. przyczynil się do jedności Szwajcarii, a teraz jest (chyba) takim duchowym - poniekąd spoiwem. Dziwny to kraj dla nas Polaków. Nam trudno przestawić się na myślenie w innych kategoriach Państwowych, narodowych - niż my myslimy na co dzień. Pzychodzi mi jeszcze jedna myśl do głowy - brat Roger - dla mnie in jakoś uosabia to czym jest Szwajcaria. Człowiek "niedomknięty". :)

Gabi pisze...

Brat Roger- postać niezwykła i fakt, chyba ciut "niedomknięty". Zaskoczona byłam jego szwajcarskim pochodzeniem, Wydawało mi się, że to kraj ludzi z rezerwą, a On był taki otwarty na innych. Jednak poznając bardziej Szwajcarów francusko języcznych przekonuje się, że różnią się od moich wyobrażeń.
Buziaki