8 cze 2008

Dowód na istnienie Boga.

Amerykanie ponoć unikają w rozmowie tematów związanych z polityka, pieniędzmi i religią. Napisałam ponoć, ponieważ nasza znajoma Amerykanka, porusza właśnie takie tematy wsadzając nieraz kij w mrowisko i wywołując żywe, aczkolwiek nie zawsze budujące, wymiany zdań. Na forach internetowych też powyższe zagadnienia prowokują dość nieprzyjemne sytuacje. Tak dla przykładu na forum szczecińskiego technikum mechaniczno-energetycznego zaczęto wątek teologiczno-filozoficzny i bardzo szybko ze szlaków logiki zboczył on na tematy drażliwe, obrzucenie się błotem oraz przekonywania się w kwestiach religii. Używano przy tym pseudonaukowych argumentów i starano się na wzajem udowodnić rzeczy niemożliwe do udowodnienia, gdyż najbardziej zaciekła dyskusja dotyczyła wiary.

(Z naukowego punktu widzenia, aby stwierdzić prawdziwość jakiejkolwiek hipotezy należy ją udowodnić. W przypadku Boga nie dysponujemy ani dowodami na jego istnienie ani dowodami przeciwnymi. Zatem w obu przypadkach wierzymy albo w Boga albo w to, że on Go nie ma. Ale dość dygresji.)

Czy można kogoś przekonać, aby wierzył w Boga (lub Jego brak)? Czy istnieją argumenty, które mogłyby w tej kwestii kogoś przekonać albo jakiś dowód, skoro nauka nimi nie dysponuje?

Dla mnie koronnym dowodem na istnienie Boga są moje dzieci. W momencie, kiedy je ujrzałam dzięki wścibskiemu „oku” USG a potem „na żywo”, nie miałam wątpliwości, że doświadczam cudu. Nie mają znaczenia ani wiedza medyczna ani detale fizjologiczne, które mi wpajano przez lata edukacji. Nie ważne, ile bym się nie zagłębiałam w tajniki biologii, rozwoju zarodka oraz terminy takie jak : owodnia, omocznia, kosmówka, pęcherzyk żółtkowy (czy inne obrzydlistwa). Wiedza, którą posiadam, nie zmienia faktu, że każdy przejaw życia Dzidka i jego brata stanowi niewysłowiony cud. To, iż są a przedtem ich nie było, to jak się zmieniają, jak poznają świat oraz ich niezaprzeczalna unikalność, utwierdza moją wiarę w istnienie Boga i w to, że nasza obecność na tym świecie nie jest przypadkowa. Bo czyż moi rewelacyjni faceci mogą być przypadkowi?
Czy ktoś z Was patrząc na własnego szkraba może powiedzieć z pełnym przekonaniem, że nie wierzy w Boga i że jego dziecko stanowi losowy zbiór genów, że równie dobrze mógł się urodzić ktoś inny? Ja nie mogę.

W przeciwieństwie do miłośników wątku teologicznego na forum szczecińskiego technikum nie zamierzam nikogo nawracać czy przeciągać na swoją stronę. Każdy ma prawo wierzyć w co chce i komu chce. Ja wierzę też dzięki moim synom, a właściwie oni potwierdzają moją wiarę. Nie czuję się przytłoczona religijnością ani ograniczeniami, z jakimi niektórzy ja wiążą. Jestem wolna i szczęśliwa. Czy nie o to chodzi w życiu?

1 komentarz:

Pedro Medygral pisze...

Piękne słowa. Bóg to nie tylko doświadczenie transcendentne, ale nasze ludzkie doświadczenie drugiego człowieka. We wstępie do filozofii przeczytałem, że ludzie potrzebują sensu życia i wierzący go odnajdują. Poprostu nie wierzą w przypadek. Wszystko dla nich ma sens, bo jest ktoś nad nami."Nic się nie dzieje przypadkowo"