30 sty 2008

Niepoprawności politycznej ciąg dalszy.

Kilka dni temu Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał bezprecedensowy wyrok dotyczący adopcji dzieci przez osoby homoseksualne. Od dzisiaj w krajach Europy nie można zabronić adopcji dziecka przez geja lub lesbijkę tylko z powodu ich orientacji seksualnej. Całe szczęście nie dotyczy to Polski, bo nie podpisaliśmy Karty Praw Podstawowych.
W zasadzie po co poruszam ten temat, skoro z reguły piszę złośliwości i śmiesznostki. Gdyż po prostu uważam, iż to ważna sprawa i nie mogę jej przemilczeć.

Jeszcze kilka lat temu byłam bardziej otwarta na nowoczesne podejście do par homoseksualnych i uznawanie ich różnorodnych praw, przyznaję było to trochę powodowane propagandą w mediach i hasłami źle pojętej tolerancji. Obecnie jestem mamą i mój stosunek się zmienił, gdyż wyrażając zgodę na adopcję przez homoseksualistów, godzę się tym samym, aby taka właśnie para mogła adoptować moje dziecko.
Każdy, racjonalnie myślący rodzic, chce dla swych maleństw tego, co najlepsze i w tym kontekście wolę aby, w razie takiej konieczności, Dzidka wychowywała prawdziwa rodzina. Zaś związki jednopłciowe, w mojej opinii, takiej rodziny stworzyć nie mogą.
Dlaczego homoseksualiści maja być dyskryminowani w tym temacie, przecież to nie ich wina, że są inni?
Niby tak, ale czy w przypadku adopcji, to prawa opiekunów są dla nas istotne, czy może bardziej prawa dzieci do zapewnienia im jak najlepszych warunków?
Czy osoba niepełnosprawna, niesamodzielna finansowo, samotna powinna mieć takie same możliwości do wzięcia malucha na wychowanie jak pracujące małżeństwo? Oczywiście, że nie, mimo, iż takie rozwiązanie można nazwać dyskryminacją osób niepełnosprawnych i samotnych, które w większości nie są winne swojej sytuacji. Jest bardzo wiele chorób dyskwalifikujących z adopcji np schizofrenia (w dużej mierze dziedziczna) czy alkoholizm, nowotwory etc.
Co dyskwalifikuje pary homoseksualne? Moim zdaniem, jest tym upośledzenie relacji rodzinnych i społecznych. W jaki sposób małe dziecko ma się ich nauczyć od pary monopłciowej? W jaki sposób ma się samookreślić i zbudować szczęśliwy związek w przyszłości z partnerem heteroseksualnym?
W Polsce (podobnie jak w Europie) nie ma dzieci do adopcji. Te wszystkie spragnione miłości szkraby przebywające w domach wczesnej interwencji i domach dziecka, nie mają uregulowanego statusu prawnego i z tego powodu nie mogą być oddane na wychowanie do nowej rodziny. Dlaczego więc w warunkach przewagi popytu nad podażą, mamy powierzać dzieci byle komu w imię jego praw do równości. Skoro możemy wybrać najlepszych kandydatów, takich którzy mają najwięcej do zaoferowania dziecku?
Zdecydowanie moje poglądy nie są zgodne z lansowaną poprawnością polityczną. Ba wychodzi na to, że jestem mało nowoczesna. Co z tego? To moje poglądy i mam prawo do ich posiadania oraz do swobody ich wypowiedzi.
A kto z Was, posiadający własne dziecko, marzy o tym, aby je oddać dwóm gejom czy lesbijkom?

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kochana, nei zwróciłaś uwagi na kilka rzeczy: wg UE nie można dyskryminować par homoseksualnych Z POWODU ich orientacji.
Jeśli nie spełniają innych warunków (np. niemożność zapewnieina dziecku odpowiedniego poziomu materialnego), to odpadają jak każdy inny człowiek.
Chodzi o to, żeby też mieli szansę na adopcję dziecka.

Mam w związku z tym mieszane uczucia, ale zgadzam się z UE. Twoja argumentacja ma krótkie nogi: jeśli związki homoseksualne nie pozwalają na nauczenie się relacji w parze heteroseksualnej, to analogiczine: wychowywanie w tzw. pełnej rodzinie nie dawałoby szans gejom i lesbijkom na stworzenie dobrych, szczęśliwych związków homoseks. Co nie jest prawdą :)

a niestety od tego co piszesz jest tylko krok do stwierdzenia wygłoszonego pzez jakiegoś polityka: że z domów gdzie rodzice są po rozwodzie wyrastają dziwki i zboczeńcy.

Czy chcesz mi coś powiedzieć??

MalK

Gabi pisze...

Pewnie, że chcę, gdyż uwielbiam polemiki. Nie chodzi przecież oto aby się przekonywać, czy przeciągać w jedną bądź drugą stronę, tylko oto by poznawać inne opinie i szerzej patrzeć na dany problem.
Mi właśnie o orientację chodzi, bo moim zdaniem ona dyskwalifikuje związek z adopcji. Podobnie jak np wiek czy stan zdrowia. Tak np osoba po 80 roku życia nie powinna mieć praw do adopcji właśnie z powodu rocznika urodzenia, gdyż statystycznie ma mniejsze szanse na zapewnienie dziecku odpowiedniej opieki niż ktoś w 30 czy 40 wiośnie życia.
Oczywiście istnieją ludzie bardzo aktywni, samodzielni i żywotni, ba są tacy, którzy w przytaczanym wieku są sprawniejsi niż nie jeden tzw młody człowiek. Jednak nie możemy znać przyszłości i musimy się opierać na przybliżonych danych.

Kolejna sprawa to samookreślenie dziecka i czerpanie wzorców, archetypów np własnej płci. Jak ma się ten proces dokonać u chłopca wychowywanego przez dwie lesbijki (nota bene u podłoża homoseksualizmu u kobiet często leżą negatywne doświadczenia związane z płcią przeciwną).
Czy zatem takie pary powinny mieć prawo np tylko do opieki nad dzieckiem tej samej płci?
Oznaczałoby to potwierdzenie niepełnowartościowego pełnienia funkcji rodziny przez związki homoseksualne.
Innym argumentem jest duża nietrwałość związków jednopłciowych. Co czyni je gorszymi kandydatami na wychowawców i rodziców.
Moje rozważanie nie dotyczą praw homoseksualistów, bo one nie są ważne. ważne są prawa dzieci. Skoro zatem dysponujemy nadmiarem chętnych par do adopcji, to czy nie lepiej jest oddać dziecko tym, o których możemy domniemywać, że zapewnią mu najlepsze warunki?

Kochana, zwróć uwagę, że poruszamy zupełnie inne tematy. Ty Piszesz o prawach homoseksualistów a ja o prawach dzieci.

I jeszcze jedno, czy marzysz o facecie, wychowywanym tylko przez mamusię i babcię?

Liczę na rozwiniecie tematu, bo mimo przeprowadzki z chęcią podyskutuję.
Pozdrawiam

Gabi pisze...

Ach i jeszcze jedno.
Nie napisałam, że wychowanie przez homoseksualistów nie daje szans założenia związku hetero tylko, że nie uczy bycia w takim związku. Sądzę, że odwrotnie jest w druga stronę tzn że założenie trwałego partnerskiego układu przez geja czy lesbijkę jest trudniejsze z uwagi na brak przykładów takich relacji w środowisku.

adam pisze...

Wszystkiego najlepszego. na koniec powiem czemu. Kiedy ktoś przychodzi i mówi "ja i mój labrador chcemy adoptować chłopczyka", a następnie argumentuje: "Mój labrador będzie znacznie lepszym rodzicem niż wielu innych rodziców, których znam. Mój labrador nie upija się, jest bardzo łagodny i kochający", to prawdopodobnie nie da się z nim szukać prawdy, więc nie będę perorował - tylko jedno zdanie n/t małżeństwa. Może dwa. Czy się to komu podoba czy też nie małżeństwo, poza wieloma aspektami, głównie opiera się o współżycie płciowe i prokreację. Każdy inny związek nie oparty o współżycie płciowe, związek w którym nie zachodzi współżycie płciowe obecnie lub nie zachodziło wcześniej lub nie może potencjalnie zachodzić w przyszłości nie może być w żaden sposób nazwany małżeństwem, jest jedynie związkiem mającym jakieś swoje cele. Można być w związku homoseksualnym bo to daje poczucie szczęścia, bo kocham drugą osobę, z którą jestem, bo chcę z nią być, bo chcę żeby była szczęśliwa, czy z jakichkolwiek innych przesłanek, ale nie ma to znamion małżeństwa, gdyż nie zachodzi tu współżycie płciowe (potencjalnie prokreacyjne dodajmy). Mogę być w związku homoseksualnym z jakichś pobudek i mogę być w związku akwarystów z jakichś powodów. W jednym i drugim nie zachodzi współżycie płciowe. Nie zachodzi, gdyż z definicji współżycie płciowe to połączenie organów płciowych. Wyjaśnienie: odbytnica, butelka, język, szarlotka, wibrator, por, ani drut kolczasty NIE SĄ organami płciowymi. Nie wypływa to z moich przekonań czy światopoglądu, ale bezpośrednio z socjologicznych definicji małżeństwa i rodziny. Być może w swoim ograniczeniu nie znam innych bardziej proeuropejskich, ale te które znam definiują małżeństwo w sensie społecznym właśnie w ten sposób jaki opisałem. Toteż nie ma dużej różnicy w sensie socjologicznym PODKREŚLAM między związkiem mężczyzny i mężczyzny, kobiety i kobiety, mężczyzny i kapiwary, kobiety i owczarka szkockiego, siedleckich filatelistów, itd itp etc. Z definicji nie zachodzi w nich potencjalnie prokreacyjne współżycie płciowe, co za tym idzie nie można ich nazwać małżeństwami, a wobec tego nie mogą stać się fundamentem rodziny, więc nie powinny adoptować dzieci. Nawet jeśli związek hodowców kóz zrzesza wspaniałych ludzi będących potencjalnie świetnymi rodzicami, to bez spełnienia powyższych warunków nie może uchodzić za "rodzinę" w sensie socjologicznym, a więc pozwalającym na adopcję. Teraz - dlaczego wszystkie najlepszego. Ponieważ lobby które wpływają na takie decyzje w UE tak naprawdę robią krzywdę homoseksualistom. Robią krzywdę, ponieważ w Warszawie przynajmniej (może w innych mniej zaściankowych i ciemnogrodzkich miastach Europy jest inaczej) coraz częściej słyszę od pana, który nie może odkręcić śruby, jak mówi do tejże "A ty geju", od kolegi elektryka "tą instalację, to jakiś pedał kładł", od młodego chłopaka, któremu kierowca autobusu zamknął drzwi przed nosem "ty pedale!". Może nie zwracałem wcześniej uwagi, ale naprawdę nie pamiętam takich nastrojów społecznych wcześniej, przed czasami Biedronia i kampanii antyhomofobicznych w opiniotwórczych środowiskach UE. Toteż spodziewam się rozdźwięku w środowiskach homoseksualnych, bo osobiście żyjąc w społeczeństwie, które jest w większości odmienne w stosunku do mnie wolałbym żeby się wszyscy ode mnie odczepili zamiast nastawiać do mnie nieprzychylnie społeczeństwo, poprzez forsowanie rozwiązań prawnych obcych kulturowo i społecznie Europie. Próbę mam maleńką, bo znałem jednego tylko geja, nie był to bliski znajomy i nie mam obecnie kontaktu, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek narzekał na to, że żeby poczuć się swobodnie z partnerem w publicznym miejscu, musi iść do baru dla gejów.

Gabi pisze...

Cudownie ciętym językiem napisane, rozsądnie i z humorem.
Pozdrawiam
Gabi