26 sty 2008

Bileciki do kontoli.

Jechałam sobie tramwajem przez Genewę. Na przystanku, przez otwarte drzwi jakiś młody człowiek rzucił ostrzegawcze "będą sprawdzać" i rzeczywiście za chwilę pojawili się kontrolerzy- panowie ubrani w służbowe stroje koloru zieleni butelkowej. Pokazali swoje legitymacje i z uśmiechem na twarzy oraz nieudawaną uprzejmością prosili o okazanie biletu.
W tym momencie stanęły mi przed oczami adekwatne scenki ze stolicy. Po pierwsze nasze, polskie "kanarki" utajniają się jak mogą. Po drugie nie towarzyszy im miła, kulturalna atmosfera i mam tu na myśli też reakcje pasażerów.
Zdarzało mi się spotykać zarówno kulturalnych kontrolerów jak i opanowanych rządzą mordu frustratów. Podobnie reakcje osób przyłapanych na jeździe na gapę też bywają mniej lub bardziej na poziomie. Jednakże w ogólnym odbiorze, nazwijmy społecznym, wydaje mi się, że w Polce jest prowadzona swoista, cicha wojna. Wojna, w której pasażerowie stanowią szarą masę nie stawiającą oporu przed kontrolą ale w głębi serca sprzyjającą gapowiczom i szczerą niechęcią darzącą "kanarków".

Zawód kontrolera nie cieszy się ani poważaniem ani zaufaniem, tak jakby dotyczył spiskowania z wrogą agenturą czy reżimem. W zasadzie dlaczego tak jest? Przecież patrząc racjonalnie, to dzięki ich pracy płacimy mniej za przejazdy, zaś osoba jadąca na gapę jest de facto złodziejem. A może taka relacja pasażer-kontroler stanowi spuściznę byłego ustroju?

Moje rozmyślania i wspominki z rodzinnego kraju przerwało wytropienie przez genewskie, zielone "kanarki" pani bez biletu. Pasażerka szukała, go po wszystkich kieszeniach a kontroler ją uspokajał "prenez votre temps". Jednak bilet nadal nie pozwalał się znaleźć, więc pan zapytał gapowiczkę, gdzie planowała wysiąść i gdzie kupowała bilet a dokładnie na którym przystanku. Cały czas nie poddając jej słów w wątpliwość starał się załagodzić sytuację i znaleźć dowód na korzyść pasażerki. W końcu wysiedli. Zaś mi pozostało pytanie, dlaczego sprawdzanie biletów podwyższa mi tętno i dlaczego (pomimo mojej dużej uczciwości w tej kwestii) stanowi dla mnie niekoniecznie miłe doświadczenie, podobnie jak wizyta u dentysty.

5 komentarzy:

adam pisze...

Króciutko: kontroler jest postrzegany jako jakaś władza. Słusznie, bo jakąś władzę ma - ot może wystawić mandat za jazdę bez. Wszelka władza od blisko 300 lat jest w tym narodzie obca i robi mu krzywdę, więc ktokolwiek pełniący jakąkolwiek funkcję formalną dającą uprawnienia jest postrzegany jako ćwierć kolaborant. Proste.

Gabi pisze...

Czyli Ty też sądzisz, że niechęć do kontrolera to relikt historii. Czy zauważyłeś, że inaczej postrzegamy "kanarka" w autobusie niż w pociągu?

Anonimowy pisze...

No a ja myślałam że tylko mnie dotyczy taka "nerwiczka" jeśli chodzi o kontrolerów. Zawsze kiedy jadę bilet mam ale i tak się stresuję. A i w koszmarach czasm mi się śni kontrola biletów - z ta jednakowoz różnicą, że wtedy biletu nie mam....

Gabi pisze...

Witam zatem w klubie.
Mi z kolei śni się czasem, że środek lokomocji wywozi mnie na jakieś peryferie np do Izabelina hi hi
Pozdrawiam

adam pisze...

Należy zapytać kogoś kto jeździ codziennie do pracy na trasie Kobyłka-Wileńska, jeśli patrzy inaczej na kanarka w pociągu, to się mylę, jesli tak samo jak w busie, to mam rację. Racja: w pociągu jest inna atmosfera - jesteśmy trochę w gościach - kontroler "pan konduktor" jest tu trochę gospodarzem i stąd bez szemrania pokazujemy bilet, natomiast w autobusie, to ja jestem u siebie (w końcu od 10 lat jeżdżę na tej trasie) i taki kanarek jest tu elementem kolaborującym. Stąd kiedyś w busie vlepka tej treści:"Szanowni Państwo! Dziś nie kasujemy biletów. Dziś kasujemy kanarów." Pytanie od czapki: czy we wielkim świecie ulice też się wyludniają po 22 czy 23 tak jak w Warszawie? Bo (z opowiadań) np. Lizbona albo Madryt już nie mówiąc o takiej Wenecji bardzo mocno żyje w nocy i nie jest to raczej kwestia klimatu, bo latem we Warszawie też jest pustawo w nocy (pomijając ścisłe centrum). Mi też zawsze rośnie cisnienie przy kontroli biletów, zwłaszcza od kiedy są karty i nigdy nie wiadomo czy coś się nie popsuje (np od leżenia na namagnesowanej taśmie w hipermarkecie).