5 sty 2010

Na całej połaci śnieg, czyli czy można prosić do tańca?

Śnieżnie i pięknie przystraja się Genewa od dwóch dni, co nie stanowi sytuacji dość częstej. Zazwyczaj opady białych płatków występują zaledwie kilka razy w sezonie i z reguły roztapiają się zanim dotrą do ziemi. Zaś tym razem nie dość, że się nie rozpuściły, to pokryły caluteńkie miasto wraz z nadbrzeżem jeziora, czego osobiście jeszcze w Genewie nie wiedziałam. (W tym miejscu błyskotliwi czytelnicy wspomną o surrealistycznych zdjęciach drzew, samochodów, ulic skutych fikuśnie rzeźbionym lodem, które to zdjęcia były zrobione ponoć w Genewie przed pięcioma laty. Otóż sprostuję, że do owych fanaberii pogody doszło w miasteczku położonym nieco na północny zachód od nas, a wszystkiemu był winien Bise) bynajmniej nie śnieg.

Biel rozmarzyła mieszkańców, uwolniła ich romantyczne dusze i wyciszyła. Dla niektórych z nich temperatura 2-3 stopnie poniżej zera stanowi atak polarnego mrozu zagrażającego życiu. Ci, pochodzący zazwyczaj z gorących krajów, pozostają w domostwach kontemplując krajobraz niczym Armagedon. Inni odnajdują radość dzieciństwa lepiąc bałwany, rzucając się śnieżkami czy spacerując. Dusze najbardziej otwarte na romantyzm porywa nieodparta chęć złączenia się z przyrodą, z tańcem wirujących na wietrze płatków. Przyodziani w jesienno-letnie, kuse kurteczki oraz obuwie na cienkich, płaskich podeszwach bądź niebotycznych obcasach rozpoczynają pląsy na zaśnieżonych chodnikach, oblodzonych ścieżkach. Wywijają obroty, przytupują, raz po raz przejeżdżając na pięcie jednej nogi, z drugą uniesioną ochoczo w górze i radosnym machaniem rękami w geście do złudzenia przypominającym wzywanie pomocy. Niekiedy ślizgiem zaproszą innego przechodnia do tańca zatrzymując się na nim na tak zwanego misia bądź powitanie towarzyszy partii komunistycznej. Pląs okazuje się być zaraźliwy i po chwili poddają mu się niemal wszyscy na ulicy wliczając kierowców śmiało wjeżdżających na skrzyżowanie z prędkością 30-40 km/h (oczywiście samochodem na letnich oponach) i wciśniętym do dechy hamulcu. Auta niczym w wesołym miasteczku obijają się o siebie, niektóre wykonują obroty nawet o 360 stopni, czego świadkiem naocznym byłam.
Ach śnieg roztańczył, rozmarzył Genewę i nadał atmosferę jak z bajki. Przyznam szczerze, że nie posądzałam mieszkańców o tak zaawansowany romantyzm.

4 komentarze:

Unknown pisze...

a wydawać by się mogło, że tylko w Polsce "atak" zimy może zaskoczyć;)

Tlingit pisze...

hahahah! ubawiłam się :D

Gabi pisze...

Moniko,
my na wszelki wypadek, tzn by właśnie wypadku uniknąć, przez pierwsze kilka dni nie poruszaliśmy się naszym autkiem (w Polsce kierowcy mają więcej pojęcia jak się zachować na oblodzonej nawierzchni). Oczywiście to nie rodowici Szwajcarzy stanowią problem lecz ludność napływowa z ciepłych krajów nie tylko z tych egzotycznych. Nasz znajomy Hiszpan, który właśnie pierwszy raz w życiu widział na własne oczy śnieg, powiedział, że nareszcie zrozumiał sens zimowych opon (po tym jak wylądował autem w rowie).

Gabi pisze...

Tlingit-to bardzo raduje autorkę.