24 gru 2009

Świąteczna atmofera.

Wspominałam rok temu, że od maleńkości nie darzyłam Świąt Bożego Narodzenia sympatią, a na myśl o świątecznej atmosferze rzedła mi mina. Otóż znalazłam kilka osób podzielających mą antypatię, co nie okazało się zbyt trudne. Wystarczyło delikatnie wciągnąć je w dyskusję.

Otóż nasza, poczciwa pani pediatra, choć sama Polką nie jest, doskonale zna smak zarówno tradycyjnych polskich wigilijnych dań, jak i smak naszej tzw "świątecznej atmosfery" dzięki polskiej teściowej. Teściowa przyjeżdża do Genewy i swemu synowi, swej zagranicznej synowej oraz swym wnukom demonstruje tradycję; 12 dań w tym te pracochłonne jak pierogi. Nagotuje się w kuchni, namęczy, a potem zestresowana i wypompowana z sił witalnych wyładowuje świąteczne frustracji pt. "nie ma jak utrzeć maku", "nie ma dobrych, kwaśnych jabłek na pierzynkę do śledzi, które z takim poświęceniem przemycała przez granicę". W efekcie domownicy marzą tylko o tym, aby przetrwać ową polską tradycję i bez karczemnych kłótni odstawić wymęczona teściową na lotnisko. Słucham relacji pani doktor ze świąt w polskiej atmosferze i stają mi przed oczami scenki z mojego dzieciństwa: awantury o brak sianka pod obrusem czy inne drobne rzeczy oraz nastrój wielkiego wyścigu, by wszystko do świąt przygotować. Najbardziej zaś, w mych szczenięcych latach, denerwowały mnie wypowiedzi dorosłych o magii Bożego Narodzenia oraz dyrdymały, że w Wigilię każdy powinien być miły i serdeczny, gdy praktyka pokazywała coś zgoła innego. Pocieszenie stanowiły prezenty ale i one z czasem nie łagodziły stresu "świątecznej atmosfery".
Podobnymi wspomnieniami podzielił się z nami Tomek. W jego rodzinnym domu ojciec obijał się w Wigilię oddając się śledzeniu telewizyjnej ramówki, a mama rozdzierała szaty, że stół nie rozstawiony, potem że nie nakryty, że karpia nie zdąży usmażyć, że galareta się nie zsiadła, a no koniec wyrywała sobie włosy z głowy z powodu braku suszonych gruszek na kompot.

W tym roku sama wyprawiam Wigilię, co stanowi dla mnie nie lada wyzwanie: jak urządzić te święta w zgodzie z tradycją ale przede wszystkim, by moje dzieci polubiły Boże Narodzenie. Duch polskiej gospodyni dał o sobie znać- upiekłam makowiec, chleb na prawdziwym zakwasie, barszcz zakwaszany według babcinej receptury. Moja mama przygotowała ryby, kapustę z grzybami i ulepiła z Dzidkiem pierogi. Była choinka obwieszona domowej roboty piernikami, które wypiekaliśmy z synem, sianko pod obrusem, kolędy, opłatek i prezenty. Jednak najważniejsze, że nie było pośpiechu, nie było gorączki, ani wyścigu z czasem. Udało się nam zrobić wszystko, co było zaplanowane, choć nie stanowiło to priorytetu. Zakładałam, że może czegoś zabraknąć, że bez kompotu czy piure z grochu Wigilia będzie sympatyczna.

Nie wiem jakie będą mieli wspomnienia po dzisiejszym dniu nasi synowie. Dla mnie, to była na prawdę wesoła, cicha, spokojna Wigilia. Oby całe święta nam minęły w podobnej atmosferze, czego i Wam, drodzy czytelnicy życzę. Kto wie, może nawet polubię Boże Narodzenie.
PS. Chatkę z piernika wynonałam osobiście, zaś bałwanka ulepił Dzidek.

7 komentarzy:

AsiaBe pisze...

Dołączam się do grona marzących o końcu świąt. Przymusowe siedzenie przy stole, góra potraw których nie idzie przejeść, prezenty które nie podobają się obdarowanym... Długo by wymieniać.
Pojechałabym na narty do cichego pensjonatu na skraju góry i rozkoszowała się grzanym winkiem patrząc na białe stoki :-) Ech, ale to w innym życiu, może za 10 lat z synem ;-)

Pedro Medygral pisze...

Nasze życie to ciągła gra. Święta są jednym z głównych elementów tej gry tzw. twarzowania. Z jednej strony może być to uciążliwe, ale z drugiej strony jest to wielka wartość. Dlaczego? Świąt nie spędzamy w knajpach w gronie znajomych traktując je jako zwykłego dnia, ale jako wydarzenie rodzinne. Z biegiem gdy święta tracą aspekt religijny niech pozostaną przynajmnniej spotkaniem w gronie najbliższych.
Gdy pozwolimy, aby w tamie powstała dziura, kwestią czasu jest, gdy cała tama runie. A potem: Mamo, a właściwie dlaczego mamy wolne w grudniu?

Gabi pisze...

Muszę się przyznać nieszczerze, że jestem z siebie dumna i to nawet nie z powodu udanych potraw wigilijnych, lecz z atmosfery. Było spokojnie, bez stresu, napięć, a i grafik udało się wykonać.
Mąż napomknął coś, że chyba mu się spodobało spędzanie Świąt poza Polską.
Natomiast pomysł wyjazdu na narty mnie nie zachwyca. Mam taką teorię, że człowiekowi (niezależnie czy jest Buszmenem, Eskimosem, czy osobnikiem z rozwiniętym indyferentnym intelektualizmem) potrzebny jest czas sacrum i profanum oraz tradycja czyli obrzędy, które umieszczają go w kosmologii. Święta oswajają człowieka od dzieciństwa z tematami przemijania, życia, śmierci, walki dobra ze złem oraz pomagają odpowiedzieć na pytanie "kim jestem".

Tu gdzie mieszkamy ludzie poddają się eklektyzmowi kulturowemu i zacierają tożsamość. Płaci za to młode pokolenie, które jest zagubione i oderwane od korzeni (oraz klasyfikuje Szwajcarię w czołówce smutnego rankingu ilości samobójstw).
Święta wraz z tradycją stanowią rodzaj higieny ducha tak jak spacer czy mycie zębów są zabiegami dla ciała.
Inną zaś parą kaloszy jest szał matek-polek wokół świąt, ich histerie, frustracje i ślepa pogoń za ideą Wigilii doskonałej-temu mówię stanowcze NIE.

Pedro Medygral pisze...

Święta dopiero się zaczęły

AsiaBe pisze...

Zgadza się, że Święta to czas sacrum aczkolwiek ono jest w nas, a nie w jedzeniu, choince, czy czymkolwiek innym. Najpiękniejsze Święta w życiu przeżyłam sam na sam z ojcem przy trzech potrawach upichconych na szybko, bez tony prezentów. Bez zbędnych słów. Wszystko, co ważne było w nas. Obecnie jeżeli miałabym wybór pomiędzy uginającym się stołem i krzykliwą telewizją, a górską chatą, nadal obstawiam chatę (ponoć w górach człowiek jest bliżej Stwórcy ;-)

Tlingit pisze...

Ja w tym roku pierwszy raz pojęłam, że Święta w niektórych domach to czas nerwów i łez, a nie radości. Na szczescie kolejny rok dane mi bylo nie doswiadczyc tego osobiscie. Jestem niezwykle wdzieczna kobietom z mojej rodziny, ze dzieki nim, moje wspomnienia świateczne sa jak najlepsze.
(Chatka - piękna!)

Gabi pisze...

Tlingit tylko pozazdrościć wspomnień, które dowodzą, że organizacja świąt nie musi wcale niszczyć ich uroku.
serdeczności