11 cze 2009

Powrót.

Wróciłam z wojaży rozemocjonowana, wybawiona, nienagadana na spotkaniach z przyjaciółmi, z którymi zawsze mamy sobie dużo do powiedzenia (z niektórymi nie udało mi się spotkać, niestety), wybiegana na ścieżkach zdrowia między urzędami, lekarzami, sprawami wagi małej i dużej, rozdarta między Polską a Genewą, zmęczona.
W samolocie dopadło mnie pytanie "gdzie jest mój dom". Widmo kryzysu i niewiadomej przyszłości chłodziło powietrze, odciskając się szronem na szybie. Co dalej? Czy za dwa lata, gdy będziemy chcieli wrócić do Kraju, znajdziemy pracę? Czy nie będzie mi żal opuszczać Genewę?
Na szczęście Dom czekał na lotnisku, uśmiechnięty z doniczką purpurowych orchidei (pamiętał, że wolę je od ciętych kwiatów). Pogrążyła się w jego ramionach. Jak dobrze być w domu.

PS. Dzidek zajadając się u Babci polskimi truskawkami (które nie maja sobie równych w całej Europie) powiedział "Podoba mi się tu u Was, babciu, ale ja muszę lecieć do Genewy. Tam jest mój tata."

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja zostałbym w Genewie:)
p

Gabi pisze...

Im dłużej mieszkam w Genewie, tym wiecej mam pytań i bardziej czuję się rozdarta.

Anonimowy pisze...

W moim odczuciu zabrzmiało to jak Hamletowskie "Być, albo nie być" Mieszkanie w Genewie powoduje, aż takie rozdarcie?
Ps Dzisiaj i jutro w Genewie gości Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej dr hab. prof. nadzw. UKSW Lech Aleksander Kaczyński.
p

Gabi pisze...

Trafiony-zatopiony.

Gabi pisze...

Powyższy tekst o trafieniu, powinien sie znaleźć gdzie indziej. Co do Pana Prezydenta, to ma ponoć odwiedzić też CERN.

Anonimowy pisze...

Z Prezydentem różnie to bywa, ale jeśli odwiedzi to z miłą chęcią zobacze wizytę na YT.
p