26 cze 2009

Kamienica w Piotrkowie.

Co raz częściej dopada mnie tęsknota za krajem ojczystym. Tęsknota męczy; nuci mi szlagiery na słowiańską nutę, czasem zamajaczy polami pozłacanymi żytem; niekiedy zaś, przypomni sentymentalnie o ojczyźnianych paranojach jak dla przykładu ciekawostki związane z pewną kamienicą w Piotrkowie.

Nasi znajomi odziedziczyli kamienicę, po swoich krewnych. Oczywiście zanim zostali jej właścicielami musieli przebić się przez masę biurokratycznych zasieków. W końcu odzyskali odebrany rodzinie tuż po wojnie budynek na spółkę z licznymi krewnymi, których przez ten czas (bez mała 45 lat) przybyło niemiłosiernie. Opowieści o różnorakich perypetiach związanych z tą piotrkowską kamienicą stanowią ważny element rozmów, którego pominąć nie sposób. Odważę się nawet na stwierdzenie, iż problemy, jakie rodzi na co dzień ów budynek jak i fakt jego posiadania w 2/7, obnaża wady różnorodnych polskich systemów. Za każdym razem, gdy przysłuchuję się relacjom naszych znajomych mam wrażenie jakbym, niczym bohater "Boskiej komedii," schodziła z Wirgiliuszem w kolejne, głębsze piętro piekła, powiedzmy piekiełka.Ciekawostek społeczno-przyrodniczych jest wiele, a wśród nich taka oto opowieść.

Jedna z lokatorek kwaterunkowych zaprószyła ogień w zajmowanym przez siebie lokalu. Na szczęście owego dnia, w przeciwieństwie do niej, inni mieszkańcy kamienicy byli trzeźwi (w dosłownym znaczeniu tego słowa) i powiadomili straż pożarną. Strażacy po ugaszeniu ognia i oględzinach pogorzeliska wypisali lokatorce mandat za posiadanie nielegalnej instalacji grzewczej tzw kozy. Owa koza razem z kozą-właścicielką wespół w zespół spowodowały pożar narażając zdrowie innych, o stratach materialnych nie wspominając. Wszystkich zanurtowało pytanie skąd lokatorka, na co dzień żyjąca z zapomóg i gasząca osobiste pożary woda ognistą, stała się posiadaczką węgla, którym nomen omen w nielegalnej instalacji paliła. Nie miała pieniędzy na jedzenie, ubranie ani na czynsz (wiadomo-alkohol teraz drogi) zatem w jaki sposób stała się szczęśliwą posiadaczką węgla?
Otóż opał do kozy (zagrażającej zdrowiu innych) otrzymała pani z opieki społecznej. Pracownicy ulitowali się nad biedną, chorą (alkoholizm wszak chorobą jest), bezrobotną kobietą, która przecież jakoś się ogrzewać podczas zimy musi razem ze swoimi konkubentami. Mało tego; opieka społeczna zapłaciła wystawiony przez strażaków mandat, bo owej lokatorki nie było na to stać.
Szkoda, że nie dali jej medalu np za przeżycie pożaru lub krzewienie wśród współmieszkańców atmosfery braterstwa.

W owej piotrkowskiej kamienicy mieszka kilku lokatorów kwaterunkowych, w tym rodziny z dziećmi wiążące z trudem koniec z końcem. Tym opieka społeczna nie pomoże, bo przecież zarabiają, czyli mają z czego żyć, zaś płacone przez nich podatki wyda na mandat oraz na węgiel do śmiercionośnej kozy. Jedynym pozytywem z tej sytuacji dla moich znajomych oraz lokatorów kamienicy jest fakt, że po incydencie z zaprószeniem ognia będzie można ową panią wyeksmitować, co wcześniej było niemożliwe (mimo iż od lat nie płaciła czynszu).

Jak nie tęsknić za Polską? Gdzie jest drugi kraj pełen takich paranoi? Przebija nas chyba tylko Francja, ale o tym napiszę innym razem.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

tak się zastanawiam, bo mnie ta decyzja może czekac w przyszłości - co lepiej wybrać - normalne zycie, gdzie każdej przyslowiowej zlotówki nie trzeba oglądać z każdej strony zanim się ją wyda, ale z dala od rodziny, znajomych i swojego kraju (wciąż jednak żyjąc w przeświadczeniu, że to tylko przez kilka lat) czy tez jednak u siebie, ale stale się na przemian zamartwiając i irytując...

bardzo jestem ciekawa Pani zdania w tej kwestii :)

pozdrawiam:)
Monika

Gabi pisze...

Droga Pani Moniko,
ja z uporem maniaka twierdzę, że "normalnych krajów" nie ma. Oczywiście są łatwiejsze lub trudniejsze rozwiązania; można też żyć wygodniej lub na wyższym poziomie.
Dla mnie bycie emigrantem niesie wiele wad, np fakt, że wychowuje się dzieci z dala od trudnych elementów życia jak choroba, cierpienie, starość, czy śmierć, że bez kontaktu z rodziną, w której różni członkowie posiadają różne problemy. Pozostaje też poczucie przynależności narodowej, kontakt z korzeniami, jakże potrzebny w okresie dorastania. Poza tym tutaj zawsze będą czuła się obco, nie jak u siebie.

Dla nas pobyt W Genewie stanowi rodzaj przygody i urozmaicenia w życiorysie. Po każdym pobycie w Polsce widzę, że ta czasem chora rzeczywistość to mój dom i chcę coraz bardziej wracać.
pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

dziekuję za podzielenie się swoimi przemyśleniami; mądre spostrzeżenia; zobaczymy jak my do tego wątku kiedyś podejdziemy... pewnie podobnie; pozdrawiam serdecznie z Krakowa:)
Monika

Tlingit pisze...

Też ostatnio mam w głowie mętlik, emigrować - nie emigrować?..? Cenne uwagi, w sumie nie patrzyłam na problem z tej strony. Pozdrawiam (też z Krakowa;)