Upał wygania nas z domu. Kryjemy się przed nim na basenie otwartym, na którym mogę obserwować tubylcze zwyczaje. Zauważyłam ciekawy kontrast.
Otóż wśród autochtonów panuje większa swoboda tekstylna. Panie demonstrują swoje wyzwolenie i nowoczesność opalając się topless co, z uwagi na wpływ dydaktyczny na przyszłe pokolenia, czynią tuż obok brodzika dla małych dzieci. Dodam tylko, że teren wokół jest olbrzymi, pełen zacisznych zakątków z gęstą, przyciętą trawą. Tubylcze, współczesne kobiety nie wstydzą się swojego ciała, nie wstydzą się też dzieci, które (i tu się pojawia wspomniany kontrast) są ubrane. Maluszki na basenie muszą być odziane; bobasy płci męskiej w kąpielówki, żeńskiej w kostiumy jednoczęściowe bądź dwuczęściowe z obowiązkowym maciupcim biustonoszem. Nie jest to nakaz prawny, jedynie ogólnie przyjęte zachowanie. Po prostu nie wypada, by obnażone dziecko taplało się w miejscu publicznym- mogłoby, przecież, zgorszyć opalające się topless panie.
Gdy wycierałam Dzidka, ten razem z koleżką Hipolitem uciekł w dal machając osobiście zdjętymi, mokrymi kąpielówkami niczym cennym trofeum. Z okrzykiem zwycięstwa oraz z powiewającymi chorągwiami chłopcy biegli przed siebie, przyciągając spojrzenia zaskoczonych, a nawet zgorszonych gapiów. To była mini-rewolucja.
18 cze 2009
Kotrasy na basenie, czyli zwyczajów tubylczych ciąg dalszy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
hahaha rewolucje w wykonaniu dzieci są niezastąpione :D
;-)
Prześlij komentarz