21 paź 2008

O odwadze mojej mamy.

Dziś napiszę wspominkowo i w dodatku na serio, co często mi się nie zdarza, zatem z miejsca uprzedzam stałych czytelników.
Dawno temu (gdy miałam 6-8 lat ), za górami, za lasami (czyli w peerelowskiej Polsce) jedliśmy sobie z moją mamą i bratem obiad. Obiad jak obiad był przepyszny (co zaczęłam dopiero doceniać zmuszona w dorosłym życiu do codziennego, samodzielnego gotowania). Po jedzeniu chcieliśmy się bawić ale mama poprosiła abyśmy ją wysłuchali. Zatem siedzieliśmy i słuchaliśmy, zwłaszcza że nasza mama wydawała mi się lekko spięta. Patrząc na nią sądziłam, że zaraz dostanę burę za jakąś psotę.( Dorosłym często wydaję się, że nie okazują uczuć ale dzieci są czułe na emocje "wiszące w powietrzu" , bardziej niż nam się zdaje.)
Historia, którą mama nam opowiedziała brzmiała następująco. Jej koleżanka przypadkowo znalazła w rzeczach swojego męża zdjęcia, tzw "gołe" zdjęcia ... ich córki. Fotografującym okazał się mąż owej pani i ojciec tej dziewczynki.
Mama zapytała nas, czy tata lub ktoś inny w taki sposób się z nami "bawił". Pamiętam do dziś, z jakim trudem zadała to pytanie. Popatrzyliśmy na siebie z bratem beztrosko, powiedzieliśmy coś w rodzaju "Oj mamo, no co ty. Czy możemy już iść się bawić?". Mama z widoczną ulgą zakończyła rozmowę.

W PRL-u wiele patologii, o których dziś jawnie się mówi, nie maiło miejsca bytu. Nie dlatego, że wtedy nie istniały lecz, po prostu, były niezgodne z lansowaną polityką partii. Co najwyżej mówiono o nieznajomych, którzy porywali dzieci kusząc je słodyczami. Jednak molestowanie czy pedofilia były tematami tabu. Tym bardziej podziwiam postawę mojej mamy.
Dziś jako pełnoletnia kobieta doceniam odwagę, jaką ona wykazała, by poruszyć z dziećmi temat trudny, o którego istnieniu dorośli woleliby zapomnieć . Odwagę, by zweryfikować, czy nie dzieje się nam krzywda. Jej pytanie nie było podyktowane brakiem zaufania w stosunku do naszego taty. Powiedziałabym, że to był przejaw bardziej braku zaufania do niej samej. Nasza mama zdobyła się na zweryfikowanie swojej spostrzegawczości. Dużo łatwiej jest, gdy słyszymy o krzywdzeniu dzieci, powiedzieć sobie, że to "jakieś" dzieci, nie moje, że to inni ludzie, inni nieodpowiedzialni rodzice, że w mojej rodzinie takie rzeczy się nie dzieją. Dużo łatwiej samemu sobie odpowiedzieć, bez sprawdzenia, czy może ja, (podobnie jak owi "nieodpowiedzialni rodzice") nie zauważam cierpienia moich bliskich. Łatwiej jest powiedzieć "Mnie problem nie dotyczy. Nie, w mojej rodzinie to niemożliwe."- niż po prostu zapytać.

Odwaga w rozmawianiu z własnymi dziećmi na tematy trudne nie jest nagradzana orderami. Nikt nie napisze książki o dzielnej bohaterce i jej pytaniach po obiedzie ani nie nakręci na ten temat filmu. Nagrodą będzie beztroska odpowiedź "No co ty, mamo? Czy możemy już iść się pobawić?" Oby, zawsze tylko takie padały odpowiedzi.

Z dedykacją dla mojej Mamy.

Brak komentarzy: