5 wrz 2008

Świat jest pełen piratów.

Świat jest pełen piratów, zwłaszcza drogowych. Moje codzienne doświadczenia to potwierdzają; choćby taka, zwyczajana z pozoru,sprawa jak korzystanie z komunikacji miejskiej.
Czekamy na autobus a Dzidek wlepie ślepia w dal, niczym majtek w bocianim gniaździe wypatrujący suchego lądu czy też wrogiego okrętu. W końcu rozradowanym głosem obwieszcze wszystkim, nawet tym niewładajacym naszym słowiańskim językiem, że jedzie, jedzie 5, 6 i 6, 5. Rzeczywiście, już po chwili przybija do nadbrzeża przystanku autobus pod banderą 56, czyli ten na który czekaliśmy i w dodatku jest niskopodłogowy. Wsiadamy. Najpierw Dzidek -nasz dzielny majtek. Gdy pomagam mu dostać się „na poklad” drzwi się nagle zamykają przycinając mi ręce. Podnoszę raban, więc kierowca otwiera je ponownie. Pora zatem na wózek z cennym skarbem w postaci naszego młodszego syna. Wjeżdżam przednimi kołami i... znów trzask- drzwi się zamykają. Tym razem pasażerowie krzyczą i dzięki ich pomocy zostajemy zabrani na pokład, cali i zdrowi (nie licząc strat moralnych rzecz jasna).

Kierowca przyciska gaz do dechy; musi przecież nadrobić 30 sekund opóźnienia, na które naraziłam komunikację miejską wsiadając z dwójka dzieci (czego rozkład jazdy najwidoczniej nie przewiduje). Naszym okrętem zakołysało ostro i ruszyliśmy.

Dzidek przezornie od razu usiadł pod oknem. Ja zaś, wcisnęłam hamulce wózka i zajęłam miejsce obok niego. Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam, że pozostali pasażerowie kurczowo trzymają się poręczy. Po kilku sekundach dane mi było zrozumieć, dlaczego tak robią. Na pierszym zakręcie zarzuciło nami tak, iż Dzidek o mało co nie wybił sobie zębów. Na drugim wózek z Mateo zaczął się kolebać na boki i byłby się niechybnie przewrócił, gdyby nie moja interwencja. W autobusie panują przechyły jak na okręcie podczas sztormu. Chwytam zatem jedną ręką Dzidka, drugą wózek a zębami trzymam się poręczy. Przejżdżamy przez rondo i słyszę jak mi trzeszczą plomby od naprężeń.

Z piskiem opon mijamy przystanek nie zatrzymując się na nim. Czyżby to było porwanie? Kątem oka zauważyłam odbicie kierowcy w lusteku a dokładniej jedno jego kaprawe ślepię i złoty kolczyk w uchu. Włos mi się jeży na głowie. Trafiliśmy na prawdziwego korszarza! Dałam się nabrać na stary piracki fortel z fałszywą banderą. Teraz zamiast numeru 56 widnieje na niej trupia czaszka. Ach ...nie, to tylko autobusowa reklama trutki na szczury.

Kiedy walczę o przetrwanie, Dzidek, obijając się raz o szybę raz o moje kolana, piszczy z radości „Mamo, ale buja!” Najwidoczniej w moim dziecku obudził się duch wilka morskiego, bądź co bądź jego pradziadek był prawdziwym marynarzem.

W końcu dotarliśmy wśród przechyłów do kresu naszej podróży i wysiadamy. Dziękuję Bogu,że żyjemy i nawet prawie nie zauważam, że kierowca próbował przyciąć drzwiami najpierw mnie z wózkiem, potem jakiegoś sympatycznego Hindusa pomagajacego Dzidkowi wysiąść. Wreszcie staneliśmy na suchym lądzie i nic nami nie kiwa ani nie rzuca.Spoglądam złowrogo na kierowcę – korsarza i kogo widzę? U„steru” siedzi pani w średnim wieku i faktycznie nosi ona złote, okrągłe kolczyki. Cóż, jak widać, piracka natura morze drzemaćw niejednym z nas.

Dramatyczna podróż minęła i zaczęłam koić nerwy spacerując z dziećmi po deptaku. Wtedy, jak spod ziemi, pojawił się kolejny pirat, który chciał stratować Dzidka. Pirat miał „na oko” 80 na karku i poruszał się szerokim, wózkiem elektrycznym rozpędzonym do prędkosci 20 km na godzinę. Staruszek kierował swoją „amfibią” trzęsacymi się dłońmi. Pędził po chodniku, zmieniając co i raz hals (czyli jechał wężykiem). 20 km na godzinę nie stanowi zawrotnej prędkości na ulicy ale na deptaku pełnym przechodniów jest nie lada zagrożeniem.

Wtedy w mojej głowie zaświtała myśl, że przed takim piratem jak on, trzeba się bronić. Przypomniałam sobie mojego dziadka marynarza i fakt, iż brał on udział w bitwach morskich. Co prawda, dziadek nie walczyłz korsarzami lecz z Niemcami poczas II Wojny Światowej ale dobre i to. Wszak już stanowi to jakąś tradycję rodzinną. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to by kija w szprych wsadzić temu piratowi. Jednak ,gdyprzyszło do realizacji planu obronnego, staruszek odjechał jużdaleko a moje dzieci były bezpieczne.

Odetchnęłam i odłożyłamna bok kontynuowanie tradycji rodzinnych. Przydadzą się innymrazem, gdy spotkamy korsarza. Przecież może to nastapić w każdejchwili, gdyż jak widać, w wielu osobach drzemie piracka natura.

2 komentarze:

Pedro Medygral pisze...

Na Pani miejscu zgłosiłbym tą sytuację do Zakładu Komunikacji. O ile dobrze pamiętam to każdy kierowca nad swoim fotelem ma telewizorki z widokiem na każde drzwi. Ich zamykanie było więc umyślne. Taka sytuacja nie może mieć miejsca. Na marginesie to powinien wyjść i pomóc podnieść podest. Być może tak się dzieje na trasie lini nr 2.

Gabi pisze...

To chyba nie było specjalnie tylko przez nieuwagę. Drzwi są otwierane prze pasażerów i maja włącznik czasowy. Zatem zamykaja się same bardzo szybko.
Faktycznie podesty są ale nie we wszystkich autobusach. W brew pozorom po Genewie jeździ jeszcze wiele "rzęchów"
pozbawionych udogodnień jak monitorki czy podesty dla niepełnosprawnych.
pozdrawiam