18 wrz 2008

Ballada o partnerstwie.

Rozmawiałyśmy wśród znajomych o związkach i przeważał pogląd o wyższości partnerstwa a w zasadzie o jego niepodważalnym udziale w budowaniu udanej relacji między ludźmi. Dwie osoby dzielące wspólnie codzienne troski, obowiązki, obie na równi zaangażowane w tworzenie wspólnego jutra. Związek oparty na partnerstwie, to związek jedynie słuszny. Tylko on ma realne szanse oprzeć się przeciwnościom losu i jako jedyny może uszczęśliwić dwoje ludzi (oczywiście każdego z nich w takim samym stopniu). Chciałoby się powiedzieć "Partnerstwo i równouprawnienie ponad wszystko!" Ktoś nawet powiedział, że jego mąż jest bardziej partnerem niż mężem. Dlaczego? Gdyż partner szanuje, słucha, szuka kompromisu i idzie na ustępstwa.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pozostawiła tematu bez własnych (i jak zwykle, nader subiektywnych) rozważań.
Czy ja, na prawdę, cenię partnerstwo w naszym związku? Czy zawsze szanuję wolność mojego faceta i jego poglądy? Oczywiście, że tak. Jednak problem polega na tym, iż partnerstwo zakłada równość obu osób a z tym się zgodzić nie mogę.

Są ludzie stworzeni ku pracy, są ci stworzeni ku ozdobie. Patrząc na de Silvę i mnie, bez cienia wątpliwości, można stwierdzić, że to ja służę do ozdoby a on do pracy. On z pewnością lepiej pieniądze zarabia, a ja je bardzo dobrze umiem wydawać. On jest dość małomówny, więc ja zapełniam tą ciszę w związku (i wspólnych dyskusjach).
Kolejny brak równości miedzy nami stanowi fakt, że w większości (znacznej większości) przypadków to ja mam racje a mój mąż nie. Jak zatem mam hołdować zasadzie szukania kompromisu, gdy moje pomysły są po prostu lepsze? To ja się znam na urządzaniu wnętrza naszego domu, rozmieszczaniu mebli, wychowywaniu naszych dzieci, spędzaniu razem wspólnego czasu. Naturalnie rozmawiamy razem na te tematy ale skoro de Silva mało ma do powiedzenia oraz nie potrafi przedstawić rozsądnych kontrargumentów, to i tak staje na moim.
Co do wolności mojego męża, to bardzo ją szanuję. Pozwalam mu realizować jego własne pomysły (naturalnie, o ile się z nimi zgadzam).

Zatem w zasadzie muszę przyznać, że popieram poglądy znajomych na temat partnerstwa. Dobrze mieć męża-partnera, który mnie słucha, szanuje, stara się znaleźć kompromisowe wyjście przy rozbieżności opinii. Natomiast trudniej jest mi samej być partnerką dla niego. Jednak tego chyba opisana dyskusja nie dotyczyła.

Brak komentarzy: