Wakacje dla dzieci są błogosławieństwem, zaś dla rodziców bywają przekleństwem. Cóż, bowiem zrobić z przychówkiem przez ponad dwa miesiące? Urlopu nie wystarczy, a na posiłkowanie się koloniami tudzież obozami nie starcza każdemu funduszy. Dlatego wakacje sprzyjają przyjazdom dziadków, co wśród naszych znajomych na emigracji, jest dość częstą praktyką i przebiega zazwyczaj według utartego scenariusza.
Dziadkowie z utęsknieniem oczekują przyjazdu. Przez pół roku, lub dłużej, ich wnuki rozdzielone dystansem uśmiechały się do nich z fotografii. Małe radosne aniołki na tle błękitnego nieba, bawiące się na tropikalnej plaży-sama słodycz. W chwilach smutku czy tęsknoty za bliskimi, te radosne uśmiechy ze zdjęcia umilały życie, a babunia razem z dziadziusiem snuli wizje, jak "odrobią" rozłąkę z ukochanymi maluchami, już wkrótce.
W końcu przyjeżdżają rozradowani, chcą się nacieszyć wnukami, a razem z wiktuałami z Polski przywożą ze sobą bagaż w postaci własnych, wyidealizowanych oczekiwań.
Dziadkowie bowiem nie przyjeżdżają do realnej dziatwy, lecz tych roześmianych aniołków z fotografii. Sądzą, że oni obdarzą maluchy miłością, ciepłem, zaś w zamian, te odpowiedzą miłością oraz zawsze grzecznym zachowaniem. Dziadkowie zapomnieli już przez miesiące rozłąki, że kontakty z ich własnymi dziećmi nie zawsze były różowe, jak również, że naturalnym elementem wychowywania są różnice zdań, że najmłodsi czasem się buntują i czasem potrafią zaleźć innym za skórę. Babunia do spółki z dziaduniem myślą, iż każdą sytuację uda się zawsze załatwić po dobroci. Chcą, by pobyt z wnukami przypominał atmosferę ze zdjęcia, na które patrzyli miesiącami, by dzieci były bez końca radosne,niebo było błękitne i by nie padało, jak na owej orientalnej plaży.
Kontaktom wnuków z dziadkami towarzyszy olbrzymi bagaż emocji. Młodsi szaleją, starsi im pobłażają, rozpieszczają, wszak na tym polega ich rola. Po kilku dniach raju dzieci uczą się, że dziadkowie na wszystko im pozwalają i że w ich obecności uniknąć można kary za różne drobne i większe przewinienia. Maluchy orientują się, że zasady życia w domu się zmieniły. Zaczynają więc dokazywać, uczyć się manipulacji przybyłymi z Polski bliskimi oraz wykorzystywać ich słaby punkt jakim jest przywiązanie do zdjęcia z plaży. Dziadkowie bowiem nie chcą, by ich pobyt mąciły konflikty o mycie zębów,bądź priorytetu obiadu nad deserem, co dzieci łapią w lot i okręcają sobie seniorów wokół palca stosując wachlarz zachowań od kokieterii, tupania nogami, po straszliwe histerie. Zaś najlepszym numerem jest to, że do dzieci nawet po najgorszych wybrykach nikt nie ma pretensji, gdyż dziadkowie są przekonani nieustraszenie o świętości wnuków, a za całe zło oskarżają błędy wychowawcze popełnione przez rodziców, którzy zaś za wszystko winią dziadków.
Raj dla dzieci kończy się wraz z powrotem seniorów do Polski, gdy życie rodzinne, ma odnaleźć utarte wcześniej tory, co czasem bywa "orką na ugorze".
Ktoś powie, że wszystkiemu winni są dziadkowie, bo ingerują w wychowanie dzieci, których de facto nie znają. Jednak jak świat światem, babcie rozpieszczały wnuków, pozwalały im na rzeczy, których rodzice zabraniali. Nic ani nikt tego nie zmieni i dobrze, bo dzięki temu najmłodsi mają wspaniałe wspomnienia i dorastają w przekonaniu, że są kochani.Poza tym, przecież, wakacje rządzą się swoimi prawami.
22 cze 2009
Dziadkowie z importu.
Autor: Gabi o 01:49
Etykiety: dziadkowie, dzieci, wakacje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
puenta mnie ujęła :)
Prześlij komentarz