Ludzie są różni- żadna to nowina. Psychologia podejmuje się usystematyzowania naszych temperamentów, dokonuje podziału na sangwinika, choleryka, melancholika i flegmatyka. Według psychologii jestem kimś na pograniczu sangwinika i choleryka: gadatliwa, impulsywna, niefrasobliwa, wrażliwa i przywódcza.
Od dziecka mama próbowała okiełznać mój temperament. Krytykowała mą spontaniczność, wychylanie się przed szereg, zabieranie głosu w rozmowach dorosłych. Ponadto nie raz, nie dwa, słyszałam, że wstydu się przeze mnie najedli, co poniekąd nie mijało się z prawdą. Tłumaczenia rodziców nie na wiele się zdały, podobnie jak moje osobiste postanowienia o niewychylaniu się. Obiecywałam sobie pozostanie w cieniu ale, nie wiadomo w jaki sposób, zostawałam przewodniczącą klasy, angażowałam się w przygotowanie przedstawienia i różne podejrzane przedsięwzięcia. Znów najadałam się stresów, wstydu i poznawałam złożoność zachowań ludzkich, zwłaszcza tych, z którymi współpracowałam. Mama ponownie mnie pytała "Na co ci to?" i powtarzała "naucz się nie wychylać". Niestety ja się tego nauczyć nie mogłam, mimo wewnętrznego przekonania o wyższości "siedzenia cicho".
Wczoraj ponownie sama się pytałam "w co się znów wpakowałam?" Zaproponowałam w przedszkolu, że nauczę dzieci robić polskie pierogi. Nikt mnie o to nie prosił, ba żadna inna mama z taką propozycją wcześniej nie wystąpiła. Całkowity spontan! Paniom pomysł przypadł do gustu, gdyż same mówiły, że cierpią na brak przepisów na zajęcia gotowania. Zatem stało się; mam robić pierogi w międzynarodowym przedszkolu z trzylatkami w grupie Dzidka. Już widziałam zawiedzioną minę syna (podobnie jak kiedyś moich rodziców), że się wychylam, rodzę precedensy i oczywiście przynoszę wstyd.
Kobieto po co ci to? Na co ci te spontaniczne pierogi, w dodatku po francusku?
Kiedy rozkładałam produkty w kuchni, narastała we mnie trema, jak onegdaj przed przedstawieniami szkolnymi. Już chciałam uciekać, gdy pojawiła się pierwsza trójka maluchów przyodziana w fartuszki, a wśród nich Dzidek -cały podekscytowany, rozradowany i nade wszystko przepełniony dumą. "To moja mama!"-powtarzał wszystkim z nieukrywaną satysfakcją. Dostałam skrzydeł. Uczyłam maluchy robić pierogi.
Założenie zajęć gotowania opiera się na samodzielności dzieci i na tym, że powinny być w stanie wszystko zrobić własnoręcznie lub z niewielką pomocą. Tak się stało. Każdy maluch ugniatał ciasto paprząc łapki i wszystko wokoło, wałkował, kroił ser, pieprzył i solił farsz (przez co obawiałam się o walory smakowe naszego przedsięwzięcia), wycinał kółka z ciasta, w końcu lepił pierogi. Po wszystkim zostało mi ugotowanie urobku półtora godzinnej pracy w liczbie 46 sztuk i posprzątanie kuchni, która, nie ukrywajmy, wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado.
Wracaliśmy do domu zadowoleni, dzierżąc przydziałowe 2 pierogi dla taty (któremu ponoć one smakowały). Duma Dzidka dodawała mi skrzydeł. Trzeba korzystać z tego czasu, pomyślałam. Za kilka lat, prawdopodobnie, moje, spontaniczne pomysły nie spotkają się już z tak pozytywną reakcją. Za kilka lat pojawienie się mamy z pierogami będzie obciachem dla Dzidka. Póki co, trwaj chwilo, jesteś piękna.
5 lut 2009
O spontanicznych pierogach, dumie i uprzedzeniu.
Autor: Gabi o 21:50
Etykiety: duma, dziecko, temperament, wychowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
Pani wpis przypomniał mi pewną rozmowę z jedych z księży na temat działalności świeckich w kościele. Ów ks odrzekł, że w kościele panuje pewna zasada wypisana na szybach autobusów w Warszawie "Nie wychylaj się" Prawda.
Osoba, która mówi głośno co myśli zawsze ma lepszą pozycję w grupie. Zawsze biorą jej zdanie pod uwagę. Wiem, że jeśli na początku nie wyrobi się pozycji to potem jest to już niemożliwe. Dlatego przyjąłem zasadę, że nie będe się na nic zgadzał odrazu i przeciw wszystkiemu będę protestował. Tylko w taki sposób można być zauważonym i wysłuchanym.
Taka mam to żaden obciach.
To czy mama jest obciachowa, czy też nie to chyba najbardziej zależy od wieku dziecka. Dziś wszystko co robię spotyka się z uznaniem, przyjdzie czas, gdy odwrotnie wszystko będzie beznadziejne. Takie jest już los rodzica.
Przyjdzie taki czas, ale i minie. Później będą tylko pozytywne wspomnienia i wychowywanie swoich dzieci według wzorudanego przez mamę.
Czas pokaże.
RLCF.
A tego skrótu nie rozumiem. Kojarzy mi się z obwodem elektrycznym, ale jego sensu w dyskusji nie złapałam.
Roma locuta causa finita. Uznałem, że kolejnych komentarzy jest bezzasadne. Do Pani ostatniego komentarza nie da się napisać żadnej odpowiedzi dlatego uważam, że RLCF.
Prześlij komentarz