10 lut 2009

Szczepić, nie szczepić, oto jest pytanie.

Zbliża się termin kolejnego szczepienia Mateo. Zbliża się nieuchronnie, choć nie nieodwołalnie, gdyż jako cudzoziemka, mogę sobie pozwolić na indywidualny tryb szczepień i mieć w nosie szwajcarskie zalecenia (które nomen omen różnią się nieco od światowych jak i polskich). Zatem drżę z przejęcia, stresuję się niczym przed egzaminem, otumaniające hormony macierzyńskie grają mi na nerwach, a możliwość ucieczki od problemu kusi mnie, oj kusi.

Powodów mej matczynej histerii jest bowiem wiele a wykształcenie pro-medyczne bynajmniej mi nie pomaga, zwłaszcza gdy wspomnę zajęcia w pewnym znanym szpitalu dziecięcym i małego pacjenta z podejrzeniem powikłań poszczepiennych (które w świetle statystyk występują niezmiernie rzadko). Oczywiście rozum mówi, że do komplikacji dochodzi jedynie w ułamkach procenta, ale hormony świdrują mą matczyną psychikę i budzą lęki (dość irracjonalne a jednak skuteczne). Zaś najgorszym wrogiem szczepienia jest mój strach przed wzrokiem dzieci pełnym wyrzutu, iż pozwalam jakiejś obcej babie ich kłuć i ból im sprawiać. Boję się tego wyrzutu oraz braku zaufania jakim niechybnie mnie syn obdarzy, a oczami wyobraźni już widzę jak zaowocuje to po latach, gdy Mateo odeśle mnie do domu starców, gdzie bić mnie będą przedłużaczem. Psychoanaliza też mi nie pomaga, bo według niej, w zasadzie, każda postawa rodzica może wywołać traumatyczne urazy z dzieciństwa, o kłuciu igłą nie wspominając.

Zatem dręczy mnie pytanie, czy szczepić? Dręczyłoby pewnie nieznośniej, gdybym była w Polsce. Na szczęście przebywamy w cywilizowanej Szwajcarii, gdzie życie jest proste i gdzie od kilku lat każdej zimy wybuchają epidemie chorób zakaźnych (tych przed którymi szczepionki chronią), przede wszystkim zaś odry. Zależnie od regionu 20-35% dzieci nie było szczepionych przeciw odrze, co powoduje, że epidemia może się rozszerzać bez przeszkód, a na domiar złego, bezczelnie korzysta z owej reguły statystycznej i się rozprzestrzenia w zastraszającym tempie.
Sytuacja w Szwajcarii sprowadza mnie na ziemię a epidemia dostarcza oręża w walce z lękami i hormonami. Zatem zapisuję Mato na zastrzyk przeciw śwince, różyczce, odrze. Zaś za kilka miesięcy skończy się maraton ze szczepieniami a wraz z nim moje rozterki.

PS. Bardziej na serio w temacie szczepień. Do napisania powyższej notki zachęcił mnie Tata na Myszogrodzie (http://myszogrod.blog.onet.pl/2,ID363802347,index.html)
Epidemia odry w Szwajcarii przybiera olbrzymią skalę. W tym roku tj od stycznia zachorowało już co 17 dziecko w wieku szkolnym (dane dotyczą Lozanny i kantonu Vaud). W Genewie, mimo mniejszej skali epidemii, odnotowano, niestety, dwa przypadki śmiertelne.
Podobnie zła sytuacja dotyczy Francji, zwłaszcza Sabaudii, czyli terenów kurortów narciarskich w Alpach.
Do epidemii by nie doszło, gdyby zaszczepiono więcej niż 90% populacji. Po prostu nie miałaby się jak przenosić. Niestety od wielu lat ilość zaszczepionych dzieci w Szwajcarii, Francji, jak i w kilku innych krajach Europy, spada. Przyczyną jest postawa rodziców, która prowadzi do olbrzymiego kroku w tył w dziedzinie rozwoju medycyny. Zatem szczepmy nasze dzieci. Nie powtórzmy błędów tych krajów.

4 komentarze:

Pedro Medygral pisze...

Z perspektywy dziecka szczepienie zawsze będzie kojarzyło się z igłą i nic, ani nikt tego nie zmieni. Trzeba również pamiętać, że pobranie krwii to również spotkanie z igłą. Chyba, że w cywilizowanej Szwajcarii krew pobiera się w inny sposób.
Wydaje mi się, że receptą na strach dziecka jest zwykłe wytłumaczenie mu o co chodzi, o ile już coś rozumie. Jeśli nie rozumie problem znika sam. Wiemy, że nie mogliśmy nic zobić, aby lepiej przygotować nasza pociechę na spotkanie ze strzykawką.

Anonimowy pisze...

inaczej się czyta taką refleksję w przeddzień (prawie) szczepienia swojego dzieciątka... zatem teraz rozumiem "dylemat" w pełni:)
Monika

Gabi pisze...

Drogi P, ależ ja piszę o moim, własnym strachu przed szczepieniem moich synów. Chyba ma Pan racje tłumaczenie (dzieciom w moim wieku) się raczej sprawdza;-))
Pozdrawiam

Gabi pisze...

Moniko, tak to już jest z nami matkami ;-)
pozdrawiam