Jednym ze sposobów poznawania nowych miejsc i kultur jest "wejście od kuchni" czyli degustacja potraw regionalnych. Podobnie jest ze Szwajcarią, z tym że wszystko (jak zawsze w tym kraju) zależy od kantonu.
Przeciętnemu cudzoziemcowi na hasło "kuchnia szwajcarska" przychodzi na myśl danie o nazwie fondue przyrządzane z sera i białego wina. Najsmaczniejsze jej wersje łączą kilka gatunków serów, roztopionych w kociołku (caquelon) wokół którego gromadzi się brać głodomorów uzbrojona w smukłe widelczyki z ponadziewanymi nań kawałkami chleba bądź mięsa (lub byle czym- zależnie od upodobań głodomora). Wszystko w powyższym opisie się zgadza z wyjątkiem pochodzenia tej potrawy.
W niejednej encyklopedii fondue widnieje jako danie rodem ze Szwajcarii, choć nie do końca tak jest. Otóż pochodzi ono z Sabaudii- regionu położonego w Alpach, należącego do Francji a graniczącego z Włochami i Szwajcarią. Stąd też toczony jest spór o fondue, gdyż istnieje jego wiele odmian oraz (zgodnie z przysłowiem o sukcesie, który ma wielu ojców) niejeden naród rości sobie prawo do tej, nader smacznej, potrawy. Dlatego zależnie od regionu spotkamy tradycyjny kociołek z serem Gruyère w dystrykcie o tej samej nazwie, z Ementalerem w kantonie berneńskim, bądź z Roquefotr'em lub jeszcze innym gatunkiem sera. Choć zawartość kociołka bywa różnorodna, zawsze towarzyszy mu charakterystyczny zapach, przyprawiający jednych o bicie serca i intensywny ślinotok, a innych o zawrót głowy i dość nieprzyjemne reakcje wegatatywne, w tym odruch wymiotny (czego, jako maniakalna wielbicielka serów, nie jestem w stanie pojąć).
Zatem fondue jest potrawą góralską, a nie narodową, niczym karpacka bryndza, którą produkuje się tradycyjnie zarówno w Polsce, Słowacji, Rumunii jak i na Węgrzech. Choć rodowity Paryżanin nie będzie się do fondue przyznawał, to jednak francuski góral z Sabaudii może się dać posiekać dowodząc rodowodu topionego sera, lub co gorsza posiekać dyskutujących z nim ignorantów.
Różnorodna, tradycyjna kuchnia Szwajcarska może się jeszcze poszczycić wieloma pysznymi potrawami. W następnych notkach postaram się opisać kilka z nich, a dokładniej te, które znam z autopsji.
1 gram francuskiego
fondue-roztopiony, topniejący
13 lut 2009
Barwna kuchnia szwajcaska. Cz. I spór o fondue.
Autor: Gabi o 10:09
Etykiety: kuchnia, Szwajcaria
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Moja ciocia mawia, że podróże kształcą.Przez podróż rozumie każde wyjście z domu, także przyjazd do nas na imieniny. Podczas takich wyjadów można porozmawiać z innymi i zdobyć nową, nieznaną wcześniej wiedzę.
Również powiem: Podróże kształcą, ale te sieciowe.
Nigdy nie myślałem, że wpisując zlepek słów związanych o Genewie, bedę czytał o fondue i innych tego typu rzeczach. No cóż, trzeba korzystać z każdej szansy, aby zdobyć kolejny obszar rzeczywistości, której nie miało się możliwości do tej pory poznać.
Mam ochotę się rozpisac na ten temat jeszcze. Planowałam tylko jeden wpis początkowo, ale będzie ich de facto więcej.
pozdrawiam
Wątek kulinarny dla głodomorów ;-)
Teamtów jest bardzo dużo. Przed chwilą czytałem, że Brytyjczyk dokonał samospalenia przed ONZ w Genewie.
Czy coś się stało?
Przez tydzień nie dodała Pani komentarza, ani żadnego wpisu?
Już jestem i się melduję. Moje nieobecności blogowe oznaczają albo chorobę (choroby) w rodzinie (głównie dzieci) albo wyjazdy i tak właśnie było w ostatnim tygodniu. Wybraliśmy się na narty w Dolinę Aosty, gdzie mogłam podziwiać jak de Silva przepięknie jeździ (a styl ma naprawdę imponujący, co inni świadkowie z pewnością potwierdzą), jak Dzidek dzielnie sobie poczyna na "oślej łączce", mimo młodego wieku oraz jak Mateo uzbraja szczęki w nowe siekacze, co bywa dla mnie niekiedy bolesne.
Wróciliśmy dziś właśnie i czeka mnie nadrobienie zaległości w wielu dziedzinach.
pozdrawiam
Prześlij komentarz