Kobieta z natury swej istotą lękliwą jest, co ulega jeszcze nasileniu w stanie macierzyństwa. Osobiście stanowię potwierdzenie tej reguły. Boję się wielu rzeczy: ciemności, wysokości, pająków i cellulitu. Póki jednak nie znajduję się w nocy, na wąskiej kładce nad przepaścią i nie jestem atakowana przez obrzydliwego pajączka lub cellulit, mogę funkcjonować.
Niektóre me lęki przybierają rozmiary kolosalne, towarzyszą mi stale i spędzają sen z powiek. Nie są to zwykłe strachy przed czymś znanym, napotkanym, lecz podskórne przeczucia, poszlaki rozrastające się do całodobowych paranoi.
Wśród nich odczuwam zagrożenie wojną polsko-ruską. Wystąpienia przedstawicieli dyplomacji, ich słowa o przyjaźni i braterstwie wywołują u mnie zimny pot, drżenie dłoni oraz inne objawy lękowe. Pobyt w Szwajcarii nie wygasił tej tendencji. Nie zaraziłam się tubylczym lękiem przed muzułmanami, którzy najadą, zaczną się rozmnażać, zajmą kraj i wszędzie wybudują meczety z wieżyczkami sterczącymi w niebo jak bagnety (cytuję za jednym z plakatów wyborczych). Nie boję się burek, ani minaretów lecz wzorem Szwajcarów marzy mi się... schron przeciwatomowy. Namawiam zatem małżonka na wybudowanie w Polsce naszego prywatnego, zaopatrzonego w suchy prowiant i świeczki. Na wypadek "zacieśnienia braterstwa polsko-rosyjskiego".
Żadna moja fobia nie przybrała rozmiarów większych od paranoi na temat DESZCZU ELEKTRONÓW. Podstawa naukowa owej fobii w skrócie przedstawia się tak: deszcz elektronów dociera na Ziemię wskutek intensywnej aktywności Słońca i na małą skalę bywa obserwowany.
Bardzo rzadko zaś występuje nasilona aktywność słoneczna -częstotliwość raz na 500 lat (choć istnieją rozbieżności między naukowcami w tej kwestii i pada czasem liczba 10.000 lat). Wówczas przez około dobę emitowany jest deszcz elektronów, wzbudzający na drodze indukcji prąd w każdym długim drucie metalowym.
Wyobraźcie sobie, w linii elektrycznej naziemnej wzbudza się spontanicznie prąd, pali wciągu doby wszystkie transformatory na całej planecie. Nasza cywilizacja jest pozbawiona prądu, możliwości jego wytwarzania i przekazywania. Przez kilkadziesiąt godzin jesteśmy pozbawieni podstawy egzystencji: ciepła, światła, możliwości przechowywania żywności, komunikacji, produkcji ubrań i wielu innych. Ba, tracimy oszczędności, bo pieniądze trzymamy na kontach elektronicznych. Straty nie są nieodwracalne, ale wyprodukowanie nowych transformatorów i ich wymiana zajmie miesiące, może lata. Jak wobec takiej wizji nie dostać gęsiej skórki?
Na dodatek, w nowoczesnym budownictwie eliminuje się inne źródła energii np kuchenki gazowe. Dominuje elektryczność -od gotowania, sprzątania, przez internet, telefon, telewizję, po elektryczną szczotkę do mycia zębów. Wszystko jest na prąd!
Moi rodzice przelali czarę goryczy rozbierając tego lata na działce piec węglowy. Cóż za brak przezorności! Jak mam się leczyć z mojej fobii deszczu elektronów?
Na domiar złego, wczoraj wieczorem w całej naszej dzielnicy nie było prądu? Zrobiło się ciemno jak okiem sięgnąć. Nie można było nic zrobić ani ugotować kolacji, ani herbaty zaparzyć, ani zadzwonić, ani poczytać (bo ciemno). Życie zamarło jedynie syreny strażackie przerywały ciszę, jadąc do kilku nieszczęśników zatrzaśniętych w windach. Koniec cywilizacji! A ja właśnie chciałam coś kupić na allegro!
Po jakimś czasie prąd włączono i cywilizacja została uratowana.
Nie liczę, by po tym zdarzeniu mąż nabył chęci wybudowania dla mnie schronu z własnym generatorem prądu. Jednak może mi się go (tj męża) uda namówić na kupno butli gazowej, którą będziemy trzymać na wypadek deszczu elektronów lub realizacji innej mojej fobii.
PS. Intensywny deszcz elektronów odnotowano dotąd raz w XIX wieku. Wówczas prąd wzbudził się w telegrafach (innych długich, metalowych drutów w tamtych czasach nie było). Natężenie zjawiska było tak duże, że iskry z igieł telegrafów spowodowały pożary.
31 sie 2010
Moje paranoje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
9 komentarzy:
Hmmm... Wizja ze schronem bardzo kusząca. Pomyślę nad taką prywatną piwniczką :) I przekopiemy sobie do Was tunel, żeby czasami wpaść z winkiem :)))
Kochana, przecież w Szwajcarii schrony międzysąsiedzkie są bardzo modne. Każdy tutejszy obywatel musi mieć dla siebie schron, co oczywiście wiąże się z kolosalnymi wydatkami. Dlatego właściciele domków jednorodzinnych budują schron wespół w zespół z sąsiadami. Grunt, żeby nie tylko skonstruować, ale i wyposażyć np w prowiant: suchy i inne np małoprocentowy.
Tak. I to jest myśl warta rozważenia na polskim, czy też W polskim gruncie ;) Bo schron to połowa sukcesu. Druga połowa, to żeby sobie dobrać właściwe towarzystwo. Więc gdybyście zamierzali powracać, oraz konstruować zgłaszam naszą kandydaturę ;))))
Dziewczyny drogie, to może i ja się przyłączę? Przydałoby się tylko zahaczyć o miejsce ze studnią głębinową (na wypadek braku dostaw wody w wypadku ww deszczu) albo jeszcze lepiej - o gorące źródło.
A generalnie fobie mam szokująco podobne! Ze słonecznym deszczem na czele! No może wojny boję się po prostu, niekoniecznie z Rosją. I cellulit mi niestraszny (mam od straszenia rozstępy). I co tu zrobić z tymi paranojami?
Zatem postanowione- budujemy schron przeciwatomowy z trzema niezależnymi wejściami, z piwniczka zaopatrzoną w smakołyki przy gorącym źródle. Czy coć pominęłam?
W tym roku mieliśmy przedsmak klęski w trakcie powodzi. Przez tydzień nie było prądu i wody. Daliśmy radę! Kąpiel odbywała się pod beczką z deszczówką, gotowanie na węglówce. Życie na wsi ma trochę plusów...
Czy w ramach schronu powinnam zagospodarować przedwojenną piwniczkę u sąsiadów? ;-)
Hmm... Basen? Dobrze by było jakby cały kompleks miał basen, zgadzacie się? :)))
Интересует раскрутка сайтов, или заработок в сети?.Тогда форум
[url=http://seotrash.ru/]Сео треш[/url] то что тебе нужно.
Kochana, wrzesień się kończy! Co tam u Was??
Prześlij komentarz