-Antonello, do domu!- Na te słowa, sąsiadka skurczyła się w sobie. Z niewielkiej staruszki stała się krasnalem. Pokornie podkuliłam głowę, przeprosiła i wyszła. Zgasła.
De Silva westchnął. Oboje wiemy, że w mieszkaniu za ścianą mąż znęca się nad własną żoną. Oboje są na emeryturze, więc on spędza wolny czas na oglądaniu telewizji, rozkazywaniu żonie, a czasem na wyłożeniu zasad wyższości mężczyzny nad kobietą w praktyce. Ona zajmuje się domem, sprząta, gotuje oraz leczy bolesne dowody mężowskich wykładów. Dała się całkowicie podporządkować, ulegała od wielu lat dla dobra dzieci, dla świętego spokoju.
Katem nikt się nie rodzi, tylko powoli się nim staje.
Ala nie pamięta konkretnej daty, gdy jej mąż przeobraził się w tyrana. To był proces. Mąż ją tłamsił powoli, etapami; najpierw ograniczał jej kontakty ze znajomymi, potem zaczął decydować o każdym wydatku, każdej wizycie, wyjściu z domu. Ala była młoda i zakochana po uszy. Początkowo bardzo ufała mężowi, oddawała bez walki kolejne bastiony własnej suwerenności. Po kilku latach była od niego uzależniona i choć dokuczało jej życie w lęku przed własnym mężem, to była przekonana, że bez niego nie da sobie rady. Mąż decydował o wszystkim (z kim, gdzie, jak),a nawet zabierał jej pensję.
Grzęźniecie w toksyczny związek przerwały dowody zdrady. W naturalnym odruchu Ala zabrała dzieci i wyprowadziła się do mamy. Jeszcze tej samej nocy wpadła w panikę. Płakała, że sobie nie poradzi. Powtarzała jak mantrę kłamstwa, którymi karmił ją mąż: że jest niezaradna, że bez niego nic nie potrafi zrobić, ani nie umie podjąć decyzji, że do niczego się nie nadaje. Gdyby nie mama, prawdopodobnie wróciłaby "z podkulonym ogonem" do tyrana i przyjęła znów jego warunki. Mama zapytała kto płaci rachunki, robi zakupy, sprząta, odprowadza dzieci do przedszkola, chodzi z nimi do lekarza, załatwia sprawy w spółdzielni. Na każde pytanie była tylko jedna odpowiedź- Ala, ona sama. Powoli zaczęły się jej otwierać oczy, że od dawna mąż nie robił nic ani dla domu, ani dla rodziny. Potem wyszło na jaw, że od dawna to Ala ich utrzymywała, gdy jej mąż wydawał spore sumy "na boku".
Gdy Ania myśli o swojej obecnej sytuacji, to sama nie może uwierzyć jak do niej doszło. Jak mogła się dać zdegradować własnemu mężowi do roli służącej, albo jeszcze niżej?
Janek-mąż Ani- podpisał bardzo atrakcyjny, dwuletni kontrakt pracy zagranicą. Wyjechali do Francji. Dla Ani to była duża zmiana, nie znałam języka, ale przede wszystkim musiała zrezygnować z pracy oraz przerwać studia. Zamieszkali na prowincji, bo Janek marzył o spokojnym życiu w domku jednorodzinnym. Mieli do dyspozycji jeden samochód, którym mąż jeździł do pracy. W ten sposób Ania utknęła z kilkuletnim synkiem w malowniczej wiosce bez komunikacji publicznej, bez przyjaciół, bez znajomość języka tubylców, bez własnego źródła utrzymania. Niby wszystko było wspólne, ale samochód był Janka, jego były pieniądze, jego konto w banku, do którego ona nie miała upoważnienia. Oczywiście mogła skorzystać z auta, jeśli wcześniej to ustaliła z mężem, a dokładniej on jej pozwolił. Oczywiście dawał jej pieniądze, jeśli tylko zatwierdził dany wydatek.
Wyjazd zagranicę miał być dla niech zastrzykiem finansowym, jednak dla Ani stał się podstawą do uzależnienia, poddaństwa, bo bez zgody Janka nie mogła nic zrobić- po prostu nie było jej stać. Mąż potrafił się najzwyczajniej nie zgodzić na dany wydatek i nie dać pieniędzy. Przyszła jesień i chłody, a ich syn nie miał ciepłej kurtki. Janek nie dał żonie pieniędzy twierdząc, że brak jej gustu i kupi coś w "badziewnym kolorze". Postanowili więc, że wspólnie pojadą do sklepu, jednak mąż nie miał czasu i tydzień za tygodniem mijał. Ich syn zaś chodził w leniej wiatrówce, do której Ania uszyła podszewkę ze starego kocyka. Wtedy tłumaczyła Janka brakiem czasu i oszczędnością. Po 3 kolejnych tygodniach mąż zgodził się wybrać do sklepu i zatwierdził zakup kurtki dla własnego dziecka.
Pewnego dnia Ania odebrała telefon od Janka: "Właśnie jestem w szpitalu." Otóż, mąż miał problemy ze zdrowiem i poszedł na badania, które okazały się na tyle niepomyślne, iż konieczny był natychmiastowy zabieg. Ani o swoich problemach, ani o wizycie u lekarza nie poinformował żony- po co? Ich synek przebywał wówczas w oddalonym o 15 km przedszkolu. Ania nie miała żadnego środka transportu by odebrać dziecko, a w portfelu jak zwykle zaledwie kilka euro. Jej mąż zaś był właśnie operowany w szpitalu, do którego nawet nie miała jak się dostać. Poradziła sobie. Pomogli jej sąsiedzi. Zawieźli, pożyczyli pieniądze, zaopiekowali się dzieckiem.
Niestety, Janka ta sytuacja niczego nie nauczyła. Po jego powrocie do domu znów wyliczał żonie każdy grosz, nie upoważnił jej do korzystania z konta w banku. Ba, Ania nawet nie wiedziała w jakim banku są te niby "ich pieniądze".
Czara się przelała, gdy Ania odkryła, że istnieje "druga kobieta". Janek był na tyle pewny siebie, bądź głupi, że zostawił dowody w swoich rzeczach do prania. Podobnie jak u Ali, zadziałały najzwyklejsze ludzkie uczucia. Mąż nie chciał z nią rozmawiać, nie miał akurat ochoty. Ania się wyprowadziła i zabrała syna. Janek wpadł we wściekłość. Wydzwaniał po znajomych, nakazywał natychmiastowy powrót dziecka do domu, groził policją. Następnego dnia, mimo że wiedział, gdzie przebywa ich syn, złożył doniesienie na własną żonę- oskarżył ją o porwanie. Wystąpił też do placówek opieki społecznej o odebranie dziecka. Pikanterii dodaje mały detal, że za dwa dni wyjeżdżał nad tropikalne morza z tzw "przyjaciółmi", by spędzić tam radośnie 2 tygodnie ale latorośli zabrać nie zamierzał (żony ma się rozumieć też nie).
Nawet osoby postronne wiedziały co się święci i że to nie o syna toczy się walka, tylko o dominację nad żoną. Janek wydzwaniał do znajomych Ani z pogróżkami, zabraniał im pomagać, "wtrącać się", groził policją i dożywotnią zemstą. Wszystko po to by osaczyć żonę, która na obczyźnie nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, nie miała własnych pieniędzy, więc bez pomocy znajomych nie mogłaby przetrwać. Był wściekły, bo tracił kontrolę, bo głupia baba zamiast poczekać, aż będzie chciał z nią porozmawiać, zaczęła wykręcać numery. Zbuntowała się, a przecież nie miała prawa, przecież nie miała możliwości- skutecznie się o to starał.
Zespołem maltretowanej żony określa się ogólnie różnego rodzaju konsekwencje stosowania przemocy wobec żony: przemocy fizycznej (bicie), przemocy emocjonalnej (dokuczanie, wyzwiska), seksualnej, ekonomicznej (pozbawianie środków do życia).
Zazwyczaj kobiety nie są skłonne do oficjalnego oskarżania mężów (zależność ekonomiczna, wiara w to, że on się zmieni, zbytnia bierność), zaś mężczyźni usprawiedliwiają się i uzasadniają swoje zachowanie prowokacją ze strony małżonki.
Czynnikami predysponującym są między innymi:
-młody wiek żony, jej niskie wykształcenie, brak własnych dochodów (od tych reguł zdarzają się wyjątki)
-mężczyzna mający niski status społeczny, niską potrzebę osiągnięć, wyrażania uczuć
-osobowość ofiary: bierna, masochistyczna, depresyjna, bierno-zależna, niedojrzała, lękowa
-wyniesienie takiego wzorca relacji z domu rodzinnego.
Niekiedy maltretowanie zaczyna się od pierwszej ciąży, co tłumaczone jest frustracją seksualną mężczyzny, zmianą stylu życia rodziny i zachowania żony, niechęcią do posiadania dziecka. (wg Zbigniew Lew-Starowicz: "Seksuologia sądowa.")
Tyle teorii. W praktyce, gdy słyszę kolejny raz jak sąsiad traktuje swoją siedemdziesięcioletnią żonę, a potem obserwuję wielkie sińce na jej ramionach (efekty wykładów o wyższości mężczyzny nad kobietą), nóż w kieszeni mi się otwiera. Zdaję sobie sprawę, że w tej konkretnej sytuacji nic zrobić nie mogę, bo nawet dzieci sąsiadki nie próbują jej pomóc. Wszyscy się przyzwyczaili, nie chcą zmian, skoro poszkodowana też ich nie chce.
Za każdym razem jednak rośnie we mnie motywacja, by pomagać Ani. By ta piękna, młoda kobieta nie podążyła losem naszej sąsiadki. By nie straciła wiary, że można wyrwać się z matni toksycznego związku.
17 sie 2010
Sypiając z wrogiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz