15 gru 2009

Święta (i) wojna!

Święta idą. Większość znanych mi osób szykuje się do nich, z wyjątkiem pewnej, sympatycznej rodziny muzułmańskiej, która z okresu wolnego się cieszy, ale świąt jako takich nie obchodzi. Ulice w Genewie są wyjątkowo ładnie udekorowane i muszę przyznać, iż dość gustownie (prywatne wieszane na balkonach "ozdoby" dyplomatycznie pominę). Sklepy przeżywają oblężenie. Sąsiadka przytargała wczoraj maleńka jodłę z supermarketu. Kolega Szwed wyruszył na podbój sklepu Ikea, który serwuje tradycyjne szwedzkie potrawy na czas Bożego Narodzenia. Słowem ludziska szykują się do świąt. My zaś szykujemy się do wojny.
Miarka się przebrała, system edukacji przelał czarę goryczy. Uzbrajamy się w ciężkie działa i idziemy walczyć o naszego syna, o jego spokój i bezpieczeństwo. A o co nam chodzi?

Mogłabym wymienić wiele dziwności tutejszego systemu edukacji jak to,
-iż dzieci nie jedzą w szkole, tylko zawsze spędzają przerwę śniadaniowa na dworze (nawet jak pada, czy jest mróz),
-czy to, że rodzicom nie wolno wchodzić do szkoły, a jedyny kontakt z wychowawcą klasy (przypomnę dzieci są w wieku od 4 do 6 lat) jest za pomocą teczek z oficjalnymi pismami wręczanych maluchom przed opuszczeniem szkoły,
-że zajęcia trwają od 8 do 11.30 potem obowiązkowa przerwa i od 13.30 do 16, a w szkole świetlicy nie ma,
-że nie można się dowiedzieć co dzieci w szkole robią od nauczyciela, ani rozkładu dnia, ani programu (który ponoć jest realizowany),
-że na 19 sztuk maluszków przypada jedna sztuka nauczyciela,
-że na przerwie jakiś chłopiec skopał mojego syna, przez co Dzidek boi się chodzić do szkoły,
-że wychowawca nie miał czasu porozmawiać z naszym dzieckiem o powyższym incydencie.

Mogłabym się skarżyć, ale po co, gdy według tubylców tak właśnie powinna wyglądać organizacja placówki oświatowej dla małych dzieci. Jednak płazem im nie puszczę wydarzeń z ostatniego tygodnia.
Otóż w poniedziałek Dzidek spędził ponad 1,5 godziny zamknięty na klucz w łazience i nikt nie zauważył ani jego nieobecności w klasie, ani że przebywa na terenie szkoły bez opieki, zaś znaleziono go jedynie przez przypadek, po tym jak nikt się do toalety dostać nie mógł. Poza tym fakt, że dziecko, (małe dziecko) ma możliwość zamknięcia się w pomieszczeniach szkoły wydaje się mi delikatnie ujmując bardzo niepokojący.
Druga sytuacja wydarzyła się w czwartek. Spóźniłam się do szkoły kilka minut (w ostatniej chwili przed wyjściem z domu Mateo miał przygodę więc musiałam go przebrać) i zastałam naszego, czteroletniego syna samego bez opieki na nieogrodzonym terenie przed szkołą, ... z którego wyjścia prowadza na ulicę z jeżdżącymi samochodami i tramwajami. Zostawili czterolatka bez opieki! Samego! Włos mi się jeży na głowie, a co by było gdybym miałam poważniejszy problem, wypadek, utknęła w korku, czy w windzie? Przecież nieprzewidziane sytuacje się zdarzają. Co oni....(tu następuje stek niewybrednych inwektyw, których przytaczać nie będę)...sobie wyobrażają? Całe szczęście Dzidek nie wyruszył mnie szukać, tylko czekał. Ciarki mnie przechodzą, na myśl o innych ewentualnościach....

Zatem wypowiadam wojnę! W pierwszym odruchu chciałam uciekać; wypisać dziecko ze szkoły, zajmować się nim sama, ewentualnie poszukać miejsca w prywatnej placówce, o które wbrew pozorom nie jest łatwo. Jednak będziemy walczyć. Piszę oficjalna skargę do dyrektora. Jeśli to nie pomoże wytoczymy cięższe działa- zażalenie do kuratorium, a z nimi to już nie przelewki, bo sprawdzają wszystko ze szwajcarska dokładnością.

9 komentarzy:

Pedro Medygral pisze...

Gotuj broń! Cel...pal!

Unknown pisze...

no w głowie się po prostu nie mieści! pierwsza myśl, to iść i nagadać temu nauczycielowi, następnie dyrektorowi - o totalnej nieodpowiedzialności! czyli Młoda Matka ma nerwy ze stali... w takim razie życzymy owocnej wojny!

Gabi pisze...

Proszę o modlitwę.

AsiaBe pisze...

Masz u mnie modlitwę. Koniecznie napisz jak to wszystko się skończyło.

Pedro Medygral pisze...

Gdy ponownie zajrzałem na tą stronę słowa tej pieśni same nasunęły mi się do ust."Nie siłą nie mocą naszą lecz mocą Ducha Św. Ruah, Ruah, Ruuuuuuaahh.

Tlingit pisze...

Wierzę że wszystko się jakoś ułoży. Pozdrawiam ciepło.

Gabi pisze...

Wychowawca Dzidka zdezerterował w obliczu wojny, a raczej grypy i dopiero dziś mogłam z nim porozmawiać. Na moją relację dotyczącą pozostawienia naszego syna bez opieki odparł, że szkoła odpowiada za dzieci do godziny 11.30. Dodał też, iż on nie może przewidzieć tego kto się spóźni oraz iż to dziecko powinno wrócić do klasy z powrotem, gdy nie zauważy rodziców przed szkołą (rodzice do szkoły nie powinni wchodzić).
List do dyrekcji jest już napisany. Nie wiem, czy coś to da, ale przecież nie mogę udawać, że nic się nie stało. Jeśli ta interwencja nie pomoże, dalej uderzę do kuratorium. Oprócz tego szukam innej placówki oświatowej, bo nie wykluczmy zmiany szkoły, choć wolałabym tego uniknąć.

mama tadzika pisze...

matko!
to o czym piszesz to prawdziwy koszmarek jest!

Kochana, walcz o prawa swego dziecka! Walcz dzielnie!

Gabi pisze...

Przeczytałam jeszcze raz notkę i muszę przyznać, że gdyby ktoś inny to napisał, to chyba bym nie uwierzyła, bo brzmi zanadto absurdalnie i delirycznie. Niestety wszystko jest prawdą, a na domiar złego wychowawca zamiast mnie zapewnić, iż sytuacja się nie powtórzy, wręcz się oburzył (według niego czepiam się, a wszystkiemu winien jest Dzidek).
Nie ma rady, jak wojna, to wojna. Pokojowe pertraktacje zawiodły. Spotkamy się na podpisywaniu kapitulacji i mam nadzieję, że to nie my się poddamy.