Moja pantoflowa baza danych o możliwościach rodzenia w Genewie się rozrasta. Nie podjęliśmy jeszcze z de Silvą ostatecznego zdania. W grę wchodzą dwa szpitale: jeden prywatny i klinika. Swoją drogą to Genewa małym miastem jest i wybór szpitali w niej nieduży, co tylko ułatwia nam zadanie.
Na podstawie doświadczeń moich znajomych, w tym też takich, które rodziły zarówno w Polsce jak i w Szwajcarii, wysnułam następujące wnioski (czy słuszne zweryfikujemy już za dwa miesiące).
Przed wnioskami jednak umieszczam ostrzeżenie dla osób nieletnich, wrażliwych, unikających dosadnych treści, aby nie czytały dalej z uwagi na dramatyczne opisy i podejrzaną treść tekstu.
1. Genewska klinika szczyci się tym, że stosuje się do wskazówek WHO w kwestii nie nacinania rodzących. Mają w tej materii bardzo niską statystykę, bo mniej niż 10%. W Polsce tym czasem w większości szpitali stosuje się rutynowo nacięcie, zwłaszcza u pierworódek. Są jednak szpitale jak np na Żelaznej w Warszawie, gdzie też starają się stosować do opisanej dyrektywy WHO.
Znam zwolenników obu rozwiązań. Ogólnie najlepiej jest nie nacinać, jednak gdy dziecko jest duże lub zła pozycja porodowa (i główka dziecka nierównomiernie obciąża krocze) rodzi się trudniej a czasem dochodzi do pęknięcia, które goi się gorzej niż ewentualne nacięcie.
Podobnie podzielone są opinie moich znajomych. Te które rodziły w Polsce z nacięciem, uważają, że to dobre rozwiązanie. Zaś rodzące tylko w Genewie uważają tą metodę za barbarzyństwo.
Swoja drogą wszystkie moje koleżanki Polki, rodzące w klinice bez nacięcia, popękały w czasie porodu, nawet przy drugim dziecku. Rekordzistka miała później kilkanaście szwów. Co w mojej opinii, podważa słuszność takiego rozwiązania.
2. W Genewie większość kobiet rodzi ze znieczuleniem, jest to wręcz rutyną. Rodząca sama dozuje sobie ilość podawanego środka, decydując się na słabsze lub silniejsze "wrażenia". Znieczulenie jest tutaj tak rutynowe, że anestezjolog od razu proponuje założenie wkłucia do kręgosłupa, tak na wszelki wypadek, żeby szybko podać lek. Pułapką w tym zachowaniu jest to, że po założeniu wkłucia można tylko leżeć. Nie można już później wybrać dogodnej pozycji do rodzenia, ani się ruszać, co bardzo męczy i w końcu nawet najbardziej zatwardziała zwolenniczka unikania znieczulenia się na nie decyduje. Poza tym w pozycji leżącej główka dziecka nierównomiernie przylega do kanału rodnego (patrz punkt 1).
Znajoma stwierdziła, iż po jej deklaracji chęci rodzenia bez znieczulenia (czyli tak jak wcześniej rodziła swoje pierwsze dziecko w Polsce), personel kliniki zdębiał i ona odniosła wrażenie, że nie wiedzą jak odebrać taki poród.
3. Przenoszenie ciąży w Genewie uznawane jest już po tygodniu od wyznaczonego terminu i w takim przypadku od razu wykonuje się wywołanie porodu oksytocyną. W Polsce po dwóch tygodniach przyjmuję się ciężarna na oddział.
4. Dzieci w tutejszych szpitalach dokarmiane są zawsze butelką i poza tym nie kładzie się tak dużego, jak w Polsce, nacisku na karmienie piersią. W tym temacie z kolei Szwajcarzy nie stosują się do zalecań WHO. W dobrych polskich szpitalach (tych z kolei nie ma tak dużo) nie dokarmia się noworodków butelką tylko przez palec i strzykawkę, aby maluch nie miał problemów ze ssaniem piersi.
Druga strona medalu polskiego modelu, to to że czasem wywierana jest na matce zbyt duża presja odnośnie karmienia piersią, zaś w Szwajcarii nie wywiera się żadnych nacisków pod tym kontem.
5. W genewskich szpitalach można decydować o menu. Jest lista rodzajów diet np wegetariańska i można wybrać, co się lubi. Nie ma mowy o wyschniętym plasterku mortadeli na śniadanie. Jeżeli mąż odwiedza świeżo upieczoną mamę w czasie posiłku to i on dostanie dla siebie porcję.
Wszystkie moje znajome były zadowolone z żywienia szpitalnego w Genewie, zaś w prywatnych placówkach jada się tak jak w bardzo dobrej restauracji. Chyba nie ma potrzeby opisywać, jak to wygląda w krajowych szpitalach.
6. Przebywając w szpitalu zarówno matka jak i dziecko zostaną wyposażeni w potrzebne ubrania i rzeczy. Nie ma potrzeby specjalnie się pakować i przygotowywać wyprawki do porodu.
Oto różnice jakie zarysowały się po wymianie doświadczeń wśród moich rodzących koleżanek. Na początku byłam zaskoczona niektórymi z nich. Sądziłam, że w Szwajcarii porody są bardziej naturalne i że tutejsza służba zdrowia pozostawia polską daleko w tyle. Są rozwiązania, które wolę w modelu szwajcarskim, są takie które wolę w Polsce. Jak się też okazuje błędy i zaniedbania zdarzają się wszędzie, niezależnie ile za opiekę zapłacimy.
Już wkrótce będę mogła zweryfikować osobiście wszystkie informacje. Jestem dobrej myśli, mimo pewnych obaw, ale która kobieta ich nie ma.
5 mar 2008
Rodzić po ludzku czy po szwajcarsku cd.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Czyli medycyna jako szkoła i sztuka ma w Polsce lepszą tradycję, za to znacznie mniej kaski, przez co wgetarianki skazane na post, a odwiedzający mąż nie dostanie obiadu.
Będziemy pamiętali o Was.
Z tego, co mówią moje znajome, w Polsce kadra średnia tj położone i pielęgniarki reprezentują większą fachowość i serce. Jest to związane z oszczędnościami, bo wykształcony personel musi zarabiać więcej (wg panujących przepisów).
Natomiast warunki szpitalne są lepsze w Szwajcarii w porównaniu z przeciętną polską placówką. Choć też bywają braki miejsc na oddziale, tak jak u nas w kraju.
Pozdrawiam
PS. Swoją drogą, bardzo ciekawa wymiana zdań powstała między nami.
Prześlij komentarz