6 mar 2008

Dlaczego lubimy się rozmnażać?

Byliśmy na imprezie u znajomych, też Polaków. Zaproszonych było sporo osób różnej narodowości. Po czym można było rozpoznać rodaków? Mają współmałżonka i dzieci; biegające, przy piersi bądź w drodze. Wszyscy zaproszeni cudzoziemcy byli w podobnym do nas wieku i byli singlami lub w tzw związkach nieformalnych. Jeden z nich nie wytrzymał i wprost się zapytał, dlaczego my-Polacy mamy tyle dzieci oraz czy to wynika z katolickich korzeni. Rozbawiło nas to pytanie, zwłaszcza, że towarzystwo nie należało do szczególnie religijnych.
Jednak fakt to niezaprzeczalny- decydujemy się szybko na ślub i się mnożymy. W zasadzie większość osób, które znam chce się "uwinąć" w obu tematach przed trzydziestką. Moja siostra (piękna, wykształcona kobieta) ciut po 30 wiośnie życia szuka męża, bo to już czas najwyższy założyć rodzinę. I co najdziwniejsze rynek mężów w odpowiednim wieku został już nieźle "przebrany".
Kumpelka Hiszpanka się śmieje, "Dokąd Wam tak śpieszno, jesteście jeszcze młodzi". Czy to pośpiech, czy po prostu rodzina stanowi dla nas wartość, niezależnie od katolickich korzeni, bądź może właśnie pod ich wpływem?
Kolega Anglik i jego Bułgarka mieszkają ze sobą od lat. Oboje dobrze zarabiają, mają stabilna sytuację w pracy, ogólnie wszystko się dobrze układa. Pewnego dnia Anglik zdradza nam plany kupna małego robota, którego można samodzielnie programować. Świetna zabawka dla dorosłego człowieka; wciągające hobby, spora satysfakcja jak robocik załapie polecenie a dodatkowo w każdym momencie można go wyłączyć.

Wieczorem de Siva wraca do domu. Już od progu wita go tupot małych nóżek, okrzyki "tatuś, tatuś" oraz opowieści dziwnej treści, co to się nam zdarzyło dzisiaj. De Siva patrząc na Dzidka stwierdza, że nasz "robocik" jest fajniejszy.

3 komentarze:

adam pisze...

Hipotezy które stawiasz zdają się być prawdziwe. Mi brakuje kultury i taktu w takich razach myślę sobie, że pytającemu należy odpowiedzieć:
a. ponieważ papież nam każe i każdy Polak musi mieć dużo dzieci, żeby móc chodzić do kościoła
b. nie rozpowiadaj nikomu, ale planujemy zasiedlić Europę, jak już będzie was całkiem malutko.
Ja wcale nie chciałem mieć dzieci tak wcześnie. Gdyby to ode mnie zależało, to miałbym je koło 55 roku życia i wcale nie żartuję. Dzisiaj np przed zrobieniem zakupów w hipermarkecie byłbym a Ateneum, gdzie kupowałbym bilety dla siebie i Żony, a nie w Baju gdzie przeszło 50PLN wydałem na "Na jagody", na które pójdzie również Amelka. Cholera z tymi dziećmi - kosztują Cię i zabierają cały wolny czas jaki Ci zostaje po pracy. Dzieci powinno się mieć na emeryturze. Ale sęk w tym, że rodzina rzeczywiście jest dla większości Polaków wartością, dla mnie też (zresztą coś mi się kołacze, że europejskie badania nie dają wyraźnie różnych wyników co do hierarchii). A ZEGAR TYKA... I w tym jest cały problem. Z racji wykształcenia wiem, że z każdym miesiącem mój i Żony materiał genetyczny staje się coraz słabszy, z każdym rokiem wzrasta ryzyko chorób, powikłań, a ryzyko wystąpienia trisomii statystycznie biorąc wręcz galopuje. Jasne, że może wystąpić u 20 letnich rodziców, ale mała szansa, jasne, że 40 latki rodzą zdrowe dzieci, tyle że jeśli przy tym się nie martwią o zdrowie swojego dziecka, to tylko dzięki ignorancji. Żonki lekarz twierdzi nawet, że z każdym rokiem spada płodność. Stąd może po części problemy z płodnością w Europie - nie niepłodni jesteśmy, tylko płodni to wy już byliście, a teraz to możecie sobie najwyżej spaniela kupić i ubrać go w czerwony kubraczek. Chociaż mi się dużo bardziej podoba teoria o przyjmowaniu przez mężczyzn kobiecych hormonów z wodą wodociągową, kiedyś opowiem. W tym świetle jasne się staje, że jeśli chce się mieć dzieci, to jak najszybciej, i ile można w sensie materialnym i biologicznym, potem szlaban. Z tego powodu właśnie bijemy się z myślami i tęsknotą za komfortem i wygodą, beztroską, bo chcielibyśmy mieć trzecie dziecko, ale to oznacza konieczność zmiany mieszkania, czyli jak tylko spłacimy kredyt - bierzemy następny, a mi się już strasznie nie chce. Z drugiej strony ja wiem, że tego nie można odkładać na "może potem", bo "potem" to już nie jest dobry czas.

Gabi pisze...

Ja bym jeszcze dodała do kosztów posiadania dzieci: plomby w zębach, żylaki, kilka dodatkowych centymetrów w talii, nie wspominając o uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Zainteresowała mnie teoria przejmowania hormonów kobiecych hormonów z wodą wodociągową. Proszę o więcej szczegółów;)

Anonimowy pisze...

Trudno mi powiedzieć jak widzą swoje ewentualne macierzyństwo kobiety i co je ewentualnie przed nim powstrzymuje. Z własnego punktu widzenia mogę stwierdzić, że obserwuję różne modele ojcostwa. Niektórzy koledzy czują się bardzo pewnie w roli ojców i nie straszne im zmienianie pieluch czy karmienie. Mogą też zostać sam na sam ze swoimi pociechami na kilka czy kilkanaście dni, kiedy mama pojedzie za granicę.
Innego przerażeniem napełnia myśl, że w najbliższą sobotę będzie musiał ze swoi 9 letnim synkiem wybrać się na festyn z okazji zakończenia roku szkolnego. Wątpliwym pocieszeniem pozostaje dla niego nadzieja na piwo z beczki sprzedawane na festynie.
Różnicę widać także w czasie godzin pracy: jedni przychodzą przed oficjalną godziną rozpoczęcia pracy by jak najwcześniej wrócić do domu i spędzić czas z rodziną. Inni siedzą w pracy po godzinach, choć nie muszą, żeby skrócić okres pobytu w domu w czasie, gdy ‘wrzeszczące bachory’ jeszcze nie śpią.
Każdy z nas odnajduje się w roli ojca inaczej, może dlatego nie wszystkim spieszy się by nim zostać? Jednak według moich obserwacji zainteresowanie życiem rodzinnym nie pokrywa się z narodowością, więc nie odpowiada to na pytanie postawione w artykule.

~Lis Witalis