11 lis 2010

O matkach doskonałych.

Mieć inspirację zdarza się czasem również i mi. Dzisiejszy temat zaistniał pod wpływem wypowiedzi Taniej Mamy, Mamy na Myszogrodzie i kilku jeszcze innych współczesnych rodzicielek oraz różnych zasłyszanych treści. Któż jest winien owej sytuacji, lub co? Czy to jest konflikt pokoleń, zazdrość, czy luki w pamięci i dlaczego "te współczesne matki tak kiepsko sobie radzą"?

Moją mamę odwiedziły koleżanki, które na potwierdzenie stereotypów, poczęły opowiadać o swoich dzieciach i wnukach. W skrócie można przedstawić obraz tak: wnuki tych pań są super, ale ich mamy-beznadziejne, źle zorganizowane, kompletnie pozbawione rozsądku, czy instynktu macierzystego.
Kumy plotkują, załamują ręce, wzdychają. Dysputa przeradza się w konkurs na najgorszą matkę oraz najlepszego wnuka. Tu nawet nie chodzi o konflikt teściowa-synowa, lecz o relacje dalece rozszerzone na wszelkie młode kobiety zajmujące się potomstwem. Gdy zabraknie przykładów z najbliższych gałęzi drzewa genealogicznego, wyciągane są kuzynki, sąsiadki lub koleżanki z pracy.
Należy bowiem udowodnić tezę: "Dziś one mają łatwiej niż my, a mimo to, sobie nie radzą. Nam się udało pogodzić wszystko. Budowałyśmy fabryki, szkoły oraz mosty, wychowywałyśmy dzieci, stałyśmy w kolejkach, prałyśmy stosy pieluch tetrowych i dawałyśmy sobie radę. My byłyśmy doskonałymi matkami mimo wojen, głodu czy socjalizmu. A one nic nie umieją."

Pokolenie babcine bierze współczesne mamy pod lupę. Wyciąga się "nie wiadomo co" bezlitośnie, z dziką satysfakcją, że się znalazło błąd, który ze "szczerego serca" się wytyka jedynie dla dobra dziecka. Ciężar win mówi sam za siebie:
-wnuk nie je buraczków,
-inny pije tylko wodę (babcia wyrywa sobie włosy z głowy, bo herbatka przecież zdrowsza),
-młodym matkom brak cierpliwości, zaś we wspomnieniach babci macierzństwo to okres zachwytu nad potomstwem, gdy wiecznie uśmiechnięty rodzić oddaje się wychowaniu aniołka (napomknę, że tę samą osobę napotkałam rzucającą przekleństwa w kierunku ukochanych wnuków, gdy marudzili w sklepie.)
-młoda matka nie chodzi z dziećmi do lekarza i nie usprawiedliwia jej ukończenie medycyny, bo cóż ona tam wie o dzieciach- nic przecież,
-młoda matka używa pieluszek jednorazowych, gdy innej matce wytyka się, że z tych właśnie pieluszek nie korzysta,
-dzieci mają za dużo zabawek,
-za mało się chodzi na spacery,
-nie uczy się dzieci korzystania z nocnika,
-młode mamy karmią piersią za długo, bądź za krótko, bądź w dziwacznych pozycjach.

Gdybym nie znała ani owych koleżanek, ani ich rodzin, może byłabym gotowa uwierzyć w zasłyszane historie, ba, może nawet byłabym gotowa przyznać im rację. Pamiętam jednak, że owe przedstawicielki pokolenia babć nie zawsze sobie radziły. Ktoś bił dzieci przedłużaczem, ktoś zaniedbał zęby a jego dziecko ma krzywy uśmiech i dwie martwe jedynki, ktoś znowu namiętnie smarował uczulenie córki jodyną, co "nie wiedzieć czemu" nie pomogło, a jeszcze skazało dziecko na dodatkową porcję szczypania i swędzenia. Przykładami mogłabym sypać jak z rękawa.
Na koniec dyskusji zapytałam największą krytykantkę, czy zna choć jedną osobę, którą może mi podać za wzór dobrej matki.
-Nie musi to być matka doskonała, tylko osoba, która najzwyczajniej sobie radzi z dziećmi.-Sprostowałam.
-No,... nie ma takiej.- Odparła Krytykantka.
-To może nie w dzisiejszych matkach jest problem?
-Ach, po prostu zawsze można coś jeszcze poprawić.- Broniła się przedstawicielka babć.
-Wie pani, do tej pory historia zna tylko jeden przypadek, kiedy to Noe był trzeźwy, a świat był zalany. Zazwyczaj bywa odwrotnie.- Mogłam jeszcze okrasić wypowiedź cytatem z biblii o kładzeniu na barki innych ciężarów, których samemu nie chcę się nawet ruszyć palcem, albo przysłowiem "Zapomniał wól jak cielęciem był", jednak ugryzłam się w język.

Jaki morał płynie z tej historii i czy w ogóle płynie? -Nie jestem pewna. Morały to nie moja specjalność, zdecydowanie wolę sączyć złośliwości. Jednak sobie i innym młodym matkom życzę więcej dystansu do nas samych jak i do opowieści starszego pokolenia. Rodziców doskonałych nie ma, a jak widać, z tymi dobrymi też różnie bywa. Nie należy się raczej spodziewać pochwał, bo wszyscy mamy tendencje do skupiania uwagi na wadach, czy domniemanych błędach. Postępujmy z naszymi dziećmi kierując się ich dobrem. Nie pozwólmy, by poczucie obserwowania przez innych oraz cudze krytykanctwo rzutowały na wychowanie naszych latorośli, gdyż to prowadzi jedynie do kompleksów, poczucia winy i frustracji. Chyba jednak lepiej mieć wadliwą, wesołą mamę, niż doskonałą frustratkę? Zaś porady babuń są cenne, o ile nie jest ich za dużo.

7 komentarzy:

Kasia Fiołek pisze...

Amen siostro! :-)

Gabi pisze...

Ależ jesteś szybka! Notka jeszcze nie ostygła. Jeszcze można się oparzyć, o nieokrzesanie językowe, litrówki i inne byczki, a już zdążyłaś skomentować. No, no...
;-)

Tomusz pisze...

Bardzo mądry i obiektywny tekst. Oczywiście - przedmiot dyskusji (babcie i teściowe) z pewnością by powiedziały "a co Ty się znasz...".

Pomimo bardzo dobrych relacji tak z mamą, jak i teściową - mam dużą ochotę im podesłać link do tego wpisu. Ot, żeby nasze relacje właśnie takie pozytywne pozostały :)

Gabi pisze...

Wypraszam sobie określenie "obiektywny". Toż to oszczerstwo! ;-)
Zazwyczaj wyolbrzymiam, wykrzywiam, silę się na złośliwości i na obiektywizm nie ma już miejsca. ;-)
A bardziej serio, to za każde miłe słowo z wdzięcznością dziękuję.

Tlingit pisze...

Oj, widzę ze ktoś tu się bardziej z blogowaniem opuszcza ode mnie! a szkoda...
Pozdrawiam ciepło!

Gabi pisze...

Oj, opuszczam się, choć tyloma tematami bym chciała się podzielić. Sił mi nie starcza- nostryfikacja wysysa wszelkie.

lucyferka pisze...

Tak mi się nasunęło po przeczytaniu. Przecież to one nas wychowały - skoro zrobiły to źle, to były złymi matkami, więc nie możemy się opierać na ich sposobach. Wywód logiczny zamykający im usta.