Tradycja wigilijna jest dla mnie czymś nader cennym, zwłaszcza, że od roku polubiłam te święta. Bycie mamą, jak widać, leczy z urazów z dzieciństwa.
Zostaliśmy tedy w Genewie by kultywować tu polską tradycję Wigilii z siankiem pod obrusem, choinką ubieraną 24 grudnia, opłatkiem, 12 potrawami (w tym makowcem, barszczem zakwaszanym, kapustą z grzybami, śledzikiem w pierzynce) oraz ze śpiewaniem kolęd. Z wielką dumą dzieliłam się tymi wszystkimi szczególikami ze znajomą Włoszką, ale zapomniałam o kilku stałych elementach nadających Świętom Bożego Narodzenia ich klimat.
Kończyłam ubieranie choinki sama. Zaczynałam co prawda z dziećmi, jednak ich zapał okazał się równie słomiany jak wieszane przez nas zabawki. Z transu mocowania kolejnych gwiazdek wyrwały mnie dziwne ślady na pierniczkach...ślady zębów. Okaleczenia doznały tylko te zawieszone na dolnych gałązkach. Mateo spojrzał na mnie szelmowsko przyłapany na obgryzaniu ogonka gwiazdki betlejemskiej.
-Moge, giastke, moge? -Zapytał.
Tradycji stało się zadość.
Z życzeniami Wspaniałych, Rodzinnych Świąt Narodzenia Pańskiego.
25 gru 2010
Pierniczki na choince.
Autor:
Gabi
o
20:45
Etykiety: Mateo powiedział, święta, tradycja
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Dziękujemy! My także życzymy, już co prawda poświątecznie, wszystkiego dobrego dla Waszej rodzinki oraz wiele szczęścia w Nowym Roku! Monika
ps. czekamy na kolejne wieści od Młodej Matki w Genewie:)
a serniczek wyszedł na święta?;)
Wzajemnie wzajemnie! I na Nowy Rok także wszelkiego błogosławieństwa dla Was wszystkich.
Widzę coraz mniej wpisów, why?
Prześlij komentarz